Dziecko wobec dorosłego, który ma złe zamiary z reguły bywa bezbronne. Dlatego takie historie jak Doroty wychodzą dopiero po latach.
Taka rozmowa dla matki to trudny moment. Gdy Anna usłyszała słowa córki, nie zapytała jej o żadne dodatkowe szczegóły. Zabrała 11-latkę do psychologa, a sama zapukała do drzwi komendy policji w Chrzanowie. Postanowiła sprawy nie zamiatać pod dywan, choć wiedziała, że Dorotę czeka przesłuchanie i będzie musiała ujawnić drastyczne okoliczności molestowania, które zaczęło się, gdy miała ledwie 7 lat.
Anna ma dwoje dzieci, trud ich wychowania spoczywał wyłącznie na niej. By utrzymać rodzinę, Anna znalazła robotę poza Polską. Pracowała tam cztery lata od wiosny do grudnia. Dzieci zostawiała u znajomego małżeństwa Beaty i Bernarda B. Ona była sprzątaczką, on rencistą. Uzgodniła z opiekunami, że co miesiąc będzie im przekazywała 600 zł na utrzymanie dzieci. Przelewała im też po 1000 zł wynagrodzenie za opiekę. Zobowiązała się też ponosić dodatkowe koszty, gdyby dzieciom potrzebne były ubrania czy zabawki.
Anna nie chciała, by to jej matka zajęła się wnukami, bo ta po śmierci męża popadła w alkoholizm. Jedynym ratunkiem dla Anny stali się państwo B. W mieszkaniu razem z nimi przebywał też ich syn Jan N., 35-latek, bezrobotny, kawaler. Zajmował mniejszy pokój, w którym miał łóżko, szafki i komputer. Dzieci Anny - Dorota i Sebastian - przebywały w drugim, większym pokoju razem z opiekunami. Mówiły do nich wujku i ciociu.
Sebastian i Dorota spali osobno na materacach. Chłopiec się moczył nocami, więc czasem spał w kuchni. Bywało, że Dorota nocowała na materacu w pokoju Jana N.
W dalszej części tekstu dowiesz się, w jakich okolicznościach dochodziło do molestowania dziewczynki oraz dlaczego zdecydowała się mówić o tym dopiero po dwóch latach.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień