Małgorzata Oberlan

Koronawirus przeniósł życie do sieci. Nieinternetowi Polacy są na aucie

Koronawirus przeniósł życie do sieci. Nieinternetowi Polacy są na aucie Fot. Jacek Smarz
Małgorzata Oberlan

Nie zrobią zakupów online, nie opłacą rachunków, nie zarejestrują się jako bezrobotni... Nieinternetowi Polacy przez koronawirusa wypadli na życiowy aut. I wcale nie chodzi tylko o tych bez dostępu do sieci.

Nie zrobią zakupów online, nie opłacą rachunków, nie zarejestrują się jako bezrobotni... Nieinternetowi Polacy przez koronawirusa wypadli na życiowy aut. I wcale nie chodzi tylko o tych bez dostępu do sieci...

Można dostęp mieć, a z internetu korzystać tak rzadko lub w tak ograniczony sposób -na przykład wyłącznie oglądając filmy lub grając,- że nie sposób sobie poradzić z załatwianiem spraw urzędowych online.

Oczywiście, jest jeszcze cała rzesza tych, którzy dostępu nie mają. Jak podał GUS, w ubiegłym roku w sieci nie żyło 13 procent rodaków.

Przyjdą i w drzwi załomocą?

W połowie marca z powodu epidemii wszystkie urzędy pracy w kraju fizycznie zamknęły się przed petentami. Tymczasem zza granicy akurat wracali przestraszeni Polacy, albo tracąc pracę w Europie, albo bojąc się zamknięcia granic i odcięcia od bliskich.

W marcu też zaczęły się pierwsze wypowiedzenia umów o pracę w branżach, które koronawirus zaczął niszczyć najwcześniej: w transporcie, gastronomii, turystyce, hotelarstwie.

W pośredniaku w Chełmży (PUP dla powiatu toruńskiego, przed laty trawionego jednym z najwyższych wskaźników bezrobocia w kraju) szybko zrobiło się nerwowo. Wszystko przez to, że zarejestrować się „na bezrobociu” można było już tylko elektronicznie.

- Dla mieszkańców Warszawy, Łodzi czy innych wielkich miast rejestracja online to udogodnienie. Od dawna w ten właśnie sposób rejestruje się tam około 90 procent osób. W małych miejscowościach jest dokładnie odwrotnie. U nas, w powiecie toruńskim, także: 90 procent osób rejestrowało się dotąd fizycznie przychodząc do urzędu - nie kryje Paweł Przyjemski, wicedyrektor PUP dla powiatu toruńskiego.

Dla mieszkańców Warszawy, Łodzi czy innych wielkich miast rejestracja online to udogodnienie. Od dawna w ten właśnie sposób rejestruje się tam około 90 procent osób. W małych miejscowościach jest dokładnie odwrotnie.

A, co tu kryć, wielu bezrobotnych z miasteczek i wsi nadal nie ma swobodnego dostępu do internetu. Dla wielu przebrnięcie przez proces rejestracji elektronicznej to trudność. Sprawę komplikuje też fakt, że do takiej rejestracji konieczne jest posiadanie profilu zaufanego przez Internet. Można go założyć np. przy użyciu konta bankowego.

Nie brakuje jednak osób, które potrzebują do tego pomocy. Dla nich wszystkich sam instruktażowy filmik wideo, pokazujący jak dokonać rejestracji bezrobotnego elektronicznie, nie wystarczy.

- Boimy się, że jak pojawi się fala nowych bezrobotnych, to ci „nieinternetowi” mogą fizycznie szturmować drzwi zamkniętego jeszcze urzędu - nie kryją urzędnicy w jednym z pośredniaków w regionie. W innym PUP słyszymy natomiast, że już zaczęło się dobijanie do drzwi i wyzwiska. Widzieli, słyszeli, ale z powodu wirusa nie zamierzali ulec.

Boimy się, że jak pojawi się fala nowych bezrobotnych, to ci „nieinternetowi” mogą fizycznie szturmować drzwi zamkniętego jeszcze urzędu

W Toruniu mówią, że ratunkiem jest instruowanie nieporadnych, którzy przyjdą i zajmą jedno wyznaczone stanowisko przy komputerze.

- Gdy nie mogą dokonać rejestracji, pomagamy im przez drzwi. Tak, zamknięte, ale da się coś usłyszeć. Albo przez telefon. Wygląda to trochę jak w zakładzie karnym, ale działa - zdradza Violetta Weroniecka, dyrektor PUP w Toruniu.

Bez zakupów? Bez serialu TV?

Sytuacja w pośredniakach to tylko przykład tego, jak nieinternetowym osobom skomplikowało się życie.

Oczywiście, zdecydowanie powszechniejszym problemem może być robienie zakupów. W końcu ilu osób dotyczy bezrobocie (na razie...).

