Zorganizowane grupy „łowców pedofilów” rosną jak grzyby po deszczu. Ich działania budzą jednak kontrowersje. Zajmują się tropieniem i wyłapywaniem pedofilów w sieci, zbierają obciążający ich materiał dowodowy i przekazują w ręce policji, ale zdaniem prawników, sami też przy tym łamią prawo. Ilu jednak z „ujętych” przez domorosłych szeryfów trafiło za kratki? Na razie nikt. - Przed sądem stanie wkrótce pierwsza zatrzymana przez nas osoba - mówi nam Małopolanin Alex, szef największej polskiej grupy „łowców pedofili”.
Najpierw rozmawiają z nim przez Internet. On - czyli potencjalny pedofil - myśli, że osoba przy drugim monitorze ma 14 albo nieskończone 15 lat. Piszą o seksie. W końcu się umawiają.
Łowcy pedofilów - bo tak mówią na siebie ci ludzie, zwykli obywatele, którzy postanawiają „odciążać policję” - jadą na takie spotkanie uzbrojeni w kamerki w telefonach i uniformy, przypominające do złudzenia te, którymi posługują się policyjni komandosi. Na głowy zakładają kominiarki, które mają im zapewnić anonimowość.
Jest ich kilku, nawet kilkunastu. W takim składzie docierają na spotkanie z mężczyzną, który myślał, że na czacie rozmawiał z osobą nieletnią.
Zagrożenie
Takich grup działa w Polsce już co najmniej dwadzieścia, trzydzieści. Niemal co tydzień pojawia się nowa i każda z nich kilka razy w tygodniu pokazuje przebieg tych „spotkań”.
Mimo to mężczyzn, gotowych na erotyczne relacje z 13, 14 i 15-latkami nie brakuje.
Policyjna mapa zagrożeń przestępstwami na tle seksualnym pokazuje, że takimi czynami zagrożone były 23 604 osoby. W okresie od 2019 do maja 2021 roku za pośrednictwem Internetu popełniono w sumie 844 przestępstwa na tle seksualnym.
A teraz dane Ministerstwa Sprawiedliwości: skazanych prawomocnym wyrokiem z tego typu przestępstwa w roku 2018 było 156 osób, a skazanych w pierwszej instancji w latach 2019 i 2020 - łącznie 260 osób.
Sporo.
Według podinspektora Jarosława Kończyka z Wydziału do Walki z Handlem Ludźmi Biura Kryminalnego Komendy Głównej Policji, skala pedofilii jest tak duża, że pracy zarówno dla policjantów, jak i „łowców pedofilów” nie zabraknie jeszcze pewnie długo.
- Ale każdą sprawę bezwzględnie należy traktować w sposób indywidualny - zaznacza policjant.
Zachwyt
Czy wrażenie, że pedofilów przybywa wiąże się z tym, że coraz więcej jest w Polsce ich łowców? A może skala zjawiska jest ogromna a dopiero teraz Polacy ją odkrywają? Wielu nie ma żadnych wątpliwości.
- To przerażające. Wydaje mi się teraz, że praktycznie każdy facet czyha na moje dzieci
- opowiada „Gazecie Krakowskiej” 44-letnia Mariola Rakoczyńska z Krakowa, matka dwóch dorastających dziewczynek w wieku 12 i 14 lat.
Mariola nie pracuje, więc ma dużo czasu na śledzenie poczynań „Łowców” w internecie. Uważa się za ich największą fankę.
- To istne anioły! - nie szczędzi pochwał.
- Robią przecież tyle dobrego. Niemal każdego dnia pokazują nam jakiego zboczeńca. Dbają o nasze dzieci lepiej niż policja, która jest jakaś nieudolna. Są skuteczniejsi od policjantów, działają szybciej i od razu pokazują twarze tych zboczeńców oraz miejscowość, gdzie taki zbok mieszka. Podziwiam łowców, że tak się z nimi cackają, ja bym ich ukamieniowała
-opowiada kobieta.
I, już na marginesie, dodaje: Lubię to oglądać, choć jednocześnie brzydzę się tymi pedofilami.
Akcje „łowców”, tłumaczy Mariola, są bardzo emocjonujące.
