Komu najłatwiej w swojej skórze prowadzić miejską kampanię wyborczą? [MINĄŁ TYDZIEŃ]
Minął tydzień, w którym szczęśliwie okazało się, że nie jesteśmy największymi gapami mundialu, palmę pierwszeństwa oddając (?) mistrzom świata. Co ciekawe, odnoszę wrażenie, że jakoś szczególnie aktywnymi recenzentkami sportowych wydarzeń w Rosji stały się kobiety (choć teza, którą usłyszałam z ust dwóch pań w czwartek w tramwaju, jakoby Szczęsnego miał w bramce zastąpić... Teodorczyk, wydała mi się jednak zbyt ekstrawagancka i zbyt odważna, nawet jak na ostatnie posunięcia taktyczne trenera Nawałki)...
No, ale nie o tym, nie o tym. W minionym tygodniu moją uwagę na chwilę skupił ponownie ulubiony młody radny, który był uprzejmy znów szczypnąć „Express”. Doszukał się bowiem tym razem trzeciego dna w fakcie, że dziennikarka EB napisała, że „już” w lipcu będzie można płacić za przejazd tramwajem kartą, choć już wcześniej inny dziennikarz EB napisał, że stanie się to dużo prędzej. Czemu EB się zachwyca, skoro powinien przywalić prezydentowi miasta za zwłokę i brak konsekwencji? Jak ma się to do reklam zlecanych „Expressowi” przez ratusz? Przypadek? Nie sądzę... Hm, otóż prawda jest tyleż prozaiczna, co na swój sposób rzeczywiście zawstydzająca.
Profesjonalnie.
Wytłumaczył to na Facebooku jeszcze inny dziennikarz EB. Kiedy pierwszy reporter podał informację, był przekonany, że to rzecz nowa. I kiedy druga dziennikarka przekazała swoją informację, też miała takie przekonanie. Podzielili je też redaktorzy, skoro zabrakło komentarza, że to raczej obsuwa wprowadzenia tego udogodnienia, a nie bonus dla mieszkańców. I już. Naprawdę. Bez wytaczania dział wielkiego kalibru.
Wszystko to w programie wielkiego festiwalu wyborczego, z którym na co dzień mają do czynienia dziennikarze. W Bydgoszczy prezentuje się on nadzwyczaj barwnie. Bo oto w poważnych szrankach mamy: urzędującego prezydenta miasta (PO), urzędującą wiceprezydent miasta (SLD) oraz posła (PiS). Komu najłatwiej prowadzić w swojej skórze kampanię wyborczą (choć, po prawdzie, robić tego jeszcze nie wolno, bo nie ogłoszono formalnie daty wyborów)?
Czy pojawiający się przy każdej miejskiej okazji
„ojciec miasta”
pełni po prostu swój urząd, czy lansuje się wykorzystując możliwość przecinania wstęg, otwierania imprez i firmowania swoim nazwiskiem planów atrakcyjnych inwestycji? Czy łatwiej ma kontrkandydat, który na użytek wyborów może wygłaszać populistyczne opinie, bo przecież niezadowolonych mieszkańców są rzesze i nigdy nie zabraknie kogoś, kto uwierzy, że nowy prezydent od razu będzie mógł naprawić, poprawić i załatwić? Bo jak inaczej traktować wizytę prezydenta Bruskiego na otwarciu fordońskiego bloku BTBS (10 miesięcy temu „wystarczyła” do tego pani wiceprezydent). Jak tłumaczyć, że poseł (!) Latos organizuje (kilkaset metrów dalej) konferencję o bezpieczeństwie na osiedlowym (!) skrzyżowaniu. Na pewno obaj panowie mieliby pomysły na swoją „obronę”. Bo może czasami po prostu tak jest, bez trzeciego dna i dział?...
Pośrodku mamy jeszcze panią wiceprezydent, jedną nogą przy obecnym szefie i swojej roli w ratuszu, którą - skoro należycie wykonywana - powinno się doceniać, a drugą w wyborczej opozycji... Ech, będzie się działo!