Koń, jaki jest, każdy widzi: miejsce, w którym ciągle jest żywa historia
Stadnina koni w Janowie Podlaskim, pierwsza państwowa na polskich ziemiach, w sobotę i niedzielę hucznie świętuje swoje 200-lecie. Nie zawsze były to lata łatwe.
Najbardziej znana aukcja, jaka odbywa się w Janowie Podlaskim, to sierpniowe Pride of Poland. Jej publiczność ekscytuje się wtedy najwyższymi stawkami za najpiękniejsze konie. Stadninę odwiedzają tłumy, również goście z zagranicy. Janów zbiera plony za cały rok pracy.
Od lutego 2016 roku słynne na świecie miejsce hodowli koni pojawiało się w mediach, także w mniej przyjemnym kontekście. Zaczęło się od zwolnienia wieloletniego prezesa stadniny Marka Treli (obecnie sprawa toczy się przed sądem pracy), przez szeroko opisywane wypadki śmierci dwóch koni należących do Shirley Watts, żony perkusisty The Rolling Stones (ta historia ma się zakończyć ugodą).
Nie zapominajmy jednak, że stadnina w Janowie Podlaskim, a w zasadzie w Wygodzie pod Janowem, to miejsce, w którym na każdym kroku czuje się historię - znakiem tego miejsca jest „J” w koronie. Genezą sięga do okresu wojen napoleońskich, bo w tym czasie wytrzebione zostały stada koni w całej Europie. Państwowa stadnina po kongresie wiedeńskim miała odbudować populację, idea została podtrzymana także w czasie zaborów.
Pierwsze konie pochodziły ze stadnin i stajni cara Aleksandra I. Na początku trzymane były w Janowie Podlaskim, przy Pałacu Biskupim (dziś ten obiekt, po generalnym remoncie, jest hotelem - dop. red.)
- przypomina Anna Stefaniuk, główny specjalista ds. hodowli koni w najstarszej polskiej stadninie.
Dyrektorem stada został koniuszy wielki koronny, hrabia Aleksander Potocki z Wilanowa. „Na dzień 1 kwietnia 1819 r. było w Janowie 8 masztalerzy, 16 stadników (stajennych) i 3 rzemieślników. Stan koni na 1 stycznia 1819 r. wynosił: ogierów celnych 6, prowincjonalnych 48, klaczy - matek 98, młodzieży dwuletniej 33, roczniaków 52, ogółem 237 głów” (cytat za: Witold Pruski, Dzieje państwowej stadniny w Janowie Podlaskim 1817 - 1939).
„Do powstania styczniowego w 1863 roku kierownictwo stadniny spoczywało w rękach polskich hodowców. Po powstaniu, w którym udział brało kilkunastu janowskich masztalerzy, aż do wybuchu pierwszej wojny światowej stadniną kierowali urzędnicy carscy, a nadzór nad jej działalnością sprawował zarząd stadnin państwowych w Petersburgu. W 1914 roku konie janowskiej stadniny zostały ewakuowane w głąb carskiej Rosji i żaden z tych koni do Janowa nie wrócił” - tak opisywał Andrzej Krzyształowicz, wieloletni i zasłużony jej dyrektor, który doświadczenie zawodowe zdobywał jeszcze od przedwojennych pracowników stadniny (źródło: janow.arabians.pl).
Obecnie do Wygody możemy przyjechać na spacer, niektóre miejsca na terenie stadniny zwiedzimy jednak tylko w towarzystwie przewodnika. Teren przypominający park sąsiaduje z pastwiskami i ogrodzonymi płotami wybiegami, na których przebywają konie. W czasie zwiedzania możemy chociażby zajrzeć do stajni, w której mieszkają klacze ze źrebiętami. Oczywiście w taki sposób, aby im nie przeszkadzać. W trakcie takiej wizyty nie można przejść obojętnie obok najstarszych stajni, które są perłami architektury, a jednocześnie budynkami ciągle pełniącymi funkcję, dla której zostały wybudowane.
Stajnia Czołowa została zaprojektowana przez słynnego dziewiętnastowiecznego architekta Henryka Marconi, bardziej znanego z projektowania pałaców w stylu klasycystycznym. Gmach zaprojektował z oddechem - po przekroczeniu głównej bramy znajdujemy się w półokrągłym, jasnym pomieszczeniu z oknami. Na podłodze leży czysta ściółka, ale ściany pokrywa boazeria, a na oknie stoją kwiaty w doniczkach. To miejsce, w którym odbywało się krycie koni. Następnie przechodzimy do stajni - mamy je po obu stronach, żeby opuścić zabytkowy budynek wejściem zlokalizowanym z drugiej strony. Do najstarszego kompleksu budynków należy także Stajnia Zegarowa, od czasomierza, który widzimy na jej elewacji. I tutaj mieszkają konie. Obie opisywane, zabytkowe stajnie pochodzą z lat 40. XIX wieku.
W czasie II wojny światowej losy stadniny układały się różnie. Początek wojny wiąże się z decyzją o ewakuacji stada. Nie udało się jednak ocalić zwierząt. Jesienią 1939 roku Rosjanie wywieźli na Kaukaz kilkaset koni, do stadniny w Tiersku.
