Kiedyś narzekaliśmy, że jesteśmy gośćmi we własnym domu. Czasy zmieniły się przez pandemię. Teraz w domu jesteśmy prawie non stop. Zróbmy coś dla siebie.
Jeśli nie dotrzymałeś postanowień noworocznych z powodu braku czasu - teraz się nie wymigasz. Koronawirus dał ci czas. Wróć więc do posta nowień, teraz się uda. Nareszcie.
Jedni mówią, że na miłość nigdy za późno. Ja to powiedzenie sobie przekształciłam na takie: na zmiany nigdy nie jest za późno - uważa 40-latka z Bydgoszczy, żona i mama.
Miała noworoczne postanowienie (co roku zresztą jednakowe). Schudnie 7 kilogramów. Jest zatrudniona jako sekretarka i marzy jej się wyglądać szczupło, jak sekretarki z oglądanych przez nią seriali.
- Nie wychodziło - wspomina kobieta. - Pierwsza połowa stycznia mijała bezproblemowo. Udawało mi się zgubić 2-3 kilo. W lutym już tak bardzo nie pilnowałam diety i ćwiczeń. Potem, im cieplej robiło się na dworze, tym moja wola szybciej topniała. Tyle, co schudłam zimą, tyle przybywało mi wiosną.
Bydgoszczanka nie obwiniała siebie za „powrót do przeszłości” na wadze. - Tłumaczyłam, głównie sobie, że to przez pracę - dodaje. - Mnóstwo zadań w firmie. Człowiek wraca wieczorem. Zmęczony, więc ani czasu, ani ochoty na ćwiczenia nie ma. Jest za to ochota na słodkie. Skoro cały dzień pracowałam, niech czeka na mnie nagroda pod koniec dnia. I tę nagrodę zjadałam.
Lustro w przedpokoju
W tym roku koronawirus sprawił, że od połowy marca wszyscy z jej firmy pracują zdalnie. - Lustro w przedpokoju wisi w tym samym miejscu od 14 lat, czyli odkąd tu mieszkamy. Dopiero w czasach pandemii zaczęło mnie denerwować. Pracując w domu, mijałam je kilkanaście razy dziennie. Pokazywało grubą babę.
Bydgoszczanka stanęła wreszcie przed nim i rzekła do odbicia: - Nooo, koleżanko. Masz nie tylko robotę zdalną do wykonania.
Efekt już widać. - W ciągu prawie 1,5 miesiąca schudłam 4 kilogramy. I dopóki będzie trwać pandemia, jeszcze upragnione 3 kilo zrzucę.
Niektórzy mają odwrotnie: właśnie, gdy postępują zgodnie z zaleceniem #zostańwdomu#, podjadają (albo i zajadają stres, który ujawnił się w tych nerwowych czasach). Ruchu na powietrzu zero. Jedynem notowanym ruchem jest ten, gdy otwierają się drzwi lodówki.
Koronawirus daje nam jednak czas. Właśnie na rzeczy, na które wcześniej go nie mieliśmy. Skoro nie dotrzymałeś postanowień noworocznych, teraz się nie wymigasz. Wróćmy do przerwanych postanowień z przełomu roku. Nastąpi przełom, bo teraz się uda.
Rachunek sumienia
Nie tylko o odchudzanie chodzi. Chcemy więcej przebywać z rodziną (koronawirus akurat to zapewnia domownikom przez całą dobę). Zamierzamy być bardziej oszczędni (galerie handlowe są zamknięte, czyli plus dla naszej kieszeni). Planujemy czytać więcej książek (co 2. statystyczny Polak przez rok nie przeczytał żadnej, ale gdyby co, to wkrótce biblioteki mają znowu być otwarte).
Jest natomiast postanowienie, do którego w dobie pandemii lepiej nie wracać. Wielu z nas na przełomie roku obiecuje sobie, że zmieni pracę. Koronawirus powoduje, że ludzie ją tracą (albo otrzymują obniżkę pensji). Warto więc czasowo powstrzymać się z osobistymi ruchami kadrowymi.
Grunt to samodyscyplina. Taką wykazała się pewna torunianka. W 2008 roku ważyła 246 kg. Teraz 74. Fakt, nie schudła tyle w czasie koronawirusa. To trwało latami. Za to w czasach korona wirusa pilnuje wagi.
„Nie mam czasu” - to jedno z najczęściej wypowiadanych przez nas zdań. Obok życiowych „nie chce mi się” i „nie mogę”. Świat przez korona wirusa stanął na głowie. Skoro tak, to teraz masz czas i chęci. A chcieć to móc.
Pandemia i towarzyszące jej nadzwyczajne środki ostrożności oraz prawne restrykcje radykalnie zmieniły styl życia i nawyki większości z nas.
Robota na godziny
Jesteśmy pracusiami, niektórzy z nas pracoholikami. Organizacja Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD) sprawdziła, ile godzin spędzamy w pracy. Okazało się, że Polak w ciągu roku pracuje 1792 godziny. To o 58 godzin więcej niż wynosi średnia europejska, wyliczona przez OECD. Z tym wynikiem plasujemy się na 10. miejscu, wyprzedzając m.in. Amerykanina (1786 godzin) i Japończyka (1680 godzin).
Drugą Japonią na razie nie będziemy, wbrew temu, co mawiał w latach 80. były prezydent Lech Wałęsa. Możemy być natomiast mniej obładowani pracą. W czasach pandemii firmy raczej skracają czas pracy niż zachęcają swoich pracowników do nadgodzin.
Wielu zatrudnionych pracuje zdalnie. Już w 2019 roku 26 procent pracowników w Polsce miało odpowiednie narzędzia do wykonywania pracy zdalnie - podaje Eurostat.
