Kościół dla niewierzących
Kościół - aby mógł być autorytetem społecznym - musi być tak samo po stronie wierzących, jak i niewierzących.
Po co Kościół niewierzącym? Jest im potrzebny do przeżycia. Dlaczego? Wiele współczesnych demokracji liberalnych zachowało instytucję monarchii, inne wprowadziły urząd prezydenta. Zrobiły to, by wzmacniać porządek konstytucyjny. „Goła” demokracja jest niebezpieczna. Gdy większość po zwycięstwie wyborczym może wszystko (bez żadnych ograniczeń konstytucyjnych), to może też wykluczyć z życia społecznego mniejszość, może ją wygnać, zabić lub zamienić w niewolników, pozbawić praw. I to jest prawdziwy kryzys demokracji, odrzucenie ograniczeń konstytucyjnych.
Konstytucja to tylko dokument. Sama się nie obroni. Stąd potrzeba królowej, prezydenta, trybunału konstytucyjnego i innych instytucji niezależnych od zwycięskiej większości.
Tak niezależne powinny być i wojsko, i sądy, i media publiczne… a także Kościół. Jednak niezależność nie oznacza tylko wolności, oznacza też ograniczenia. Jakie?
Królowa w Wielkiej Brytanii nie rządzi, ale panuje. To oznacza m.in., że nie wypowiada się w sprawach bieżącej polityki. Jest poza polityką partyjną. To daje jej mandat do stania na straży porządku konstytucyjnego. Oczywiście, gdyby któraś z partii chciała jej odebrać tę możliwość (tę niezależność), to monarchini powinna bronić swego urzędu (tej niezależności), co oznacza krytykę takiej zachłannej partii. Podobnie jest z wieloma prezydentami rezygnującymi ze swojej przynależności partyjnej. To samo dotyczy sędziów, wojska i mediów. Obrona własnej niezależności oznacza samoograniczenie się, jakim jest rezygnacja z polityki partyjnej.
Tak jest i z hierarchią kościelną. Jeżeli Kościół chce być niezależny, musi bronić swojej niezależności, nie może pozwolić sobie na uzależnienie od jakiejś partii, więc musi się samoograniczyć i nie „uprawiać” polityki partyjnej. Za brak takiej niezależności Kościół jest obecnie krytykowany. I słusznie! Bo wtedy nie spełnia swojej roli społecznej, podobnej do roli organów strzegących konstytucji.
A właśnie ta rola jest ważna również dla niewierzących. Ktoś może uważać, że Boga nie ma albo że nie ma Opatrzności. Wtedy to, co Kościół opowiada, uważa za bajki, legendy, za ludzkie wymysły. Jednak musi przyznać, iż nasza kultura (coraz bardziej globalna) jest w dużej mierze zbudowana na tych opowieściach. Może mu się to podobać lub nie, ale widzi, że fundamenty naszego życia społecznego, to, co jest podstawą ładu demokratycznego, wynika również ze swoistego dialogu między Kościołem a społeczeństwem.
Biegły sądowy może mieć jakieś słabości. Ważne, żeby był fachowcem i aby był bezstronny. Stąd Kościół, by mógł być autorytetem społecznym, musi być tak samo po stronie wierzących, jak i niewierzących.