Konrad jest kobietą, ale nie to jest najważniejsze. Marcin Kalisz o "Dziadach" w Teatrze im. Słowackiego
„Dziady” za życia Mickiewicza nie doczekały się inscenizacji. Za to później po dramat sięgali najwybitniejsi reżyserzy teatralni. Po raz pierwszy wystawił "Dziady" Stanisław Wyspiański w Teatrze Miejskim w Krakowie, 120 lat później na tej samej scenie - dziś Teatru im. Słowackiego - premierę ma spektakl w reżyserii Mai Kleczewskiej. Rozmawiamy z Marcinem Kaliszem, który w tej inscenizacji gra ks. Piotra.
O czym są „Dziady” Anno Domini 2021?
Są o Polsce, bo jakżeby inaczej. To banał, ale „Dziady” są tak napisane, że - niezależnie od epoki - można w nich odbić naszą współczesność. Co nie jest pokrzepiające. Mówią o naszej chybotliwej, niestałej tożsamości. A taka właśnie prowadzi do uczucia niepokoju, zaczyna buzować i przepoczwarzać się dziś w coś koszmarnego i bardzo niebezpiecznego; bardzo realnego.
W Przedmowie do III cz. „Dziadów” Mickiewicz pisze, że chciał dać kilka rysów, wyrazić w formie wiersza, ale właściwie w sposób dokumentalny, ówczesne wydarzenia na Litwie. Niektóre z tamtych wydarzeń, jak choćby represje/presja władz wobec niepokornych obywateli, można odnieść do naszej aktualnej sytuacji. Oczywiście jest w „Dziadach” pierwiastek uniwersalny, ale są też sytuacje odwołujące się do bardzo konkretnych zdarzeń czy postaci: to chociażby scena Salonu i Senator Nowosilcow.
Inaczej niż „Pan Tadeusz”, który jest swego rodzaju rzutem tęsknoty, poczucia straty, miłości, wściekłości i potrzebą opowiedzenia tego, „Dziady” - III część - narodziły się w afekcie, z niezgody. Mickiewicz mówi o III części: chciałem to napisać, ponieważ wydarzyło się coś niezwykłego - młodzi ludzie biorący udział w ówczesnych wydarzeniach, skupieni na przykład wokół postaci Tomasza Zana - "naczelnika młodzieży", ale też po prostu zgromadzeni razem buntownicy, twórcy, indywidualiści mieli silne przeświadczenie, że biorą udział w czymś mistycznym.
„Dziady” na scenie to słynne inscenizacje Grotowskiego, Swinarskiego, Dejmka. Spektakle, które mocno rezonowały społecznie.
Być może nasza inscenizacja przejrzyście, a jednocześnie bez pouczania widza, postawi pytanie: Zastanów się, człowieku, do czego masz prawo? Hasło banalizowane przez m.in. przedwyborcze nawoływania, media, banery reklamowe. Szafowanie nim sprawia, że przestaje się je traktować poważnie, traci moc. Może to będzie przedstawienie, które pyta, nie tylko zawołuje. Takie pytanie to oczywiście broń obosieczna, bo można pomyśleć, że do wielu rzeczy ma się „święte prawo”. Ale nie mówię tu o nawoływaniu ludzi do bezhołowia i chaosu, tylko do uczuciowego namysłu. Może to utopia.
Bywało, że inscenizacje „Dziadów” zawoływały.
Myślę, że siła tych inscenizacji nie leżała w tym, że one zawoływały do walki i buntu, ale w tym, że widzowie rezonowali na wydarzenia, które działy się na scenie. Żywotność tkwiła w ich konstrukcji, wewnętrznym skupieniu i jakiejś sile. Widz „dobrze zapytany” ze sceny, sam sobie zada pytanie. Wyjść na scenę i krzyczeć: „Dość! Walczmy!” to za mało.
