Kora i Tomasz Stańko: Ona wspominała czasy hippisów, on Krzysztofa Komedę
Miniony weekend był tragiczny dla polskiej kultury. Odeszły dwie wielkie osobowości - Kora i Tomasz Stańko. Oboje współpracowali ze sobą i, co wydaje się oczywiste, na swoich trasach koncertowych mieli Poznań. Ich koncerty zawsze stawały się wydarzeniami. Oboje też otwarcie przyznali się do zażywania w pewnym okresie życia narkotyków.
Kora była jedną z największych osobowości rodzimej muzyki rozrywkowej. Wokalistka, autorka
tekstów. Od kilku lat chorowała, więc takiej wiadomości można się było spodziewać. Znaliśmy się 35 lat. Było lato 1983. Jako młody reporter pojechałem na obóz dziennikarski gdzieś w okolice Nowej Soli, gdzie poznałem Grzegorza Tusiewicza z Krakowa. Wyczuł on moje artystyczne zainteresowania i zaproponował wyjazd do Krakowa na odbywający się tam Open Rock Festival. Wśród, osób, które wtedy poznałem, była Kora. Przeprowadziłem z nią kilka wywiadów. Rozmawialiśmy zarówno u Kory w domu w Warszawie, jak i zamknięci przez jej długoletniego menedżera Mateusza Labudę w przyczepie campingowej przed jednym z koncertów na placu Wolności. Mateusz dał nam wtedy 10 minut. Rozmawialiśmy jednak znacznie, znacznie dłużej.
Hipiska w Aspirynce
Szczególnie ważny z perspektywy czasu wydaje mi się wywiad przeprowadzony z okazji 40-lecia Maanamu. Pamiętałem, że jeden z pierwszych koncertów odbył się w poznańskim Klubie Aspirynka. Kora powiedziała wtedy:
- Klub Medyka Aspirynka. Tam zagraliśmy jeden z naszych pierwszych koncertów. Wtedy w połowie lat 70. sytuacja była zupełnie inna niż dzisiaj. Nie istnieliśmy w obiegu oficjalnym. Nie było nas na oficjalnej mapie kultury PRL-u. Nie było plakatów. Zero reklamy. A jednak graliśmy koncerty w klubach. Wiadomości o nas , o naszych koncertach rozchodziły się pocztą pantoflową i była to najlepsza reklama
.
Kora zapytana wtedy o swoje ulubione miejsca w Poznaniu, stwierdziła: - Szczerze mówiąc nie znam Poznania tak dobrze jak na przykład Wrocławia, Krakowa czy Lublina. Aby poznać miasto, trzeba tam kogoś mieć, kto pokaże i oprowadzi. Owszem, w Poznaniu graliśmy koncerty w Arenie, różnych halach sportowych czy koncerty plenerowe, jak ten pamiętny na placu Wolności. Często też przejeżdżaliśmy przez Poznań. W latach 60. przyjeżdżałam do Poznania jako hippiska. Ale to wszystko za mało, żeby poznać miasto.
Była w tym bardzo szczera. Nie umizgiwała się do publiczności, że bardzo lubi Poznań. Pamiętam też, kiedy w 2008 roku Kora z Kamilem Sipowiczem przyjechali do Poznania promować książkę Kamila „Hipisi w PRL-u”, Kora zapytana co wpłynęło na to, że została hippiską powiedziała:
- To był taki czas, że ludziom, takim jak ja i do mnie podobnym, indywidualistom odpowiadała ideologia tej kontrkultury, która akurat swoją całą piękną, kolorową stroną zewnętrzną była w ogromnej opozycji do tego, co widzieliśmy w szarości PRL-u. Różnica między moim strojem, a strojem, który można było zakupić w Pedecie, była drastyczna. Jak kolor i bez koloru.
Kora zapytana, czy po latach utrzymuje kontakty z poznańskimi hippisami, powiedziała: - Osobą, z którą utrzymywałam kontakt od schyłku lat 60. do roku 1980 była Asia Rumianek. Niestety, nie żyje. Umarła na raka. Była bardzo oryginalną dziewczyną. Została żoną Piotra Dmyszewicza. Mieli pięciu synów. Jednym z poznańskich ważniejszych hippisów był także Królik. Był też w naszym kręgu nieżyjący już poeta Marek Obarski.
Na początku muzycznej aktywności Maanamu był Poznań, ale Poznań pojawia się też u schyłki życia Kory. Słyszymy ją na wydanej wiosną tego roku przez poznańską firmę My Music płycie Glacy „Zang”.
Napisałem wtedy: Niezwykle ważnym utworem na tej płycie jest „Człowiek” nagrany razem z Korą, artystką, która ze względu na swoją chorobę jest ostatnio mniej aktywna. Ciekawostką jest wykorzystanie fragmentu wielkiego przeboju grupy Maanam „Krakowski spleen”. Kompozycja została oparta na produkcji hip-hopowego producenta Sherlocka i Glacy, a brzmienie instrumentalnie wzbogacili gitarzysta Sweet Noise Magic i Krzysztof Skarżyński z zespołu Kory.
Kto mógł wtedy przypuszczać, że Kora już nic więcej nie nagra? Wielka Kora pozostała w pamięci fanów. Z Tomaszem Stańko współpracowała m.in. przy realizacji płyty Maanamu „O”. Jazzman nagrał na niej swoją solową kompozycję „Zwierzę”. Trwa ona tylko 45 sekund, ale jak wspomina Kamil Sipowicz, na to nagranie potrzebował kilku dni.