W domu, jak w biurze
Przez COVID-19 już nawet połowa przedsiębiorstw pozwala pracować na odległość. Kto zaś pracuje z domu, z reguły szybciej wykonuje obowiązki służbowe.
- Cała Unia Europejska mocno odczuwa skutki gospodarcze koronawirusa. Firmy w szybkim tempie przystosowały się do nowych warunków, m.in. poprzez zapewnienie pracownikom możliwości pracy zdalnej - podkreśla Krzysztof Inglot, prezes Personnel Service i ekspert ds. rynku pracy. - Wydaje się, że ta forma pracy zostanie z nami na dłużej. Korzyści dostrzegają pracownicy, którzy mają więcej czasu wolnego i pracodawcy, widzący, że taka forma jest równie efektywna, co praca w biurze
O pełną mobilizację w domu ciężko, jeżeli w pobliżu pracownika są małe dzieci, skutecznie odrywające go od zadań. Plus, że chociaż mama-pracownik lub tata-pracownik oszczędzają czas, który normalnie przeznaczyliby na dojazdy do i z siedziby firmy.
Omijanie windy
Stacjonarny tryb nie oznacza bezruchu. Fakt, ćwiczenia na zewnątrz nie są obecnie zalecane, ale w domu pogimnastykować się wolno. Na matę do ćwiczeń wszędzie znajdzie się miejsce. Albo wracając z zakupów (ze spożywczego, a nie z centrum handlowego przecież), można ominąć windę, wchodząc po schodach. Uwaga: poręczy nie dotykamy. Grozi niebezpieczeństwem.
Co 3. Polak na początku roku chciał rozstać się z paleniem. Wielu sądziło, że pomogą e-papierosy. Według specjalistów - nie tędy droga. - E-papierosy są postrzegane jako zdrowsza alternatywa papierosów tradycyjnych i to stanowi jeden z głównych powodów ich rosnącej popularności, szczególnie wśród młodych ludzi. Błędne myślenie, ponieważ e-papierosy również szkodzą zdrowiu, jeszcze tylko nie wiemy, w jakim dokładnie stopniu - tłumaczył już wcześniej prof. dr hab. Tadeusz Orłowski, kierownik Kliniki Chirurgii w Instytucie Gruźlicy i Chorób Płuc w Warszawie.
W pokoiku, na stoliku
Z danych warszawskiego Centrum Onkologii wynika, że połowa palaczy planuje rzucić palenie. Tylko nielicznym udaje się za pierwszym razem. Zazwyczaj potrzeba 7-8 prób, aby odnieść sukces na tym polu. No ale jeśli współpracownik nie wyciąga cię z biura na fajkę, masz silniejszą wolę walki. Wkrótce popielniczka zniknie ze stolika.
Warto również przyjrzeć się, co jest na stole. Rzecz nie tylko w ilości, ale i w jakości posiłków. Stres, towarzyszący obecnej sytuacji, sprawia, że łatwiej sięgamy po tzw. comfort food, czyli jedzenie, mające poprawiać nam samopoczucie, jak pizza, fast food, słodycze, makarony, ale także wysoko przetworzone produkty bogate w cukier, sól i konserwanty, np. dania instant czy sosy.
Popularnym narzędziem radzenia sobie ze stresem jest również alkohol. Ten, w związku z zamknięciem działalności pubów i restauracji, dzisiaj częściej trafia do naszych domów. Oby z nami nie został.
Zachowania z automatu
- Zdaniem naukowców, blisko 95 proc. naszych zachowań jest automatycznych - informuje Mikołaj Choroszyński, ekspert w zakresie psychodietetyki. - Szybko adaptujemy się do nowych sytuacji, co jest nam potrzebne, aby nie obciążać się każdą wykonywaną czynnością. Jeśli od kilku tygodni siedzimy w domu, jest pewne, że część z nich wejdzie nam w krew. Od nas zależy, czy będą to nawyki prozdrowotne.
Mówi o niebezpieczeństwie picia alkoholu: - Stres, ograniczona ilość kontaktów społecznych, jak również rezygnacja z dotychczasowego kontekstu towarzyskiego jego spożycia, może popychać osoby, które poznały mechanizm poprawiania nastroju alkoholu, w kierunku jego większej konsumpcji. To krótkowzroczne. Po wytrzeźwieniu stany depresyjne mogą się pogłębić. Zaburza się także sen, który jest niezwykle istotny do zachowania dobrego samopoczucia.
Strefa komfortu
Równie uzależniające są słodycze. - Wiele zależy od naszej historii i tego, gdzie się wychowaliśmy, a zarazem co wyzwala w nas uczucie komfortu i przyjemności - wyjaśnia Choroszyński. - Czy może rodzice nagradzali nas słodyczami, kiedy posprzątaliśmy w pokoju lub byliśmy grzeczni, więc dziś silnie wiążemy ten produkt z odczuwaniem satysfakcji? Jeżeli jest on zakotwiczony w emocjach, będzie w nas wyzwalał reakcję pozytywną. Dlatego dziś automatycznie sięgamy po niego wtedy, kiedy czujemy się zestresowani i smutni.
Lepiej odstawić cukierki i kieliszek, sięgnąć po książkę. Biblioteka Narodowa podaje, że co 2. Polak w ogóle nie czyta książek. Im starsi jesteśmy, tym rzadziej to robimy. Jednocześnie 38 proc. osób podało, że kupuje książki.
Skoro powiedziałeś „a” (kupiłeś książkę), powiedz „b” (przeczytaj ją). Teraz, jak nigdy, masz na to czas.