Koszmarny pobyt w celi nr 313
Czterech współwięźniów blisko dwa tygodnie maltretowało górala podejrzanego o gwałt na kobiecie. Sąd Okręgowy w Nowym Sączu skazał wszystkich dręczycieli i wytknął błędy służbie więziennej.
Wojtek wszedł do niedużej celi i spojrzał na mężczyznę, który zajmował jedno z dwóch łóżek. Po wymianie uprzejmości okazało się, że obaj są z Zakopanego. Usiedli naprzeciwko siebie i wtedy nieco wystraszony Wojtek nieopatrznie wypowiedział zdanie, które zaważyło na jego dalszych losach: - Trafiłem tutaj, bo „psy” podejrzewają mnie o dokonanie gwałtu na kobiecie.
Marek spojrzał na młodszego kompana i zapytał, czy „się pucuje”. Wojtek nie zrozumiał o co chodzi.
- No, czy się k... przyznajesz do winy! - zezłościł się pytający. Chłopak zaprzeczył i twierdził, że kobieta próbuje go wrobić, a on jest niewinny.
- Jeśli to pomówienie z jej strony, to będę cię chronił - zadeklarował Marek. Przed kim i w jakich okolicznościach, tego już nie zdradził.
Wieloosobowa cela
Minął tydzień i Marek został przeniesiony do wieloosobowej celi nr 313. Wojtek na tyle się z nim zaprzyjaźnił, że poprosił wychowawcę w Zakładzie Karnym w Nowym Sączu, by i jego umieścić razem z Markiem.
Pamiętając o deklaracji kolegi liczył na jego wsparcie. Zgodnie ze swoim życzeniem trafił do wymarzonej celi 313. Spędzonych tam dwóch tygodni nie zapomni do końca życia.
Już pierwszego dnia pozostali osadzeni powiedzieli Wojtkowi, że wiedzą od Marka za co jest tymczasowo aresztowany.
Kazali Wojtkowi udać się do kącika sanitarnego, a po wieczornym apelu pobili go po głowie, stosowali też inne formy przemocy, a jeden z nich podał mu oliwkę i powiedział, by „sobie nią natarł tyłek”. Potem wziął do ręki szczotkę i zrobił Wojtkowi krzywdę.
Dla hecy musiał też szczekać i aportować papierki z podłogi jak pies. Ustami zbierał rzucone mu jedzenie. Był znieważany na każdym kroku, ale ze strachu nie ujawnił administracji więziennej, że jest ofiarą. Tym bardziej, że więźniowie grozili mu, że jeśli to zrobi, to zabiją go w celi, albo już na wolności. Wiedzieli przecież skąd pochodzi.
Dwa dni później dwóch z osadzonych poleciło Wojtkowi, by się podmył, a gdy to zrobił wykorzystało go seksualnie. Nie mieli prezerwatyw, więc by się zabezpieczyć użyli woreczków po chlebie, czyli tzw. samarek. Po gwałcie przechwalali się tym, co zrobili.
W ciągu kolejnych dni Wojtek był stale bity, a współosadzeni wymyślali coraz to nowe szykany, by go poniżyć.
Zabronili mu jeść przy stole, bo stwierdzili, że „nie będą patrzyć na Wojtka”. Posiłki musiał spożywać w kąciku sanitarnym. W więziennej hierarchii znalazł się na samym dnie. Został uznany za cwela.
Dla zabawy kazali mu pić różne substancje, np. wodę z mydłem, płyn do mycia naczyń i szampon. Groźbami i przemocą zmusili, by zjadł pająka i pszczołę, która wpadła do celi. Innym razem dla hecy polecili mu zlizywać z podłogi rozsypaną herbatę i popiół.
Marek wcale nie zamierzał Wojtka chronić. Wręcz przeciwnie - to na jego polecenie inni osadzeni zrobili mu tatuaże za uszami.
Zwierzęce instynkty
Potem, w trakcie śledztwa, okazało się, że żaden z czterech oskarżonych nie ma zaburzeń preferencji seksualnych. Byli mężczyznami, którzy mieli rodziny, żony, dzieci, pracę i chodzili go kościoła. To okoliczności i pobyt w izolacji wyzwoliły w nich zwierzęce instynkty. Normalnie nigdy by się nie zdobyli na poniżanie drugiej osoby, ale w zakładzie karnym hamulców nie było. W celi odbywali wyroki za rozboje, wymuszenia i podrabianie pieniędzy.
Kiedy prokurator postawił im zarzuty znęcania się nad Wojtkiem, zgodnie twierdzili, że są niewinni. Niczego nie widzieli, nie mają pojęcia o co chodzi. Skruchę wyrazili dopiero podczas procesu przed Sądem Okręgowym w Nowym Sączu.
23-letni Andrzej G. z Zakopanego przyznał się do winy i zapłacił pokrzywdzonemu 5 tys. zł jako wyrównanie jego krzywdy i przeprosił Wojtka, on mu wybaczył.
