Koniec dyskusji o aborcji. Rząd przestraszył się parasolek?
W poniedziałek na ulice wielu polskich miast wyszły dziesiątki tysięcy protestujących kobiet. W efekcie, w błyskawicznym tempie Sejm odrzucił projekt ustawy całkowicie zakazujący aborcji.
Mimo ulewy i zimna, miniony poniedziałek upłynął pod znakiem ogólnopolskiego strajku kobiet. Nawet 98 tys. osób w całym kraju protestowało przeciwko zaostrzeniu prawa aborcyjnego. To efekt głosowania 23 września, podczas którego sejmowa większość - głosami posłów PiS, Kukiz’15, części PO i PSL - skierowała obywatelski projekt ustawy „Stop aborcji” do dalszych prac w komisji, a odrzuciła w pierwszym czytaniu drugi obywatelski projekt „Ratujmy kobiety”.
- Choć głosowali tak nie tylko posłowie PiS, na nich - jako rządzących i posiadających większość - skupiła się krytyka, ocenia dr Szymon Ossowski, politolog z Zakładu Komunikacji Społecznej WNPiD UAM.
Czarny Protest w Poznaniu:
- PiS popełniło taktyczny błąd, nierówno traktując dwa projekty obywatelskie. Strzeliło sobie samobója. Gdy kierownictwo partii zdało sobie z tego sprawę, chciało jak najszybciej wycofać się z trudnej sytuacji. Zadziałała tzw. piąta władza, czyli demokracja sondażowa. Badania wyraźnie wskazują bowiem, że większość Polaków jest przeciwna całkowitemu zakazowi aborcji, a opowiada się za utrzymaniem obecnych przepisów - dodaje.
Te wyniki potwierdził Czarny Protest. Spontaniczna, zwołana w internecie akcja, która osiągnęła gigantyczne rozmiary. Według szacunków policji, na ulice w całym kraju mogło wyjść ok. 80 tys. protestujących. „Wkurzone” kobiety pojawiły się też pod Sejmem i siedzibami PiS (w Poznaniu doszło do zamieszek, zatrzymano trzy osoby, a trzech policjantów trafiło do szpitala). W efekcie temat nagle powrócił na obradach Sejmu.
Niespodziewanie w środę zwołano posiedzenie komisji sprawiedliwości i praw człowieka, by posłowie zajęli się projektem ustawy całkowicie zakazującym aborcji i zakładającym karanie za nią kobiet oraz lekarzy. Wybuchło zamieszanie. Najpierw okazało się, że wybrana sala jest za mała, potem opozycja blokowała obrady, podważając ich legalność i domagając się wpuszczenia protestujących przed Sejmem.
Równie niespodziewanie poseł PiS Witold Czarnecki złożył wniosek o odrzucenie przez komisję projektu. Mimo chaosu, szybko go przegłosowało. Za było 17 posłów, jeden przeciw, jeden wstrzymał się od głosu. Jeszcze tego samego dnia - w nocy - w Sejmie odbyło się drugie czytanie. A kolejnego - ostateczne głosowanie. Autorom projektu nie pomogło już zgłoszenie autopoprawki wykreślającej zapis o karaniu kobiet.
- To, co państwo zrobili, to przemoc silniejszych wobec słabszych
- mówiła do polityków PiS Joanna Banasiuk z Ordo Iuris. Odpowiedział jej sam Jarosław Kaczyński.
- Obserwując sytuację społeczną, doszliśmy do wniosku, że projekt może doprowadzić do procesów, których efekt będzie dokładnie przeciwny niż zamierzony - mówił prezes. - PiS w dalszym ciągu będzie za ochroną życia, będzie podejmowało odpowiednie działania, ale o o charakterze przemyślanym, by rzeczywiście uzyskać odpowiedni skutek.
Ryszard Petru - Polki były wkurzone i wściekłe:
Źródło: TVN24
Z kolei premier Beata Szydło zapowiedziała powstanie programu wsparcia dla matek dzieci z tzw. trudnych ciąż oraz prowadzenie akcji informacyjnej o ochronie życia.
Ostatecznie, po gorącej dyskusji, Sejm odrzucił projekt „Stop aborcji”, pod którym podpisało się ok. 450 tys. obywateli. Za odrzuceniem projektu było 352 posłów (186 z PiS), przeciw 58, a wstrzymało się 18. - PiS popełniło duży błąd, przez co - choć do wyborów sporo czasu - musi liczyć się z odpływem części bardziej centrowego elektoratu, który w dużej mierze pomógł partii dojść do władzy. Przy okazji PiS dolało paliwa do baku opozycji - podsumowuje politolog dr Szymon Ossowski.