- Kolejki przed sklepami jak za komuny - narzeka pani Bożena, 74-letnia emerytka. - A w tych godzinach dla seniorów, od 10.00 do południa, to w ogóle koszmar. Wczoraj przed Biedronką nie dość, że stał tłum nas, „staruszków”, to jeszcze część zaczęła się kłócić i krzyczeć na pół ulicy...

Emerytka chętnie zrobiłaby zakupy przez internet, ale nie potrafi. Boi się. Coś tam jej córka pokazywała, zięć, wnuk nastoletni nawet. Ale, jak mówi, nie załapała.

Pan Ryszard, o rok starszy emeryt, w marcu nastał się na chłodzie przed biurem obsługi klienta „swojej” kablówki. Nastał się, bo wpuszczali do środka tylko 2 osoby, po jednym do czynnego stanowiska.

- W kolejce czekał tłumek takich jak ja, co to się bali przedłużyć umowę na kablówkę przez internet. A umowy wielu z nas kończyły się w marcu - relacjonuje emeryt.

Pan Ryszard ma dostęp do sieci, ale „boi się”. Nastał się zatem w kolejce i wymarzł, bo zawarcie nowej umowy z każdym klientem trwa około pół godziny.

- Jeszcze głupiej zrobiła moja sąsiadka. Nie przedłużyła przez internet i nie pofatygowała się do biura kablówki. To operator automatycznie przedłużył jej umowę tak, jak sam chciał. Potraciła, bidulka, swoje dwa ulubione kanały i seriale - mówi pan Ryszard.

Samotny jak lider Perfectu?

W dobie pandemii koronawirusowej do sieci przeniosło się też po prostu życie towarzyskie, a nawet rodzinne.

- Tutaj rozmawiamy ze znajomymi, wymieniamy się informacjami, poradami, filmikami, muzyką. No, wszystkim. Przecież spotykać się prawie nie można - zauważa pani Renata, animatorka zajęć dla dzieci.

Od tego towarzystwa, a nawet rodziny, teraz niektórzy odcięci są na własne życzenie. Niemożliwe? A jednak!

- Mój tata nie ma komputera ani komórki - zdradziła w marcu Patrycja Markowska, siedząc na kanapie w jednej z telewizji śniadaniowych. Konsternacja prowadzących program była niemała. Wyznanie pojawiło się przy okazji pytania dziennikarki o to, czy wokalistka opowiadająca o swoim życiu rodzinnym „w izolacji” kontaktuje wnuki z dziadkiem.

Tymczasem Grzegorz Markowski, lider legendarnego zespołu Perfect, jak się okazało - na własne życzenie, dokonując kiedyś świadomego wyboru - odciął się od technologii. Czy zmieni to po kolejnym miesiącu izolacji? Być może. Faktem jest, że takich jak on rodaków jest więcej.

„Z powodu niechęci”

W ciągu kilku ostatnich lat Polska przeszła cyfrową rewolucję. Jeszcze w 2013 roku, jak wynikało z Diagnozy Społecznej, laptopy miało niecałe 50 procent Polaków. Dostępu do internetu nie miało 14,9 procent z nas.

Sześć lat temu internautami byli przede wszystkim ludzie młodzi. Osoby z grupy w wieku 60-64 lat stanowiły 35,5 proc. internautów, natomiast te mające powyżej 65 lat - zaledwie 14,1 proc.

Minęło kilka lat i sporo się zmieniło. Co prawda dostępu do sieci nadal nie miała rzesza Polaków (13 procent), ale wielu z wyboru. Sprzętu elektronicznego, głównie mobilnego, przybyło natomiast wyraźnie.

W 2019 roku, jak podał GUS, przynajmniej jeden komputer w polskim domu miało 83,1 proc. gospodarstw domowych z co najmniej jedną osobą w wieku 16-74 lata.

Głównym powodem nieposiadania dostępu do internetu w domu był... brak potrzeby używania tego medium. Takiej odpowiedzi udzieliło więcej osób niż w poprzedniej edycji badania: 67,6 proc. spośród tych, którzy nie mieli łącza internetowego (poprzednio 65,7 proc.).

Drugim istotnym powodem był brak odpowiednich umiejętności . Trzecią rosnącą grupą respondentów, którzy nie mieli internetu, były te gospodarstwa domowe, których członkowie czują do tego medium niechęć (13,7 proc. wobec 11,7 proc. w 2018 roku).

Wyszło szydło z worka

Prawdę o jakości łączy i sprzętu, który mamy w domach, obnażyła w pandemii przymusowa edukacja online. Stąd przeznaczenie aż 186 mln zł na zakup laptopów i dostępu do internetu dla uczniów. Gminy mogą wnioskować o dofinansowanie z projektu #zdalnapolska od 1 kwietnia.

Małgorzata Oberlan

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.