„Dziady” 2021 to Konrad, który jest... Konradą. Czy obsadzenie w tej roli kobiety zmienia perspektywę dramatu?
Generalnie nie. Natomiast dziś postawienie kobiety w roli Konrada, w roli rewolucjonistki, nasuwa jednoznaczne skojarzenie. Dziś postać kobiety na scenie może mieć takie znaczenie i siłę jak pod koniec lat 60. postać studenta, a w latach 80. - robotnika. Stawiamy w tej roli kobietę - to coś to oznacza. Ale istotne pytania, które stawia Konrad w „Wielkiej Improwizacji” - mierzenie się z Absolutem - dzieją się poza płcią, są uniwersalne.
To ja, człowiek, zmagam się z „pytaniami o sens”. Korzystamy trochę ze schedy Marii Janion - ona jest wspaniałym przykładem kogoś, kto staje naprzeciw nieodgadnionych pytań, przepuszcza je przez siebie i stawia im opór. Używając przewrotnie zdania z monologu Ks. Piotra: „Któż ten mąż?” - według mnie Maria Janion z jej namysłem nad Polską.
Natomiast na poziomie aktualnych wydarzeń postawienie kobiety w roli Konrada pokazuje, że można zmienić perspektywę. I w związku z tym to po prostu człowiek zadaje dzisiaj pytania i para się Absolutem. Poetka, poeta, śpiewak, intelektualistka, protagoniści. Kobiety grały mężczyzn, a zwłaszcza mężczyźni kobiety po wielokroć w przeszłości. Nie to jest sprawą. Poza tym spłaszczylibyśmy temat spektaklu, wysyłając do widza komunikat, że on jest tylko o równouprawnieniu.
Kim zatem jest twój ksiądz Piotr?
Jest księdzem, który w swoim mniemaniu wykonuje posługę najlepiej jak potrafi. Nie musi bronić Boga, bo ten jest wszechmocny, ale za to czuje, że musi bronić instytucji, swojego Kościoła. I robi to. Dla wielu współczesnych duchownych sam fakt, że kobieta postanawia nadać sobie imię Konrad, już może być nie do zniesienia. I już powstaje pytanie, czy ma do tego prawo. Dla wielu, nie dla wszystkich, bo sam znam duchownych, z którymi cieszę się, że mam możliwość od czasu do czasu porozmawiać. I nie traktujemy siebie jako ludzi po dwóch stronach barykady.
Konrad rewolucjonista, buntownik-kobieta i ksiądz Piotr. Aktualne wydarzenia ustawiają optykę tego duetu. A czy kobieta w roli Konrada zmienia relację z księdzem Piotrem?
Myślę, że napina jeszcze bardziej ich kontakt. Są w sporze o pryncypia, a to, że Konrad jest kobietą w tej inscenizacji, jeszcze bardziej wyostrza tę sytuację. Można powiedzieć, że Konrad broni tego, co mówi w "Wielkiej Improwizacji", a ksiądz Piotr broni swojego ogródka - dlatego powiedziałem, że sumiennie wykonuje swoje obowiązki. Natomiast nie kładziemy nacisku na to, że ksiądz Piotr jest bratem zakonnym, bernardynem, choć w „Dziadach” to było ważne.
„Dziady” to też dramat o roli sztuki i artystów. Konrad - samotny poeta, którego nikt nie rozumie. „Samotność - cóż po ludziach, czym śpiewak dla ludzi” - mówi. W inscenizacji Kazimierza Dejmka głos Gustawa Holoubka w roli Konrada odbierany był jako podjęcie tematu roli inteligencji. O czym dziś mówi Konrad-poeta w tym kontekście?
