Kormoran i Bellingcat [FELIETON]
Podczas pierwszej wojny w Iraku (gdy jeszcze nie mieliśmy dostępu do Internetu) Pentagon postanowił dać znużonej opinii publicznej coś bardziej "krwistego" niż tylko błyski na niebie. I świat obiegły zdjęcia kormorana oblepionego ropą z szybów naftowych rozwalonych przez złego Saddama.
Niektórzy dziwili się, jak to możliwe, że CNN nakręciło takie zdjęcia tam, gdzie jeszcze nie ma żołnierzy amerykańskich, a są intensywne bombardowania. Wtedy filmowcy z CNN przyznali, że te zdjęcia nagrali gdzie indziej i kiedy indziej, a przedstawiciele TV oświadczyli, że jeszcze muszą "przestudiować tę kwestię".
Dziennikarze mogą pomóc w sprawdzaniu newsów. Ale musimy sami rozróżniać rodzaje literackie, w tym bajki
Okazało się więc, że przynajmniej ten kormoran nie był ofiarą "szalonego dyktatora". Po wojnie pod wpływem dociekliwych dziennikarzy, którzy pokazali ekspertyzy ornitologów wykazujące, że w styczniu w Zatoce Perskiej nie ma kormoranów, przyznano, iż sceny z ptakiem męczącym się w ropie sfilmowano z kormoranem wziętym z zoo. Natomiast zdjęcia prasowe z umierającym kormoranem zostały zrobione rzeczywiście w tamtym rejonie, ale nie w styczniu, lecz na wiosnę i nie w 1991, a w 1983 (podczas wojny Iraku z Iranem).
Czy to znaczy, że oszukano opinię publiczną?
Do katastrofy ekologicznej rzeczywiście wtedy doszło. Ale żeby o niej opowiedzieć, użyto materiałów podszywających się pod autentyczne. Czy tak wolno? Pewnie zależy to od rodzaju literackiego. Mamy: legendy, bajki, przypowieści, sagi fabularne, fantastykę, filmy i książki kostiumowe, kryminały… Używają fikcji, by nas skłonić do myślenia, do refleksji. Póki wiemy, że to „tylko” kreacja artystyczna, jest OK. Gorzej, gdy ktoś redaguje kronikę zgodnie z interesami jakiejś dynastii czy partii. Kreuje się na kronikarza, a jest propagandystą (być może i o dobrej woli).
Jeszcze większe problemy mamy w dobie Internetu, gdy wypadałoby weryfikować różne filmiki i zdjęcia. Ale zwykły odbiorca nie ma czasu i narzędzi. Nawet dziennikarze śledczy mogą się zająć tylko niektórymi sensacjami. Istnieje coś takiego jak "Bellingcat", który zakłada dzwonek na kocią szyję, by myszy słyszały zbliżającą się dezinformację (stąd nazwa).
Jest to zespół ludzi, którzy korzystając z dostępnej w sieci informacji, weryfikują prawdziwość różnych zdjęć i filmów. Im weryfikacja „kormoranów z Zatoki” zajęłaby kilka godzin, a nie miesięcy. To śledztwo tej organizacji pozarządowej wykazało m.in., kto tak naprawdę strącił malezyjski samolot nad Ukrainą. Jest ona atakowana przez ograniczających dostęp do informacji publicznej.
Dziennikarze mogą pomóc w sprawdzaniu newsów. Ale musimy sami rozróżniać rodzaje literackie. Bo są bajki nabierające… ale są i pouczające.