Także 48-letni Marek B. żałował swojego zachowania i usprawiedliwiał się podczas rozprawy. - Katorgą było czekanie na wyrok w celi i świadomość, że moja rodzina nie miała jedynego żywiciela - opowiadał. To niby miało tłumaczyć, dlaczego wziął udział w maltretowaniu bezbronnego górala. Jednak świadkowi wskazali, że to on wymyślał formy prześladowań za to, że ofiarą Wojtka była dziewczyna z gór. Inni osadzeni słuchali Marka B., ponieważ był najstarszy i chwalił się, że siedział też w więzieniu w USA.
5 tysięcy złotych - dostał pokrzywdzony więzień za swoją krzywdę od jednego ze skazanych
20-letni Kamil M. z Chrzanowa nie przyznał się do winy. Wskazał, że to od Marka B. dowiedział się, że Wojtek wykorzystał seksualnie dziewczynę, więc „on pokaże teraz Wojtkowi, co to znaczy gwałcić”. Słyszał jedynie, jak jeden z więźniów mówił, że „Wojtek to teraz jego panienka”. Potem zaczęło się gnojenie chłopaka, a finałem było zrobienie mu tatuażu za uszami, co oznaczało cwela, czyli osobę wykorzystywaną seksualnie przez współwięźniów.
23-letni Piotr R. z Włocławka opowiadał, że właściwie był tylko świadkiem znęcania się nad Wojtkiem. Zaczął je jeden z więźniów, a inni się przyłączyli. Było zastraszanie, ośmieszanie, poniżanie, potem bicie. Wyraził przekonanie, że służba więzienna nie robiła nic, choć wiedziała, że w celi jest osoba, której nie powinno tam być.
Zdaniem sądu, zeznania pokrzywdzonego były kluczowe dla uznania winy oskarżonych, choć na rozprawie Wojtek mówił, że już nie pamięta wydarzeń z celi. Było jasne, że stara się zapomnieć o traumie. Po raz kolejny nie chciał wracać do swoich doświadczeń, więc odczytano jego relacje ze śledztwa.
Zdemoralizowani, ale...
Zdaniem sądu, oskarżeni to osoby zdemoralizowane ze skłonnością do agresji i sadyzmu, o nieprawidłowych osobowościach, niezdolne do przeżywania poczucia winy. To także ludzie, którzy mieli tendencję do zastępczych zachowań homoseksualnych. Nie działali z chęci zaspokojenia swojego popędu, ale żeby poniżyć, skrzywdzić i upokorzyć Wojtka i naruszyć sferę jego wolności seksualnej. Zrobili to, zauważył sąd, już pierwszego dnia jego pobytu w celi, po zdobyciu informacji za co siedzi pokrzywdzony.
Sąd nie miał wątpliwości, że oskarżonymi kierowała chęć dokonania samosądu, bez pytania, czy ich ofiara jest winny. Za okoliczności łagodzące uznał fakt, że pokrzywdzony przyjął przeprosiny, wybaczył oskarżonym i dostał zadośćuczynienie finansowe.
Mężczyźni w mowach końcowych poprosili o wyroki z warunkowym zawieszeniem, ale Sąd Okręgowy w Nowym Sączu miał inne zdanie. Andrzeja G. skazał na bezwzględną karę 20 miesięcy więzienia, Kamila M. na 2 lata i 2 miesiące, Piotra R. na 2 lata, a Marka B. na 10 miesięcy i tylko jemu wykonanie kary zawiesił na pięć lat. Cała czwórka ma również pokryć 16 tys. zł kosztów procesu.
Sąd wytyka błąd
W uzasadnieniu wyroku sąd napisał, że na wymiar kar wpływ miał stosunkowo krótki czas bezprawnych działań oskarżonych - ograniczony do kilkunastu dni oraz błędne decyzje administracji zakładu karnego wobec pokrzywdzonego.
Sędzia był zdania, że ten rodzaj zarzutu, pod jakim Wojtek został tymczasowo aresztowany, winien skłonić szefostwo więzienia do osadzenia go w celi jednoosobowej, a co najwyżej dwuosobowej, z zachowaniem wysokiego stopnia ostrożności, ponieważ podejrzani o gwałty są zazwyczaj narażeni na różnego rodzaju szykany i dolegliwości ze strony innych osadzonych.
Wprawdzie pokrzywdzony, jak dostrzegł sąd, sam chciał trafić do celi wieloosobowej, licząc błędnie na ochronę ze strony Marka B., ale to zasady pragmatyki służbowej i przepisy kodeksu karnego wykonawczego powinny być podstawą decyzji administracji zakładu karnego, a nie wola osadzonego.
Porucznik Anna Czajczyk, rzeczniczka prasowa dyrektora okręgowego Służby Więziennej w Krakowie, nie zgodziła się z krytycznymi uwagami sądu. Zapewniła, że „administracja Zakładu Karnego w Nowym Sączu rozmieściła tymczasowo aresztowanego zgodnie z przepisami Kodeksu karnego wykonawczego”, „mając na uwadze charakter popełnionego przestępstwa” oraz jego „obniżony nastrój” po osadzeniu za kratami .
Wyrok jest prawomocny.
Imię pokrzywdzonego zostało w tekście zmienione