- Odkąd odszedł ode mnie mąż i zrezygnowałam z pracy, bo musiałam zająć się wtedy jeszcze małymi dziećmi, całymi dniami przesiadywałam w domu. Kiedyś czas marnowałam na seriale. Teraz nie mam już na nie czasu, bo na maksa wciągnęłam się w „łowców”. Tym bardziej, że dzieci są już starsze i mam więcej wolnego czasu - mówi krakowianka.
Mariola ma rzeczywiście olbrzymią wiedzę na ten temat. Założyła nawet na Facebooku konto z fałszywymi danymi, by móc bardziej się zaangażować. Jest na bieżąco nawet z personalnymi zmianami w składach grup „łowców”. Z pamięci rzuca ich pseudonimami.
- Komentuję i lajkuję wszystkie relacje z ich zatrzymań. Udostępniam posty i wpłacam pieniądze na ich działalność. Kilkaset złotych miesięcznie to i tak niewiele za zapewnienie spokoju naszym dzieciom i zadbanie o uśmiech maluszków - emocjonuje się kobieta. Ma nawet swoje ulubione grupy.
- Uwielbiam tych z ECPU. Widać, że to postawni, pewni siebie mężczyźni, a ich szef Alex ma cudowny głos - wyznaje.
Rozczarowanie
Kobietę ze strony „łowców” spotkało jednak też rozczarowanie. Chciała zgłosić się do jednej z takich grup, zostać „wabikiem”.
- Nikt mi nawet nie odpisał na prywatną wiadomość wysłaną na Facebooku. Potem się dowiedziałam, że zgłasza się do nich kilkaset osób dziennie i nikogo już nie potrzebują - dodaje.
Wabik to osoba, która tygodniami, a nawet miesiącami przesiaduje na internetowych czatach i komunikatorach. Tam, podając się za osobę nieletnią, rozmawia z mężczyznami zainteresowanymi erotyczną relacją, wyciąga od nich jak najwięcej informacji, czasem nawet - o ile ma dostatecznie dziecinny głos - rozmawia z nimi przez telefon.
Wszystko po to, by przekazać łowcom jak najwięcej informacji na temat „frajera” (tak nazywa się potencjalnych przestępców seksualnym w slangu „łowców”).
Skąd to wiemy? Od byłego wabika. Mieszkanka Małopolski prosi jednak, by nie ujawniać jej personaliów.
- Odkąd odeszłam najpierw z pierwszej, a potem z drugiej grupy „łowców”, czuję się przez nich zaszczuta - mówi kobieta. - Wszystko dlatego, że postanowiłam ujawnić całą prawdę, jak to wygląda od środka i to, że filmiki, które są w internecie, mają tylko przykryć cały ten syf. Oni mi teraz grożą, starają się wystalkować, wszystko robią, żebym tylko milczała o kulisach ich działalności i nie rozmawiała z dziennikarzami - twierdzi.
Jej zdaniem, „łowcom pedofilów” nie chodzi o dbanie o bezpieczeństwo dzieci ani nawet o łapanie przestępców.
Liczy się widowisko, popularność w internecie mierzona „polubieniami”, co ma w bezpośredni sposób przekładać się na ilość datków, które wpływają na konta „łowców”. Jakakolwiek krytyka, czy nawet pytania o ramy prawne takich działań kończą się w internecie "banem" dla pytającego lub jeszcze gorzej, wyzywaniem od "obrońców pedofili".
- Przekonałam się o tym, kiedy na czacie namierzyłam faceta, który nie chciał się ze mną (to znaczy z 13-latką, za którą się podawałam), spotkać, ale wysłał mi pornografię dziecięcą i z tego zawiadomienia policja pojechała po niego do domu - opowiada kobieta. - Za to wszystko zostałam zwyzywana przez szefa mojej grupy. Nie przyjmował do wiadomości, że dążenie do spotkania było zbędne, gdyż surowiej karane jest wysyłanie i posiadanie treści pornograficznych. - Po co tak szybko na psy dzwoniłaś?! Jak się nie chciał spotkać, to trzeba było go jeszcze pomęczyć z miesiąc albo dwa, to by zmiękł. Bez akcji z live nie ma lajków, a bez lajków - nie ma wpłat na patronite. Czego nie rozumiesz? - krzyczał na mnie. Przecież przez te dwa miesiąca pedofil mógł faktycznie skrzywdzić jakieś dziecko. Potem zdarzyło się jeszcze, że inny namierzany przez nas facet był pod obserwacją policjantów od cyberprzestępczości, a my go spłoszyliśmy. Wtedy też winą obarczono mnie. Miałam dość, odeszłam - mówi nam były już „wabik”.
