Aleksandra Szymańska

Koronawirus w Lubuskiem: Jak właścicielki małych firm radzą sobie w czasie epidemii?

Kosmetyczka Magdalena Fórmaniak przed epidemią zaczęła urlop macierzyński, ale to tylko częściowo ją ratuje Fot. Mat. prywatne M. Fórmaniak Kosmetyczka Magdalena Fórmaniak przed epidemią zaczęła urlop macierzyński, ale to tylko częściowo ją ratuje
Aleksandra Szymańska

Trenerka Agata Kasprzak właśnie miała świętować rok działalności. Pani Anna, właścicielka pracowni tortów i kawiarni, zarejestrowała się w pośredniaku. Kosmetyczkę Magdalenę Fórmaniak na razie ratuje urlop macierzyński. Koronawirus to szczególnie trudny przeciwnik dla małych firm w Lubuskiem.

- Od środy robiłam zakupy. Biszkopty piekłam w piątek po nocy. W sobotę i niedzielę wydawałam zamówienia. Właściwie od środy nie było ze mną kontaktu. Oddech łapałam w poniedziałek i wtorek. Pasowało mi to… - mówi pani Anna z Gorzowa (imię zmienione), właścicielka pracowni tortów i ciast, do tego kawiarni.

Epidemia koronawirusa a firma z tortami

W marcu, kiedy jeszcze mało kto się spodziewał ponad 8 tys. zakażonych i chodzenia w maseczkach, pani Anna zawiesiła działalność gospodarczą i zarejestrowała się w urzędzie pracy jako bezrobotna.

Najpierw będzie dostawała jakieś 700 zł na rękę. Po trzech miesiącach mniej. Oczywiście, że jej to nie urządza. Tak samo 1,3 tys. zł tzw. postojowego, o które mogłaby się teraz ubiegać z „tej całej tarczy antykryzysowej”.

CZYTAJ TEŻ:
Gorzowianki: Iga, Dagmara i Joanna połączyły pasję i talent z biznesem. I to jest sztuka!

Tyle że o tarczy nie było jeszcze mowy, gdy pani Anna zawieszała działalność. Za to klienci masowo rezygnowali z zamówień, bo masowo odwoływali chrzciny, urodziny, komunie, wreszcie wesela. Moment i właścicielka biznesu straciła nawet 80 proc. zleceń.

Jak płacić ZUS i podatki, gdy się nie zarabia?! Pani Anna wolała nie czekać, aż narobi sobie zaległości.

Koronawirus i branża "urodowa"

Magdalenę Fórmaniak, która od prawie sześciu lat ma studio urody w podgorzowskiej Kłodawie, epidemia zastała na urlopie macierzyńskim. Pół roku temu urodziła synka Ignacego. Wychodzi z nim na spacery po najbardziej zarośniętych zakątkach gorzowskiego Górczyna i patrzy, jak z dnia na dzień synek jest coraz większy.

Odbiera też telefony od klientek. Pytają, kiedy znów będą mogły przyjść, a tak naprawdę chcą pogadać... Panią Magdalenę to cieszy, ale nie ma pewności, że - gdy życie wróci do normy - wrócą też klientki.

Niby może być boom na usługi branży „urodowej”. Równie dobrze kosmetyczka czy fryzjer mogą przestać być „potrzebą życia”, skoro teraz - z konieczności - panie same farbują włosy czy robią paznokcie. A gdy jeszcze może stracą pracę...

Pani Magdalena od zawsze jest na swoim i nie chciałaby tego zmieniać. Tym bardziej że utrzymała się już tyle lat. Złożyła więc do ZUS-u wniosek o umorzenie składek w ramach tarczy antykryzysowej. Już dwa tygodnie temu. Czeka. Nie wie, czy - skoro jest na macierzyńskim - pomoc jej przysługuje. Spodziewa się, że nie, a przecież czynsz, składkę zdrowotną czy podatek cały czas musi płacić.

CZYTAJ TEŻ:
Koronawirus w Lubuskiem. Gorzów ma dla przedsiębiorców 10 mln zł

Koronawirus dla trenerki fitness

Agata Kasprzak przyznaje, że była w dołku. Od początku epidemii, czyli już jakieś 5 tygodni, nie rusza się z domu w Zwierzynie. Przy domu ma wprawdzie ogród, staw i blisko las, ale i tak nie jest łatwo, gdy życie sprowadza się do gaszenia pożarów między ośmiolatką a trzylatkiem, do ciągłego sprzątana (w tym łazienki - octem) i jeszcze ta szkoła online…

Gdyby koronawirus nie postawił wszystkiego na głowie, pani Agata właśnie świętowałaby rok działalności. Szkoliła się na księgową, bo czekał rodzinny biznes - usługi leśne. Zawsze też myślała o fitnessie, a że nadarzyła się okazja - zrobiła kurs i... zanim się zorientowała, wynajmowała już na swoje zajęcia szkolną salę w Zwierzynie i dojeżdżała na kolejne do Drezdenka.

Na treningach miała po 50-60 osób, pań i panów. - Dobrze chociaż, że nie wzięłam kredytu na budowę sali jak niektórzy - mówi teraz pani Agata.

Nie da się ukryć, epidemia wytrąciła ją z równowagi. Nie zarabia. To jasne. Gorzej jednak zniosła brak regularnych treningów. Dla kogoś, kto jest aktywny, taka pauza to niezły szok. Pani Agata długo więc nie wytrzymała „w bezruchu”.

Zaczęła zajęcia online. Darmowe, bo - jak mówi - nie miałaby teraz sumienia brać choćby 5 zł. Część jej ekipy już ma kłopoty z pracą: przedstawiciele handlowi, spedycja, ci, którzy zarabiali w Niemczech…

Ktoś może powie, po co komu fitness, gdy nie ma pracy, ale pani Agata wie, że ćwiczenia są ludziom potrzebne. Założyła grupę na Facebooku: Dajesz, nie przestajesz. Każdy może dołączyć i trzy razy w tygodniu (poniedziałki, środy o 19.00, piątki o 18.00) trenować pod dyktando instruktorki, która staje przed komputerem. Wie, że po drugiej stronie za każdym razem ćwiczy coraz więcej osób.

Koronawirus i nadzieja, że małe firmy przetrwają

Agata Kasprzak boi się, że długo nie wróci do zajęć w sali, ale marzą się jej zajęcia w ogrodzie. Dla 10-15 osób.

Pani Anna dogadała się z klientami, że zamówienia, które złożyli - razem z zaliczkami - zrealizuje jesienią. Spodziewa się nawet, że będzie miała urwanie głowy. Korzysta więc z przymusowego urlopu. Pierwszego od trzech lat.

Pani Magdalena ma nadzieję, że gdy Ignacy skończy rok, będzie już mogła pracować. Ciągle na swoim.

ZOBACZ WIDEO: Przez koronawirusa więcej osób będzie korzystało z płatności cyfrowych

Aleksandra Szymańska

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.