Konfederatów barskich nawet na smokach wojska latające nie dały rady ani pognębić, ani zatrwożyć
Legenda konfederacji barskiej, pierwszego powstania w obronie niepodległości Rzeczypospolitej, przetrwała do dzisiaj. I nic dziwnego, bowiem na zawsze rozsławili ją czołowi pisarze doby romantyzmu, zaś blaszany ryngraf konfederacki był traktowany jak relikwia i z pietyzmem przechowywany w dworach i pałacach.
Teraz mamy okazję, aby wrócić do tamtych wydarzeń, bowiem wydawnictwo Zysk i s-ka wznowiło słynną monografię. Chodzi oczywiście o dwutomową „Konfederację barską” - opus magnum znakomitego historyka Władysława Konopczyńskiego, który ze względu na liczne i częste kwerendy nazywany był „archiwożercą”.
Wybór Stanisława Augusta Poniatowskiego - na rozkaz imperatorowej Wszechrosji i za pomocą bagnetów moskiewskich - nie wróżył niczego dobrego. W Polsce de facto rządził wszechwładny ambasador Nikołaj Repnin, który robił co chciał. Na jego rozkaz porwano i wywieziono w głąb Rosji przywódców patriotycznej opozycji. Na taką hańbę Polacy nie mogli sobie pozwolić. Wybuch wydawał się tylko kwestią czasu. Nastąpił 29 lutego 1768 roku w Barze na Podolu. Panowie bracia dobyli szable, zaintonowali „Te Deum”, odpalili armaty na wiwat i ogłosili konfederację.
Zaczęło się od upadku Baru i wielkiej rzezi w Humaniu
Początki nie były zbyt fortunne, bowiem Rosjanie zdobyli słynny Berdyczów z klasztorem Karmelitów broniony przez najsłynniejszego i najdzielniejszego z dowódców konfederackich - Kazimierza Pułaskiego. Zaraz potem padł Bar, mimo że obrońcy - zagrzewani do boju przez przywódcę duchowego powstania, księdza Marka - stawili heroiczny opór. Niebawem doszło do pamiętnej rzezi w Humaniu, gdzie Kozacy - podjudzeni przez popów i agentów Katarzyny II - wymordowali około 20 tys. szlachty, mieszczan i Żydów. Wydawało się, że po tych klęskach powstanie upadnie. Stało się jednak inaczej. Rozpoczęła się wojna partyzancka, której płomień ogarnął niemal cały kraj. W licznych bitwach i potyczkach konfederaci ścierali się z Moskalami i wojskami wiernymi królowi Stasiowi. Szefami konfederacji zostali: Michał Krasiński w Koronie i Michał Pac na Litwie.
Jednak to nie oni przeszli do legendy. Ponadczasową sławą okrył się Kazimierz Pułaski, który później walczył o niepodległość Stanów Zjednoczonych oraz Józef Sawa-Caliński, który poległ. Kolejni bohaterowie to uważany za proroka i cudotwórcę ksiądz Marek Jandołowicz, przełożony karmelitów w Barze, a także Maurycy Beniowski, którego Rosjanie zesłali na Kamczatkę, skąd uciekł i został... władcą Madagaskaru. Co ciekawe, jednym z lokalnych marszałków konfederacji był Szymon Suski, przodek obecnego posła Marka Suskiego.
Konfederaci walczyli ze zmiennym szczęściem. Wprawdzie nie mieli szans w starciu z wojskami Semiramidy Północy, niemniej mocno dali im się we znaki. Do legendy przeszła dowodzona przez Pułaski-ego obrona Okopów św. Trójcy. Głośnym echem odbiło się zajęcie lub zdobycie Krakowa, Częstochowy i Lanckorony, a potem ich twarda obrona. Sensacją stał się niezwykły rajd Szymona Kossakowskiego - późniejszego hetmana i powieszonego w Wilnie targowiczanina - który na czele 4-tysięcznego oddziału szarpał Moskali na Kresach, najechał ich ziemie pod Smoleńskiem i przez Prusy przedarł się do Wielkopolski.
Poczet konfederatów w utworach romantyków
Zryw zbrojny w latach 1768-72 szczególnie trafił do wyobraźni naszych romantyków z Mickiewiczem, Słowackim i Fredrą na czele. Konfederatami byli cześnik Maciej Raptusiewicz z „Zemsty” i Maciej Dobrzyński z „Pana Tadeusza”. O konfederatach czytamy w dramatach „Ksiądz Marek” i „Sen srebrny Salomei”. Warto też przeczytać wyborne gawędy szlacheckie Henryka Rzewuskiego „Pamiątki Soplicy” oraz powieści Józefa Dzierzkowskiego - „Uniwersał hetmański” i Zygmunta Kaczkowskiego - „Anuncjata”, której tytułowa bohaterka jest córką kasztelana sieradzkiego. Pamiętajmy też, że podczas stanu wojennego w PRL w gronie opozycji oprócz songów Jacka Kaczmarskiego śpiewano popularną „Pieśń konfederatów barskich” - zarówno oryginalną („Stawam na placu z Boga ordynansu...”), jak i w wersji Słowackiego („Nigdy z królami nie będziem w aliansach...”), w której niezłomni konfederaci zapewniają: „Chociaż się chmury i morza nasrożą, choćby na smokach wojska latające nas nie zatrwożą...”.