- Czułam się tam jak w sekcie i stosowano na mnie wszystkie znane techniki manipulacyjne - przyznaje.
Nasza rozmówczyni uważa też, że metody działań takich grup nie są do końca właściwe.
- W sytuacji, kiedy łowcy jadą na akcję i mają wiedzę o tym, że podejrzany jest w złej kondycji psychicznej oraz w jakikolwiek sposób sygnalizuje chęć targnięcia się na swoje życie, należy go niezwłocznie przekazać służbom i zapewnić opiekę psychologiczną, zgodnie z ustawą o ochronie zdrowia psychicznego. Robienie w takim momencie transmisji tylko dlatego, że przejechało się w tym celu wiele kilometrów, nie powinno być priorytetem.
- twierdzi była członkini "łowców".
Destrukcja
Wpadek na swoim koncie łowcy mają znacznie więcej
Aktualnie toczą się w prokuraturach postępowania wyjaśniające w sprawie możliwości doprowadzenia do samobójstwa Antoniego P. z Luzina oraz zmuszenia Piotra S. (w Jastrzębiu Zdroju) groźbą do przeprowadzenia rozmowy wbrew jego woli i nagrywania wizerunku bez jego zgody.
Oba zdarzenia były „na żywo” transmitowane na Facebooku. Trzy tygodnie temu do podobnego przypadku doszło także w Rzeszowie. Tu również nagrany przez łowców mężczyzna, dwudziestoparolatek, po fali hejtu popełnił samobójstwo. Z kolei na „live” łowców z udziałem „zatrzymanego” przez nich, na przystanek autobusowy w Poznaniu wpadła publika i pobiła mężczyznę. Samych ciosów nie było widać, bo łowcy pedofilów akurat odwrócili kamerkę w telefonie w inną stronę.
Między grupami łowców, głównie z powodu ogromnej konkurencji, dochodzi do wielu konfliktów. Z samym Antonim z Luzina (tym, który po nagraniu wszedł pod pociąg) miało równocześnie rozmawiać, i to tygodniami, ponad 20 wabików z kilku grup. W efekcie członkowie grup "łowców" obrzucają się coraz poważniejszymi oskarżeniami: o przestępczą przeszłość, defraudację pieniędzy pochodzących ze zbiórek a nawet molestowanie członkiń grupy.
Konflikty są też wewnątrz poszczególnych grup. Po jednej z takich afer do internetu wyciekło niepublikowane wcześniej nagranie z interwencji łowców, która była po prostu brutalnym wtargnięciem grupy do jednego z domów, popychaniem i zastraszaniem przebywających w nim osób, członków rodziny, w tym starszej kobiety. Ktoś po prostu postanowił wsypać dawnych kolegów z grupy.
Materiał nadal dostępny jest na Youtube:
Żale
Łowcy nie są oczywiście profesjonalistami - przeszkolonymi policjantami. Stąd spore ryzyko, że mogą się po prostu pomylić. Jak każdy amator.
Tak było pod koniec czerwca tego roku, gdy członkowie internetowej grupy tropiącej pedofilów „Strażnicy Dziecięcych Marzeń” dokonali tzw. obywatelskiego zatrzymania mieszkańca powiatu suskiego. Zorganizowali w Wadowicach fikcyjne spotkanie mężczyzny z „nastolatką”.
Według relacji nieformalnej grupy tropiącej pedofilów, mężczyzna od maja przesyłał rzekomej nieletniej materiały pornograficzne, podszywając się pod inne dziecko.
Spotkanie z „nastolatką”, zorganizowano w Wadowicach, w miejscu publicznym, na ulicy. Zamiast dziewczynki mężczyzna zastał na miejscu zamaskowanych niczym komandosi osiłków. Każdy z nich uzbrojony był w telefon z kamerą.
Miało dojść do obywatelskiego zatrzymania, ale najpierw zaczęła się transmisja na żywo na Facebooku. Tysiące ludzi oglądało, jak łowcy przepytują przestraszonego mężczyznę. Nie zakryto jego twarzy.
Człowiek przekonywał, żeby dali mu spokój, bo jego żona jest w zagrożonej ciąży i jak zobaczy, co się dzieje, to może dojść do tragedii. Nagranie jednak trwało dalej, a widzowie komentowali: „zabić od razu na ulicy!”, „ wystrzelać bez sądu!”. Nie brakowało wulgaryzmów i nawoływań do samosądu.