Okres okupacji niemieckiej paradoksalnie dla stadniny okazał się nieco spokojniejszym czasem. Oczywiście przeszła ona pod zarząd niemiecki, ale ówczesny komendant rozumiał, że Wygoda jest miejscem szczególnym. Pozwalał pracować polskim specjalistom z przedwojennego okresu. Zostało też zlecone poszukiwanie wywiezionych koni. Do stadniny wróciły te, które rozpierzchły się po okolicy. Zaczęło się odbudowywanie hodowli. Na Podlasie trafiły też konie przywiezione na przykład z terenu okupowanej przez Niemców Francji. - Niemiecki komendant Hans Fellgiebel dobrze zapisał się w pamięci ludzi, mówiło się, że stadnina jest taką naszą Szwajcarią, ze względu na swoją niezależność. Słyszałem, że przymykał nawet oko na to, że niektórzy z jego pracowników byli żołnierzami Armii Krajowej - mówi koniuszy Artur Bieńkowski, który kieruje pracą około 40 masztalerzy, czyli osób bezpośrednio opiekujących się końmi.
W janowskiej stadninie miał być planowany nieudany zamach na Hitlera, do którego doszło w Wilczym Szańcu w dniu 20 lipca 1944 roku. Brat niemieckiego szefa stadniny, który odwiedzał go w tym miejscu, był jedną z osób straconych w związku z tym aktem.
Kiedy Fellgiebel w latach 60. przyjechał odwiedzić stadninę, pracownicy przygotowali przyjęcie. Stoły stanęły za Stajnią Zegarową. W pewnym momencie nasze ówczesne władze zaczęły się trochę niepokoić. Bo przecież to, że tak przywitaliśmy Niemca, mogło zostać na zewnątrz źle odebrane
- zaznacza Bieńkowski.
Wracając do okresu II wojny, traumą dla pracowników stadniny, ale też zwierząt, była ewakuacja, przeprowadzona na rozkaz Niemców w lipcu 1944 roku. Hitlerowcy uciekając przed zmianą frontu wsadzili konie do pociągów, ostatecznie trafiły one na pastwiska Saksonii. W lutym 1945 roku zaczął się drugi etap ucieczki. Ponad 400 koni mieli prowadzić masztalerze z Janowa Podlaskiego, ale też niemieccy jeńcy o różnej narodowości. Los sprawił, że ewakuowane zwierzęta znalazły się w Dreźnie w czasie wielkiego bombardowania tego miasta.
„Zginęło, jak się później okazało, 21 ogierów. Na szczęście uratowały się wszystkie ogiery czołowe, a wśród nich Witraż i Wielki Szlem. Oba te ogiery w czasie nalotu znajdowały się w rękach masztalerza Jana Ziniewicza. Z ludzi nikt nie został ranny” - czytamy w książce Stadnina koni Janów Podlaski pod redakcją Andrzeja Krzyształowicza.
Powrót do Polski nastąpił jesienią 1946 roku. Konie nie mogły zostać przywiezione bezpośrednio do Janowa Podlaskiego, bo teren stadniny był zbyt zniszczony.
Okres PRL był czasem, w którym wiekowa stadnina również miała swoje problemy. W końcu był to czas, kiedy ułańskie i kawaleryjskie tradycje okresu II Rzeczpospolitej nie były dobrze widziane. - Gierek mówił, że można te zwierzęta wstawić do zoo. Front się zmienił, kiedy okazało się, że nasza hodowla jest z powodzeniem sprzedawana na Zachód i z tego tytułu do Polski płyną tak pożądane dewizy - zauważa koniuszy Artur Bieńkowski.
Masztalerze stukają obcasami
Życie w Janowie Podlaskim toczy się swoim, z góry ustalonym, rytmem. Dzień rozpoczyna się o godz. 6 rano, od obchodu stajni prowadzonego z udziałem prezesa i głównego specjalisty ds. hodowli koni. Kolejny taki przegląd stanu zdrowia koni odbywa się po sprowadzeniu zwierząt z pastwisk, około godz. 16.
Anna Stefaniuk, która w Janowie pracuje od 35 lat, tak wspomina swoje początki w stadninie. - Najważniejsza jest ciągłość historii tego miejsca, niektóre z tradycji nawiązywały do kawaleryjskich czasów - podkreśla Anna Stefaniuk, główny specjalista ds. hodowli koni w Janowie Podlaskim. - Gdy zaczynałam pracę, w czasie obchodu masztalerze i komendanci stajni stawali na baczność i stukali obcasami, składając meldunek dyrektorowi. Także do codziennej pracy nosili zielone mundury, z bryczesami i oficerkami. Nic dziwnego, skoro wszyscy jeździli konno. Było w tym coś z wojskowego drylu. Dziś też mamy mundury, ale zakłada się je już od święta, na przykład na przeglądy hodowlane z udziałem hodowców z zewnątrz - wspomina Anna Stefaniuk. I precyzuje: - W czasie obchodu masztalerze również dziś meldują, który koń okulał albo stracił apetyt.
Obecnie w stadninie w Wygodzie jest hodowanych około 500 koni: czystej krwi arabskiej oraz półkrwi angloarabskich. Nie wszyscy mają świadomość, że państwowa stadnina ma także około 700 sztuk bydła, głównie z myślą o sprzedaży mleka. Ta część hodowli została zapoczątkowana jesienią 1957 roku.
Koniuszy Artur Bieńkowski, który w Janowie Podlaskim jest zatrudniony od 15 lat, przyznaje, że praca przy koniach nigdy się nie kończy. Nie ma znaczenia, czy to Boże Narodzenie, albo Wielkanoc. - My sami nazywamy naszą pracę służbą. Janowska hodowla koni to światowa marka. Dobro kultury i dobro narodowe - podkreśla Bieńkowski.
Trochę na uboczu, między drzewami, jest trawnik z głazami. Umieszczone na nich są imiona koni. Tutaj przez lata chowane były po śmierci najbardziej cenne i utytułowane konie ze stadniny w Janowie Podlaskim. Na zawsze zostawały w miejscu, w którego historii zapisały się złotymi zgłoskami. Leżą tu m.in. Czort, Bandola i Parma.