Koszmar na granicy z Ukrainą. Zero organizacji [FOTO, WIDEO]
Dantejskie sceny w Szeginiach, po stronie ukraińskiej, na drodze dojazdowej do przejścia granicznego z Polską w Medyce.
Po stronie ukraińskiej, do polsko ukraińskiego przejścia granicznego Szeginie - Medyka, prowadzi dwupasmowa droga. Przez środek miejscowości.
Przekraczamy granicę rano. Po polskiej stronie przejścia ruch odprawiany jest na bieżąco, niewielka kolejka aut. Po stronie ukraińskiej, w obrębie przejścia, podobnie.
Koszmar zaczyna się zaraz po opuszczeniu przejścia granicznego. Na dwupasmówce, przez kierowców zamienionej na trójpasmówkę, korek. Stoimy kilkanaście minut. Dlaczego?
- Kursowy autobus chciał poza kolejnością wjechać na przejście. Zrobił sobie trzeci pas. Tutaj jest to normalne. A z naprzeciwka nadjechały samochody. Teraz ani w przód, ani w tył - wyjaśnia jeden z kierowców.
Pojawia się policjant, chyba z drogówki. Pomaga rozładować korek, nie jest to łatwe, bo sznury aut wręcz zaklinowały się. Samochody muszą wjeżdżać na chodnik przez wysoki krawężnik. Prawdziwe piekło czeka nas jednak w drodze powrotnej. W kolejce, na dwóch pasach, czeka kilkaset aut.
- Chcecie szybciej przejechać? - jak tylko zatrzymaliśmy się na końcu kolejki podbiega do nas jakiś mężczyzna. Miejscowi mają objazd polnymi drogami. Wyjeżdża się tuż przed przejściem.
Usługa doprowadzenia do przejścia granicznego kosztuje 50 do 100 dolarów.
Skąd takie ogromne korki? Droga dojazdowa jest zbyt wąska. Ruch zwiększają kierowcy samochodów rejestrowanych na polskiego współwłaściciela. Raz na pięć dni muszą nimi wyjechać z Ukrainy.