Konie uciekły i szukały trawy
- Konie mało mnie nie stratowały na chodniku - mówi Czytelniczka. - Mam klacze uciekinierki. Przepraszam - odpowiada właściciel.
Do redakcji „GL” zadzwoniła Natalia Kondarewicz z Raculi. - W miniony piątek około godz. 11.00 byłam na spacerze z córką. Szłam chodnikiem tuż przy Wojewódzkim Ośrodku Sportu i Rekreacji. Córkę wiozłam w wózku, gdy grupa koni ruszyła w naszą stronę - opowiada pani Natalia. - Bałam się, że konie mnie stratują. Uciekałam za pobliski kiosk warzywny, a konie za mną. Ulicą akurat jechał TIR, nie było gdzie uciec. Na szczęście przygodni ludzie odgonili zwierzęta.
Nasza Czytelniczka zadzwoniła w tej sprawie do WOSiR-u, bo myślała, że konie uciekły właśnie z ośrodka. Tam dowiedziała się, że zwierzęta należą prawdopodobnie do właściciela stadniny, która sąsiaduje z ośrodkiem.
- To nie pierwszy raz konie wałęsają się po ulicy. Raz widziałam, jak jeden cwałuje środkiem asfaltu. Przecież to niebezpieczne dla kierowców - mówi N. Kondarewicz. - W moim przypadku było o włos od tragedii.
Konie należą do Dariusza Majewskiego. To właściciel stadniny EuroRanczo w Drzonkowie. - Bardzo przepraszam tę panią za to, że moje konie ją wystraszyły - mówi D. Majewski. - Mam dwie klacze uciekinierki, które gdy są razem na padoku, poszukują przygód. To klacze, które skaczą pod siodłem. Nie boją się wysokości. Karabela to nawet była na mistrzostwach świata w Berlinie w zeszłym roku. Gdy jest jedna z nich na wybiegu, nie ma problemów. Kiedy razem, są problemy. To właśnie dla Karabeli i Pokory podwyższyłem ogrodzenie aż do 1,6 m.
Ośrodek ma kilkanaście koni. Mają duży padok i dobre warunki. Są zadbane. Gdy reporter „Gazety Lubuskiej” odwiedził stadninę, cały teren był też ogrodzony. A klacze uciekinierki pokornie stały w stajni. - Ogrodzenie prawdopodobnie zostało naprawione, bo gdy mąż był dzień po moim spacerze, niektóre żerdzie były w płocie wyłamane - tłumaczy pani Natalia.
D. Majewski zapewnia, że klacze uciekinierki nie są agresywne. One uciekały w poszukiwaniu smacznej trawy, a akurat za kioskiem warzywnym upatrzyły sobie łąkę. - Mam nadzieję, że teraz gdy podwyższyłem ogrodzenie, już nie uciekną i jeszcze raz przepraszam za nie. A konie to roślinożercy. Nie atakują ludzi. Mam nadzieję, że taki incydent się nie powtórzy - powiedział właściciel stadniny.