W sklepach zakupy robimy średnio o 15 minut krócej niż przed wybuchem epidemii COVID-19. Chodzi o podstawowe towary, bo tam, gdzie nie musimy, to w ogóle nie idziemy. Spadki sprzedaży w galeriach handlowych sięgają aż 50 procent. Zdaniem znanego rzeszowskiego ekonomisty, Krzysztofa Kaszuby, takie zachowanie klientów jest racjonalne, bo zagrożenie wcale nie zmalało, pomimo rozluźnienia obostrzeń i nie ma sensu się narażać.
Problem w tym, że handlowcy narzekają na mniejsze obroty, a także zyski. Z badania UCE Research, przeprowadzonego na zlecenie aplikacji i serwisu DING.pl, wynika, że aż 69 proc. konsumentów w obliczu informacji o rozwoju koronawirusa w Polsce, decyduje się krócej robić zakupy. Jednak już 15 proc. badanych wcale nie poświęca na robienie sprawunków mniej czasu. Prawie co ósma osoba (12 proc.) nie potrafi tego określić, a są też tacy konsumenci, którzy nie zwracają na to wcale uwagi (4 procent).
Tymczasem handlowcy narzekają na spadek obrotów i spodziewanych zysków.
– Jednak należy rozróżnić tu poszczególne branże i asortymenty. Bieżące zakupy żywności i artykułów codziennego użytku się nie zmieniła, a środków higieny i służących do dezynfekcji nawet wyraźnie wzrosła. Spadła natomiast wyraźnie sprzedaż odzieży, butów i samochodów wyjaśnia dr Krzysztof Kaszuba, prezes Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego - Oddział w Rzeszowie. - Natomiast obawa zakażeniem i przed dłuższym przebywaniem w towarzystwie innych ludzi, którzy mogą być potencjalnymi nosicielami wirusa, wprawdzie się zmniejszyła, ale nadal jest duża i uzasadniona, o czym świadczy nie malejąca liczba wykrywanych przypadków nie tylko na Śląsku, ale także na Podkarpaciu – tłumaczy wyjaśnia dr K. Kaszuba.
Według ekonomisty takie zachowanie rodaków jest racjonalne. Kupują to o niezbędne do życia. Natomiast dobra trwalsze jak odzież i obuwie można nabyć w bardziej sprzyjającym terminie. Tu handlowcy mają kłopot, bo te dobra wiążą się z modą i sezonowością. Już okres kilku miesięcy sprawia, że nawet upusty i otwarcie galerii nie spowodowały masowego napływu klientek i klientów do sklepów i butików, stąd mniejsze obroty i oczywiście zyski. Nie bez znaczenia na mniejsze zakupy wpływ mają także obniżone pensje, przestoje i utrata pracy. W takiej sytuacji wiele osób stwierdza, że te spodnie, te buty lub ta bluzka „jeszcze mogą być”.
Nie zapominajmy także dyskomforcie robienia zakupów w maskach. Niektórzy ograniczają czas pobytu w sklepie do absolutnego minimum. Są też jeszcze inni, wprawdzie niezbyt liczni, ale odstraszający innych do zakupów. Bo sami lekceważą zakazy co skutecznie zniechęca bardziej zdyscyplinowanych konsumentów do robienia zakupów w towarzystwie ludzi, którzy lekceważą zasady higieny i bezpieczeństwa. To ma odbicie w badaniach. Otóż ponad 40 proc. osób potrafi wyraźnie oszacować, że zakupy zajmują im po wybuchu epidemii nawet o 10-15 minut mniej niż do tej pory.
– Blisko połowa ankietowanych odpowiedziała „raczej tak”. Tylko 22 proc. stwierdziło „zdecydowanie tak”. To może świadczyć o tym, że wśród Polaków jest pewien poziom wahania w tej kwestii – zauważył Karol Kamiński z aplikacji i serwisu DING.pl. – Jednak biorąc pod uwagę dominujące odpowiedzi, sprawa jest oczywista. Rodacy rozumieją, że należy ograniczać zarówno częstotliwość, jak i czas spędzany na zakupach. A to oznacza, że należy je lepiej planować.
Z odpowiedzi ankietowanych wynika, że czas zakupów skrócił się głównie w zakresie od 5 do 20 min. (tj. 5-10 min. – 18 proc., 10-15 min. – 41 proc., 15-20 min. – 13 proc.). Natomiast 9 proc. badanych wskazało odpowiedź powyżej 20 minut, a 6 proc. – do 5 minut.
Dr Kaszuba, zwraca jeszcze uwagę na możliwość łagodniejszego przejścia niektórych handlowców przez okres epidemii.
- Oprócz działań pomocowych wynikających z „tarczy antykryzysowanych” dla wielu sklepów pomocne mogą okazać się obniżone opłaty i czynsze za wynajem, ale jest też widoczna pazerność niektórych właścicieli galerii czy lokali, którzy obniżyli tylko o tyle wysokość opłat i lub czynszu o ile zrobił to samorząd czyli miasto lub gmina. Niektórzy nawet chcąc zmusić handlujących do uiszczania wysokich opłat mówią im, że obniżą im czynsz, jeśli ci zabiorą towar ze sklepu. Przecież w racjonalnej gospodarce nie o jak największy zysk chodzi – podkreśla ekonomista.