W końcu - po kilkunastu minutach „przesłuchania” przez łowców - wezwano policję. Funkcjonariusze z Wadowic stanowczo nakazali łowcom wyłączyć kamery i zakończyć transmisję. 25-letni żonaty mieszkaniec powiatu suskiego, został zatrzymany i przekazany policji.
Funkcjonariusze sprawdzali, czy nie zostało popełnione przestępstwo z art. 200 kodeksu karnego („każdy, kto małoletniemu poniżej 15. roku życia prezentuje treści pornograficzne lub udostępnia mu przedmioty mające taki charakter albo rozpowszechnia treści pornograficzne w sposób umożliwiający takiemu małoletniemu zapoznanie się z nimi, podlega karze pozbawienia wolności do lat trzech”).
Jednak wadowicka policja po przesłuchaniu zwolniła mężczyznę do domu.
- Nie zostały mu przedstawione zarzuty związane z tym czynem - poinformował asp. sztab. Dariusz Stelmaszuk z Komendy Powiatowej Policji w Wadowicach.
Oskarżony przez Łowców o pedofilię nie rozmawia z dziennikarzami. Za to z naszą redakcją skontaktował się członek jego rodziny.
- On jest teraz zastraszony, boi się wychodzić z domu, nie wiem, czy będzie miał jeszcze pracę. Zrobił głupio, bo pisał w sieci z kimś innym, zamiast zająć się ciężarną żoną, ale to przecież nie przestępstwo. Natomiast ludzie już uznali go za pedofila. Grożą mu. Rozważamy, czy nie pozwać tych łowców. Twarz i miejscowość ujawnili w internecie. Palcami wytykają teraz całą naszą rodzinę i obcy i sąsiedzi, nie da się tak dalej żyć - mówi nasz rozmówca.
Łowcy Pedofilów z grupy „Strażnicy Dziecięcych Marzeń” twierdzą, że nie mają sobie nic do zarzucenia. Pretensje kierują natomiast pod adresem wadowickiej policji.
- Pierwszy raz nam się to wydarzyło. Jesteśmy zbulwersowani postawą organów ścigania. Mieli wszystko czarno na białym: ksero konwersacji, wysłany dysk z filmami porno, a nie postawiono zarzutów i do dziś nawet główny świadek nie został przesłuchany
- mówi nam przedstawiciel tej grupy. Woli pozostać anonimowy. Tłumaczy, że to ze względów „operacyjnych”, bo zamierza kontynuować działalność.
Kilka dni temu otrzymaliśmy od tej grupy kolejną wiadomość:
- Ujęty przyjechał na rozmowę z niby rodzicami. (...) Podaliśmy się za rodziców dziewczynki, z którą korespondował, ponieważ mieliśmy zagrożenie realnego dziecka, bo pisał, że uczył dziecko poniżej 15 roku życia masturbacji.
Alex
Postanowiliśmy porozmawiać z członkiem największej polskiej grupy łowców „ECPU Polska: Łowcy Pedofili”, tym, który według pani Marioli ma "cudowny głos". To dziennikarz jednego z lokalnych, małopolskich mediów. W czerwcu ujawnił tożsamość w nagranym na Facebooka filmie. Teraz jednak nie zgadza się na to, by pisać jego nazwisko. Nie chce być też nazywany szefem grupy, choć wielu osób go tak właśnie określa.
Proszę podpisać mnie jako Alex. Nie zabiegam o popularność, a anonimowość w tym, co robimy jest istotna ze względu na nasze bezpieczeństwo - tłumaczy Gazecie Krakowskiej.
Przekonuje też, że nie łamie prawa, bo sami ujęci przez łowców udzielają im zgody na upublicznienie wizerunku. Transmisje oglądają na żywo tysiące ludzi. Z odtworzenia nawet setki tysięcy. W każdej chwili złapani mogą paść ofiarą nagonki. Dlaczego więc udzielają tej zgody?
