Wrócić do sportu po trzyletniej przerwie, to olbrzymie wyzwanie - podkreśl Kareem Maddox, koszykarz Miasta Szkła Krosno, beniaminka Polskiej Ligi koszykówki.
Dlaczego przez ostatnie 3 lata nie grałeś zawodowo w koszykówkę?
Trochę pod presją rodziny, trochę z przyczyn obiektywnych, czyli moja kariera nie rozwijała się w sposób, jaki wcześniej zakładałem. Słowem rzeczywistość zweryfikowała sportowe plany i trzeba było się zastanowić nad przyszłością. Skończyłem studia, więc najbliżsi zasugerowali mi, żebym poszedł do normalnej w cudzysłowie pracy. Że to zapewni mi większą stabilizację życiową niż gra w koszykówkę.
I co to był za „normalny” sposób zarobkowania?
Zostałem zatrudniony jako dziennikarz prowadzący audycje w radiowej stacji.
A to fajną miałeś robotę.
Lubiłem ją. Dawała mi dużo satysfakcji, umożliwiała częsty kontakt z ludźmi, podobnie jak wcześniej sport. Początkowo nie wyobrażałem sobie zajmować czymś innym niż koszykówka, ale dziennikarstwo pozwoliło mi się skutecznie odnaleźć w nowych realiach.
Ale pewnie ci się znudziło, skoro wróciłeś do basketu.
Nie tyle znudziło, co nigdy nie wyparło z pierwszego miejsca koszykówki. Zawsze po pracy chodziłem na siłownię i salę, rzucając piłką do kosza i grając amatorsko. W pewnym momencie złapałem się na tym, że coraz dłużej przebywam na parkiecie, nawet do 3 godzin dziennie. Fizycznie czułem się dobrze, w rozgrywkach amatorskich szło nieźle, więc pomyślałem, że może by spróbować wrócić do profesjonalnego basketu.
Po 3 latach przerwy, to chyba naprawdę spore wyzwanie?
Nikt wcześniej nawet nie walczył, żeby mu sprostać. 3-letni rozbrat ze sportem zawodowym, to dla większości w zasadzie zakończenie kariery. Niektórym trudno wznowić uprawianie jakiejś dyscypliny po roku, a co dopiero po 3 latach. Ale zdecydowałem się i póki co nie żałuję.
Nie żałują też kibice w Krośnie, bo dość szybko odbudowałeś formę i przyczyniasz się do zwycięstw Miasta Szkła.
To się cieszę, że odwzajemniamy odczucia (śmiech). Przekonałem się, że w Krośnie mogę robić postępy, wróciła radość gry. A to naprawdę wielka sprawa po takich powrotach.
Kilka lat temu grałeś w lidze holenderskiej i angielskiej. Jakim zainteresowaniem basket cieszy się w krajach, gdzie sportem numer 1 jest piłka nożna?
Kibice przychodzą, ale nie mają takiej wiedzy na temat basketu, jak w Polsce.
A ciebie nie pochłonęła futbolowa pasja, gdy przebywałeś w tych krajach?
Chodziłem na mecze i stałem się fanem Arsenalu Londyn. Widziałem londyńczyków w akcji przeciwko Newcastle United.
Miałeś inne propozycje, czy ta z Krosna była jedyną?
Najbardziej konkretną.
Wiedziałeś coś o Polsce?
Miałem kolegę polskiego pochodzenia w drużynie uniwersyteckiej i jak się dowiedziałem, że jadę do Polski, to od razu do niego zadzwoniłem. Trochę mi poopowiadał, więc jakieś rozeznanie miałem.
I sprawdziły się kolegi opowieści?
Przede wszystkim musiałem się oswoić z myślą, że znowu wyjeżdżam ze Stanów do Europy grać zawodowo w koszykówkę. To wcale nie takie łatwe po 3-letniej przerwie. Pamiętam, że z lotniska do Krosna jechaliśmy samochodem dość długi czas. Zapadła noc i myślałem sobie, żeby wszystko ułożyło się po myśli. Rano było już lepiej, a teraz czuję się tu znakomicie.
Trenowałeś intensywniej niż reszta drużyny?
Najważniejsze było złapać rytm treningowy. Systematyczne ćwiczenia przynosiły efekty, a pozytywne myślenie napędzało do pracy. Przyszły mecze sparingowe, później ligowe i wiedziałem, że idę do przodu. Teraz czuję się tak, jakbym grał cały czas, bez tych 3-letnich koszykarskich wakacji.
Sam przyjechałeś do Krosna?
Tak.
To może tutaj znajdziesz swoją drugą połowę. Podobają ci się krośnianki?
Bardzo mi się podobają. Nic nie jest wykluczone. Może i tak się stanie, że zamieszkam w Krośnie na dłużej.