Na zwłoki pływające na tafli wody w stawie w Miłakowie natrafił ok. 9 rano w środę mężczyzna, który przyjechał w to miejsce ścinać trzcinę. Zawiadomił policję i czekał na miejscu, aż do przyjazdu funkcjonariuszy. Przez kilka godzin nie było pewne, czy odnalezione ciało to zaginiona we wrześniu Jolanta M. z Bonowa. Jednak przed godz. 15 sierżant Justyna Sęczkowska z komendy nowosolskiej policji potwierdziła, że znane są już personalia zmarłej kobiety. - Sekcja zwłok ustali przyczyny zgonu -poinformowała rzeczniczka nowosolskiej policji. Został znaleziony rower kobiety.
Przypomnijmy, Jolanta M. zaginęła 10 września tego roku późnym wieczorem. Tego feralnego dnia pojechała rowerem do Pastuszyna. Tam odbywał się festyn firmowy. 51-letnia mieszkanka Bonowa była na tym festynie. Podczas zabawy widziano ją ostatni raz. Około godz. 21.30 powiedziała znajomym, że wraca do domu. Od tego czasu nikt jej nie widział.
Do akcji poszukiwawczej zaangażowane były psy tropiące z Wrocławia i Poznania. Wykorzystano także helikopter. Teren przeczesywali mieszkańcy. Niestety przez wiele tygodni nie było żadnych śladów.
Było to drugie zaginięcie kobiety w ostatnich latach. Niektórzy zaczęli łączyć dwie sprawy i spekulować co mogło się zdarzyć, czy ktoś czyha w tej części regionu na kobiety.
Jeszcze dwa tygodnie temu córka zaginionej Jolany M. w rozmowie z GL przyznała, że wierzy w to, że mama żyje. - Muszę wierzyć. Bardzo chciałabym wiedzieć, co się stało. Jakie były jej ostatnie chwile przed zagininięciem, czy ktoś nie zrobił jej krzywdy - mówiła kobieta.
Pani Jolanta była towarzyska i bezkonfilktowa. Nie miała wrogów, ani długów. jeszcze nie wiadomo co wydarzyło się nad stawem w Miłakowie.