Koszyce bis
Tydzień temu obiecałem Państwu prawdziwy węgierski gulasz, no… a jak węgierski to raczej pörlkölt, a jak tradycyjny, to na pewno z wołowiny. Zostawię go Państwu na kolację, bo na śniadanie zabiorę wszystkich do krainy słowackiego (!) tokaju.
Tak się stało, że niewielka część winnic węgierskiej legendy po roku 1918 „wpadła” w granice nowej wtedy Czechosłowacji. Teraz na prawach łaski słowacki tokaj, może na etykietach używać słowa „Tokajský”, ale nie „Tokaj”!
Koszyce, w których zbijam wakacyjne bąki oraz owa winna enklawa, do wspomnianej wyżej daty były węgierskie. A wino tokaj już w średniowieczu stało się częścią naszej, polskiej historii. Przypomnę, że nasz królewicz Jan Olbracht miał przejąć tron węgierski, ale okoniem stanął mu własny brat, bo też syn Kazimierza Jagiellończyka - Władysław - już wtedy król Czech. Po bitwie pod Koszycami (czerwiec 1490) królewicz Janek wracając do domu próbował zdobyć zamek w Tokaju, w końcu jednak zadowolił się dwoma tysiącami beczek wina, które przywiózł jako wojenny łup na Wawel i na parę wieków Polska stała się największym importerem tego wina z Węgier.
Trudno sobie wyobrazić Polaka z wyciągniętą szablą gotową siekać na bigos wroga… bez przewieszone bukłaka z węgrzynem, czyli tokajem i z udokumentowaną pewnością mogę napisać - tokajem szamorodnim. Słowacki region tokaju to ledwie siedem wiosek z pagórkami porośniętymi winoroślą i chłodnymi piwnicami wykutymi w wulkanicznej skale. Wina tu bardziej wytrawne. Na drugie śniadanie z menu wybieramy loksze z grzybowo-mięsnym nadzieniem czyli ziemniaczane naleśniki (zemiakové lokše) o grubości trzech, czterech milimetrów, a do tego obowiązkowo szklaneczka młodego tokaju.
Szef tej naszej kuchni Farkas Peter Halas, którego pradziadków konterfekty wiszą w okupowanym przez nas domu mają koszyckie korzenie, bo się w tym mieście urodzili. Teraz Petr mieszka w Budapeszcie. Ten gulasz (pörlköt) będzie z dwóch kilogramów wołowej pręgi, ośmiu cebul, główki czosnku, butelki merlota, garści wędzonych i suszonych śliwek oraz dwudziestu kapeluszy suszonych podgrzybków (mój wkład w recepturę węgierskiego bratanka!). Do tego pięć dużych czerwonych papryk i trzy podłużne żółte przywiezione zza węgierskiej granicy. Mają kompletnie inny smak niż te dostępne w Polsce. A, i jeszcze kilka woreczków z mieloną papryką, które Petr zawsze wozi ze sobą, z tych woreczków do naszego gulaszu dosypał pięć łyżeczek. Jedną była zdrowo ostra papryka csipős huszár. Pörlköt -PYCHA!
Dziennikarskich tematów w Koszycach urodziło mi się tyle, że nawet trudno mi je zinwentaryzować. Ile osób ma świadomość - na przykład - że Koszyce są pierwszym, bo już od 1365 roku miastem w Europie i na świecie posługującym się własnym herbem nadanym przez króla Ludwika Andegaweńskiego, któremu w pięć lat później nałożono na głowę polską koronę!