Koronawirus z Wuhan i chiński podbój. Czy Polakowi przeszkadza, że jego smartfon jest z Chin i na pewno go szpieguje [Kwadratura kuli]
Teoria z początku pandemii, że koronawirus nie jest „darem” Matki Natury, lecz brudną robotą chińskich naukowców z laboratorium w Wuhan, okazuje się być coraz mniej spiskowa. Poważne media na Zachodzie przytaczają kolejne dowody na to, że Natura, aczkolwiek wybitnie kreatywna (wszakże stworzyła takie okazy, jak szczeżuja, dodo czy Zenek), nigdy nie lepiła patogenów w ten sposób. W dodatku Chińczycy od półtora roku torpedują międzynarodowe śledztwo w tej sprawie. Na pytania i wątpliwości odpowiadają misiowo: „Nie mam twojego płaszcza i co mi zrobisz”. Co napędza wiadome teorie.
Prezydent Joe Biden nie ma, jak poprzednik, opinii słabo zrównoważonego gościa z wiewiórką na głowie, twittującego oskarżeniami bez pokrycia w faktach. Musiał więc mieć mocne podstawy, by nakazać swym służbom ustalenie w ciągu 90 dni, czy wirus, który zabił w półtora roku 3,5 mln ludzi (nieoficjalnie nawet 10 mln), nie wydostał się aby z laboratorium w Wuhan. A jeśli się wydostał, to przypadkowo czy celowo.
Tym, którzy używają z zachwytem wypasionych chińskich smartfonów (a jest ich już w samej Polsce 10 mln!) i jeżdżą równie wypasionymi chińskimi hulajnogami, warto czasem przypomnieć, że ChRL nie jest państwem, w którym dopuszczalna byłaby otwarta debata na jakikolwiek temat. Propaganda brutalnie rozwalcowuje wszelkie odstępstwa od oficjalnego przekazu, a tych, którzy próbują siać zwątpienie poza oficjalnym obiegiem, dosięga tsunami nieprzyjemności. Ze zgonem włącznie.
Przez ostatni rok propaganda mówiła Chińczykom, że wredny Zachód, który przez własne zaniedbania stracił miliony obywateli (tylko w USA - 611 tys.!), próbuje obwinić Chiny. W Państwie Środka narasta przez to wrogość do Amerykanów i Europejczyków. Znajomi przedsiębiorcy, latający regularnie do Szanghaju i Shenzhen, mówią, że zmiana jest uderzająca: niechęć okazują nawet długoletni kontrahenci.
Chiński rząd długo podgrzewał te nastroje, wychodząc z założenia, że Chińczycy bez świata sobie poradzą - a świat bez nich niekoniecznie. W dwóch największych chińskich MIASTACH mieszka więcej ludzi niż w 13 PAŃSTWACH Unii Europejskiej razem wziętych, a cała Unia wraz ze Stanami to ludnościowo połowa Chin. Z drugiej strony jednak Europa i USA tworzą wciąż najbardziej intratny rynek zbytu – czyli ekspansji. W nieodległych czasach, gdy podbijało się świat przy użyciu oddziałów SS, sympatia konsumenta nie miała większego znaczenia, ale dziś podbój polega raczej na stawianiu oddziałów Lidla. Oraz skutecznej promocji swoich (szpiegujących?) smartfonów i hulajnóg. Np. przez najlepszego piłkarza globu, rodem z Warszawy łamanej przez Monachium.
Więc ostatnio władze chińskie kazały zmienić ton. Teraz wszyscy Chińczycy mają działać tak, by świat Chiny kochał. Ciekawe, czy my to – nomen omen – kupimy. Zwłaszcza w obliczu ewentualnie sensacyjnych ustaleń amerykańskich służb: co, jeśli okaże się, że wirus faktycznie powstał w laboratorium w Wuhan i stamtąd wyciekł? Czy porzucimy chińskie smartfony i zwrócimy się do Pekinu o reparacje za rekordowe od II wojny straty w ludziach?
Na razie sprzedaż topowej chińskiej elektroniki rośnie w Polsce gwałtownie. Na szczycie rankingu najchętniej kupowanych smartfonów usadowił się w środku pandemii chiński gigant, ze wzrostem rok do roku o 41 proc. Ma świetną prasę i wciąż rośnie w siłę.