- Nam zależy tylko na tym, by konie były ogrodzone porządnym płotem i nie wybiegały na uprawy i ulice wioski - mówi pani Jadwiga, mieszkanka wsi Koźla.
Od paru lat mieszkańcy wsi Koźla borykają się z problemem koni, które mają biegać po wsi i niszczyć ich uprawy i pola. Według nich przyczyną tego jest nietrwałe ogrodzenie.
W liście do komendanta zielonogórskiej policji, pani Zofia, która zgłosiła się ze sprawą do naszej gazety, napisała m.in.: „Zwracam się z uprzejmą prośbą w imieniu mieszkańców Koźli o natychmiastową i skuteczną interwencję (…) u właściciela stada koni, które powodują dla nas realne zagrożenie. Około 30 koni wypasa się w kilku prowizorycznych zagrodach. (…) Zwierzęta często wychodzą z pastwisk, biegają po drogach publicznych, stwarzając duże zagrożenie dla dzieci idących do i ze szkoły, jak i innych użytkowników drogi. (...) Właściciel nie ponosi z tego tytułu żadnych konsekwencji (…)”. Pod tym pismem podpisało się 89 mieszkańców wsi.
Kilka razy doszło do spotkań pomiędzy mieszkańcami, a właścicielem koni, który do Koźli przyjechał z Niemiec. Jak mówił nam wójt gminy Świdnica, Adam Jaskulski: - Potwierdzam, że w ubiegłym roku odbyło się spotkanie z mojej inicjatywy, na prośbę mieszkańców. Wydawało się, że doszło do porozumienia pomiędzy mieszkańcami, a właścicielem koni. Właściciel koni obiecał skutecznie zagrodzić teren. Pomimo tego, że porozumienie wydawało się realne nastąpiła kolejna seria zgłoszeń. Mam świadomość, że sprawa jest głęboko społeczna. Te zgłoszenia wychodzą od kilkudziesięciu osób we wsi. Kancelaria prawna obsługująca gminę Świdnica, jako instytucję, zaoferowała nieodpłatną pomoc. Mieszkańcy spotkali się z prawnikiem, doszło do jakichś ustaleń, ale to już jest kwestia rozmowy między nimi, a prawnikiem, bo podkreślam, że nie jestem żadną stroną w tej sytuacji - informuje wójt.
- My niczego nie żądamy oprócz porządnego ogrodzenia dla koni – mówi J. Olejarz, jedna z mieszkanek Koźli.
- Chodzi nam tylko o to, że nasze uprawy są nieustannie zagrożone. Nasza sytuacja pogarsza się z roku na rok, bo stado koni się powiększa, a zagrody są wykonywane prowizorycznie. My , mieszkańcy Koźli chcemy tak niewiele, abyśmy się czuli bezpiecznie, a owoce naszej ciężkiej pracy nie były systematycznie niszczone. Nie chcemy wygnać właściciela koni. Mój dziadek był ułanem. Ja mam wpojoną miłość do koni – dopowiada pani Zofia.
- Jestem hodowcą koni arabskich czystej krwi. W skład inwentarza wchodzi między 20 a 30 koni. W naturze koń musi biegać, nawet 30 km dziennie. Konie są spokojne i zupełnie nie są niebezpieczne dla ludzi. Moje konie są bardzo pomocne dla ziemi i roślin. Gdy kupiłem grunt, był tylko piasek-teraz jest żyzna ziemia - pisze nam w oficjalnym oświadczeniu właściciel zwierząt. - Nikt nie dba o psy, które biegają po wsi wolno i ganiają samochody. Dziki biegają po lesie, przychodzą na pola i ogrody i w ciągu jednej nocy robią więcej szkody, niż wszystkie moje konie mogą zrobić w całym swoim życiu. Był też u mnie zespół weterynaryjny i zobaczyli zadowolone, zrelaksowane i zdrowe konie w bardzo dobrym stanie. Jestem gotowy dokonać rozsądnej zapłaty za szkodę wyrządzoną przez moje konie. Wystarczy przyjść i ze mną porozmawiać. Jestem chętny na dialog, zapraszam. - kończy swą wypowiedź właściciel zwierząt.
O głos w sprawie prosiliśmy też zielonogórską komendę policji, do której mieszkańcy wysyłali pismo oraz nadleśnictwo, które było zaangażowane w sprawę. Pomimo naszych próśb ani jedna, ani druga instytucja nie udzieliła nam oficjalnego komentarza w tej sprawie. Pani Zofia otrzymała również dokument od zielonogórskiej prokuratury.
Sprawę ogrodzenia i koni, skierowaną do sądu, prokuratura umorzyła. A nieporozumienie między mieszkańcami trwa nadal.