Bazar, Komeda i rock
Tomasz Stańko był jednym z największych współczesnych trębaczy jazowych. Wraz z jego odejściem skończyła się pewna epoka .Jeśli ktoś z polskich muzyków jazzowych zrobił naprawdę światową karierę, to Tomasz Stańko przede wszystkim. Jeszcze w kwietniu miał znów zagrać w Poznaniu, ze swym New York Quartet, ale ze względu na chorobę artysty odwołano całą trasę. I niestety, już więcej w Poznaniu Tomasz Stańko nie zagra.
Był jazzmanem, ale przyznawał się do tego, że bliski był mu też rock. Występował w Poznaniu, ale i na festiwalu w Jarocinie. Trzy lata temu zagrał w Auli UAM na koncercie z okazji 70-lecia „Głosu Wielkopolskiego”.
W udzielonym mi wtedy wywiadzie powiedział: - Szczerze mówiąc, im jestem starszy, tym się mniej śpieszę i chcę robić wszystko spokojniej. Odwrotnie, niż by się wydawało. Moje doświadczenie życiowe podpowiada mi, że wszystko trzeba robić w sposób odwrotny do takiego, często obecnego w człowieku, owczego pędu. Jak się ma przyśpieszyć tempo, to trzeba zwolnić. Jak się ma powoli i pewnie dojść do celu, to należy przyśpieszyć.
Poznań był dla Tomasza Stańki zawsze ważny. Swego czasu zapytałem go, czy to tylko muzyka do wystawianego w Teatrze Nowym spektaklu „Roberto Zucco”. Zdecydowanie odpowiedział, że nie.
- Poznań ma dla mnie szczególne znaczenie. Mam wspomnienia z okresu młodości. Kiedyś mieszkałem w hotelu Bazar, który przypominał jakiś stary zamek. Do dziś pamiętam poszczególne elementy z pokoju. Stamtąd szło się w stronę dworca do jednego z klubów, gdzie dałem świetny koncert. Potem mieszkałem tam, kiedy razem ze Stu Martinem przyjechałem na Warsztaty Jazzowe do Chodzieży, a teraz Poznań to wspaniały klub Blue Note.
Ale Poznań dla Tomasza Stańko to także wspomnienia związane z Krzysztofem Komedą. - Przede wszystkim Krzysztof był moim wielkim guru. Jako 20-letni chłopak trafiłem do najlepszego polskiego zespołu. Wcześniej grałem krótko z Michałem Urbaniakiem. Zetknąłem się z charyzmatycznym artystą. Obcowałem z nim. To było niezwykle cenne w mojej edukacji, w kształtowaniu się. Ukończyłem Konserwatorium Krakowskie, ale ukształtowała mnie pięcioletnia współpraca z Komedą. Miałem dobry start. Dawał mi całkowitą swobodę. Poznałem jedyną w swoim rodzaju estetykę. Dużo nagrywaliśmy do filmu i do teatru. Mieliśmy dalsze plany, ale śmierć Krzysztofa w 1968 roku pokrzyżowała je - mówił mi w jednym z wywiadów .
Tomasz Stańko był jazzmanem, ale jak wspomniałem bliski mu był także rock. W rozmowie przed występem razem z włoskim trębaczem jazzowym Enrico Rava na ubiegłorocznym festiwalu w Jarocinie mówił mi: - Rock to wspaniała muzyka. Pamiętam w latach 60. początki ruchu hippisowskiego w Polsce. Bardzo mi się zawsze podobał image rocka. Zazdrościłem im tego, że oni mają tak fajnie to wszystko zrobione. Ja mało interesowałem się rockiem, ale zawsze lubiłem takie zespoły, jak Red Hot Chilli Peppers czy inne. Rzecz w tym, że nie siedzę w tym za bardzo. Ale jestem wielkim fanem Metalliki. Szczególnie kompozycje, które tworzy lider Metalliki, piękne ballady są bardzo interesujące dla mnie pod względem kompozytorskim. Jestem dużym fanem rocka. W domu mam parę płyt. Starsze nagrania. Ale jak mówię, nie jestem jakimś wielkim znawcą, choć rock mi się podoba.
Po chwili dodał, że oprócz Red Hot Chilli Peppers jest wielkim fanem AC/DC. To jego zdaniem typowo rockowy band o klasycznych korzeniach.
Z pobytów Tomasza Stańki w Poznaniu warto przypomnieć ten, kiedy 23 marca 2002 wziął udział w poznańskiej farze w koncercie promującym nagraną przez Stanisława Soykę z jego udziałem płytę z Polskimi Pieśniami Wielkopostnymi. Grzegorz Celiński wspomina, że zaprowadził obu muzyków na chór, aby pokazać im odnowione organy Ladegasta. Stańko żałował, że nie wziął trąbki. Byłaby szansa zagrać utwory przy użyciu trąbki i organów piszczałkowych. Podczas koncertu zabrzmiały trąbka i organy elektroniczne.
Niestety, taka okazja się już nie powtórzy. Podobnie jak Tomasz Stańko nie zagra też już nigdy z Korą. Chyba że gdzieś tam w Niebiańskiej Orkiestrze.