- Nie mam pojęcia, chociaż przed transmisją pytamy ich o to dwa razy. Nie robimy tego dla pieniędzy, tylko dla dobra dzieci. Policja zwyczajnie nie jest stanie robić tego, co my. Nie wyobrażam sobie by w jakiejkolwiek komendzie policji w Polsce policjant przychodził na służbę i przez jej cały przebieg wcielał się w rolę „wabika” czyli wirtualnego dziecka i nie robił nic innego poza pisaniem z mężczyznami poszukującymi w sieci dzieci - mówi Gazecie Krakowskiej Alex.
Przyznaje też, że dziś bez zbiórek pieniędzy jego grupa musiałaby zakończyć działalność lub ewentualnie łapać jednego pedofila miesięcznie.
Zuchwałość?
Nie brak głosów, że łapaniem pedofilów powinna się zajmować tylko policja, a działania domorosłych „szeryfów” nie są zgodne z prawem. Według artykułu 243 kodeksu karnego możliwe jest spontaniczne ujęcie obywatelskie na gorącym uczynku. Osoba dokonująca takiego ujęcia nie może mieć możliwości ustalenia tożsamości sprawcy.
Ujęcie zaplanowane to zupełnie coś innego. Poza tym „łowcy”, jadąc na filmowane „ujęcie”, mają ze sobą teczki wypełnione dowodami. są też w stanie ustalić dane osoby, z którą czatują wabiki, takie jak : IP, adres zamieszkania, stan cywilny, miejsce pracy. Skąd je mają? Nie wiadomo. Wiadomo tylko, co widać na ich nagraniach na Facebooku i Youtube, że przyjeżdżają często pod domy „zatrzymywanych” lub pod miejsce ich pracy. Doskonale wiedzą, kim są.
Ministerstwie Sprawiedliwości stoi na stanowisku, że łowcy nie łamią prawa, ale pod pewnymi warunkami.
Chodzi przed wszystkim o art. 243 kodeksu postępowania karnego:" każdy ma prawo ująć osobę na gorącym uczynku lub w czasie pościgu podjętego bezpośrednio po popełnieniu przestępstwa, jeżeli zachodzi obawa ukrycia się tej osoby lub nie można ustalić jej tożsamości". I tu pojawia się problem, który dotyczyć może większości polskich "łowców".
Zdaniem prawników w takiej sytuacji jedynym dozwolonym krokiem jest zawiadomienie służb o zaistniałym przestępstwie. „Łowcy” zaś nie mogą zapominać, że w momencie nagrywania i upubliczniania wizerunku podejrzanego dochodzi do natychmiastowej stygmatyzacji, która niesie olbrzymie ryzyko samosądu. „Łowcy” muszą liczyć się z konsekwencjami prawnymi swoich działań.
Dr Piotr Kładoczny, szef działu prawnego Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, wykładowca w Instytucie Prawa Karnego Uniwersytetu Warszawskiego:
Taką kwestią w przypadku zatrzymań, które stosują tzw. łowcy pedofilów, jest ich legalność. Powoływanie się na zatrzymanie obywatelskie jest tu problematyczne, bo nie mamy w takiej sprowokowanej sytuacji do czynienia z realnym popełnieniem przestępstwa, na którym można by było sprawcę złapać, nawet jeśli jedzie on na umówione miejsce z myślą o popełnieniu przestępstwa, do którego w końcu nie dochodzi. Zaplanowane zatrzymania powinny być domeną policji, tym bardziej jeśli znany jest „łowcom” adres i personalia takiej osoby. Ujęcie obywatelskie może być dokonywane tylko na gorącym uczynku. Jeśli taka osoba nie może odejść swobodnie, tylko łowcy mówią jej, że jak zacznie uciekać to ją zatrzymają, to jest to bezprawne pozbawianie wolności. To z kolei jest ścigane z urzędu, wystarczy, że np. ktoś powiadomi o tym policję. Zgoda na opublikowanie wizerunku powinna natomiast być na piśmie i trzeba w niej dokładnie sprecyzować, kto na co się zgadza.
Dane
Z końcem lipca wyniki swoich prac opublikowała Komisja ds. Pedofilii. Wynika z niego, że ponad 35 proc. wskazanych sprawców pedofilii to członkowie rodziny skrzywdzonego dziecka. Prokuratura wielokrotnie zaskarżała wyroki sądów, które pobłażliwie podchodziły do przestępców na tle seksualnym. Ministerstwo Sprawiedliwości poinformowało, że w 2019 roku w takich sprawach prokuratorzy skierowali do sądów 1143 akty oskarżenia, a w 2020 roku już więcej, bo 1265.