Koronawirus w Polsce. Nadciąga nieuchronna fala zwolnień. Możliwe jest nawet dwucyfrowe bezrobocie
Eksperci przewidują wzrost bezrobocia w kraju do 10 proc. Od tego, jakie wsparcie otrzymają firmy, które znajdą się w kłopotach, będzie zależała sytuacja pracowników.
780 tys. osób w Polsce może być zagrożonych utratą pracy z powodu pandemii koronawirusa - czytamy w raporcie Centrum Analiz Ekonomicznych. To dotyczy pierwszej fazy kryzysu. Analitycy wzięli pod uwagę to, ile osób pracuje bądź prowadzi działalność w branżach, które są dziś najbardziej narażone na kryzys. W najgorszej sytuacji są też ci, których ochrona prawna na rynku pracy jest najsłabsza, czyli pracujący na umowach zlecenia, o dzieło lub kontraktach.
- Możemy stwierdzić, że pracowników szczególnie narażonych na utratę zatrudnienia w obliczu pierwszego uderzenia kryzysu jest teraz w kraju ponad 780 tys., z czego 57 proc. stanowią kobiety. Sytuacja zatrudnionych na etacie jest nieco lepsza. Ale gdyby obecny stan miał się przedłużać, to i oni mogą być zagrożeni utratą pracy lub zmniejszeniem płac – napisali ekonomiści w raporcie.
Uważają oni, że pierwsza fala kryzysu dotknie 17,2 proc. gospodarstw domowych w Polsce. Najbardziej narażeni są rodzice samotnie wychowujący dzieci.
Okazuje się, że wśród nich 31,5 proc. pracuje w branżach szczególnie zagrożonych, a 6,6 proc. pracuje na podstawie tzw. umów śmieciowych lub prowadzi działalność gospodarczą. Z kolei w grupie małżeństw z dziećmi, 24,2 proc. osób pracuje w obarczonych ryzykiem branżach, a 7,8 proc. ma inną umowę niż o pracę. Swoje wyliczenia podała też Międzynarodowa Organizacja Pracy. Według jej szacunków, najbardziej pesymistyczny scenariusz zakłada, że w pierwszej fazie kryzysu 25 mln ludzi na świecie straci pracę. Urzędy pracy na Pomorzu nie odnotowały jeszcze niepokojących zjawisk na lokalnym rynku pracy.
To jest cisza przed burzą. Jest za wcześnie, aby na rynku pracy dokonała się znacząca zmiana. Liczba ofert pracy zgłaszanych w urzędach pracy, ale i agencjach zatrudnienia, jeszcze nie odbiega od tego, co było w poprzednich miesiącach
– mówi Tomasz Bartosik, ekspert BCC ds. rynku pracy.
Konfederacja Lewiatan wyliczyła, że bezrobocie w Polsce może wzrosnąć do 10 proc, jeśli firmy nie otrzymają wystarczającego wsparcia.
Problemy wielu branż będą skutkowały nieuchronną falą zwolnień. Jej wielkość zależy od wielkości i zakresu wsparcia, jakie rząd ustali i zrealizuje w ramach t zw. tarczy antykryzysowej. Jeśli działania będą nietrafione lub spóźnione, możemy powrócić do dawno nie widzianych dwucyfrowych wskaźników bezrobocia
– mówi Monika Fedorczuk, ekspert Konfederacji Lewiatan.
Projekt tzw. tarczy antykryzysowej, która ma kosztować 212 mld zł, zawiera m.in. gwarancję, że państwo dopłaci do pensji pracowników do 40 proc. średniego wynagrodzenia. Możliwe mają być ograniczenia stosowania niektórych przepisów Kodeksu pracy: czas pracy będzie można wydłużyć do 12 godzin. Projekt przewiduje odroczenie lub rozłożenie na raty składek ZUS bez opłat, a także odroczenie rat kredytów hipotecznych oraz dostęp do mikropożyczek.
Projekt ustaw pod koniec tygodnia ma trafić do Sejmu. Ale organizacje zrzeszające pracodawców już teraz twierdzą, że pomoc będzie niewystarczająca.
Zaproponowane środki są drastycznie małe i źle skierowane. Przedsiębiorstwa w największych kłopotach pewnie się na nie w ogóle nie załapią. Niepokoją bardzo restrykcyjne warunki ubiegania się o pomoc i nadmierna biurokracja. Mamy coraz więcej sygnałów, że firmy rozważają wejście w procedurę zwolnień grupowych, bo już nie mogą czekać na niepewną pomoc państwa. Tarcza antykryzysowa powstaje za wolno i w oderwaniu od prawdziwych potrzeb gospodarki. Bardzo ważne jest pilne wprowadzenie abolicji od wszelkich danin publicznych płaconych do urzędów skarbowych i ZUS
- mówi Grzegorz Baczewski, dyrektor generalny Konfederacji Lewiatan.
Inna organizacja, Pracodawcy RP, również apeluje o wprowadzenie szerszych zmian. Według niej, m.in. należy znieść zakaz handlu w niedziele. To mogłoby pomóc wielu sklepom. Poza tym, Polacy powinni mieć teraz możliwość zaopatrywania się w produkty bez ograniczeń. Organizacja zaapelowała też do rządu o zniesienie wypłaty 13. i 14. emerytury.
- Dzisiejsza sytuacja wymusza zawieszenie tych dodatkowych świadczeń do momentu, kiedy sytuacja wróci do stanu sprzed recesji wywołanej koronawirusem – uważa dr Sławomir Dudek, główny ekonomista Pracodawców RP.