Jeżeli przyjmiemy zdanie, że dobra sztuka jest nam potrzebna, ponieważ podwyższa naszą kulturę, czyni nas mądrzejszymi, wrażliwszymi i inteligentniejszymi ludźmi, że jest nam niezbędna - to będzie to ważniejsze od całej tej paplaniny i wielkich haseł na plakatach, w mediach, gdzie mieli się głębokie myśli. Jednym sztuka jest kompletnie niepotrzebna, kojarzy się z ubawem w niedzielę na festynie, z farsą, teleturniejem, a jeszcze inni mają do niej raczej letnie podejście.
Niewiele osób zdaje sobie sprawę, że sztuka jest nam niezbędna do lepszego egzystowania. Ktoś zrobił badania, z których wynika, że społeczeństwa dbające o kulturę wysoką, cechują się wyższym intelektem, przez co lepiej prosperują jako ogół, ustrój. Niby rzecz oczywista, że jeżeli zaniedbamy inwestowanie i szerzenia wysokiej kultury i sztuki, to zgłupiejemy. I tracimy jako społeczeństwo, bo stajemy się mniej wydajni. Konrad to przecież artysta, który mówi, że niewiele osób jest go w stanie w ogóle zrozumieć. Jeżeli z tego spektaklu wyjdzie taka myśl, że kultura wysoka jest nam potrzebna do lepszego egzystowania - to właśnie o to chodzi.
W zapowiedzi spektaklu padają słowa, że „jak w upiornym śnie, śnimy wciąż tę samą historię, przez co przegrywamy jako Ludzie”. U Mickiewicza sen jest ważnym stanem, czym w spektaklu Mai Kleczewskiej jest ta warstwa oniryczna?
„Dziady” mają konstrukcję „bycia na rozstaju” - w realnej rzeczywistości i w odmętach. A sen jest zawsze otwarciem do rzeczywistości nadprzyrodzonych, do zderzania się niemożliwych sytuacji lub emocji. Sen czy mistyczność pozwala na abstrakcję. I na to, by bohaterowie pokazali, do czego są zdolni.
A co zobaczymy na scenie w warstwie tekstu? Czy „Dziady” Mai Kleczewskiej są zabiegiem na tekście Mickiewicza?
Poza tym że w przypadku Konrada i tam, gdzie rola męska została zamieniona na żeńską, szukamy formy żeńskiej - tak często jak to się da i poza potrzebnymi skrótami, nie ma zabiegów na tekście. Nie jest to, moim zdaniem, przepisanie „Dziadów” ani impresja na temat. To są „Dziady” Mickiewicza.
Wspominaliśmy o wcześniejszych inscenizacjach, głośnych, które odbijały się szerokim echem, ale i doskonałych rolach. Czy to jest obciążające?
To inspiracja. 20 lat temu obejrzałem pierwszy raz „Dziady” Swinarskiego, na VHS. To spektakl zrobiony jakby na jednym oddechu, z wielką siłą. I nadal jest hipnotyzujący w wielu momentach. Wyobrażam sobie, że widzowie wówczas naprawdę mogli mieć poczucie, że biorą udział w misterium. Z wierszem nie deklamowanym, a mówionym, mocno, czule, w rytmie - nie umiem tego dobrze nazwać. W każdym razie słuchanie Jerzego Treli czy Gustawa Holoubka mówiących "Wielką Improwizację" mnie inspiruje. Ale tamte spektakle to bodziec i napęd, a teraz słuchamy nowego Konrada, która idzie jak burza.
„Dziady” 2021 są zagrane w kostiumie z epoki?
Powiedzmy, że to chwilami miks kostiumu współczesnego z XIX-wiecznym. Jeśli chcesz pokazać damy piękne i aż do zepsucia bogate, to salon XIX-wieczny przy współczesnym jest bardzo bujny i pozwala na to świetnie. W każdym razie grają tiurniury. Pytałaś o sen, powiedzmy, że te dwa porządki, jeśli chodzi o kostiumy są na użytek tego minięcia się z realizmem. Poza tym zastosowany został fantastyczny zabieg z ustawieniem sceny, który zupełnie zmienia przestrzeń dla nas grających i odbiór dla widza.