Miasto Szkła wygrało trzy z czterech pierwszych meczów sezonu i zasiadło na fotelu lidera Polskiej Ligi Koszykówki. Krośnianie mają apetyty na kolejne zwycięstwa, ale może być o nie daleko trudniej, bo w kolejce czekają rywale z jeszcze wyższej półki
W Krośnie ekstraklasowe szaleństwo zastąpiło białe szaleństwo. Akcja kibicowska inicjowana w poprzednich sezonach na pierwszoligowe rozgrywki play-off, tym razem przekształciła się w operację wszczętą przez samych graczy Miasta Szkła.
Krośnieński team ruszył na koszykarskie salony i niespodziewanie od razu zaczął na nich brylować. Bez kompleksów, bez obciachu. Dostał się do elity, więc podjął wyzwanie. Po czterech pierwszych meczach dowiódł, że tam właśnie jego miejsce. Wśród najlepszych. I to na samym szczycie stawki. Póki co oczywiście, ale fakt liderowania nowicjusza w najwyższej klasie odnotować należy w kronikach. Bo takich przykładów tam niewiele. A w zasadzie same białe plamy. Obecnie wypełniane przez Miasto Szkła Krosno. I oby ta historia pisana była w kolejnych meczach.
- Spokojnie - śmieje się prezes Janusz Walciszewski. - Tonujemy nastroje, wyciszamy trochę emocje. Fajnie to wszystko wygląda, na tabelę można patrzeć godzinami, ale tkwimy mocno w rzeczywistości. Nogami stąpamy po ziemi, a głowy mamy chłodne. Nikt nie odlatuje, nie snuje nierealnych wizji. Wiemy z kim graliśmy, że oprócz Rosy Radom nie byli to kandydaci do mistrzostwa - podkreśla szef Miasta Szkła.
Istotnie AZS Koszalin, Asseco Gdynia czy Start Lublin, które Krosno pokonało, do mocarzy ligowych nie należą, jednak do outsiderów też im daleko. Potwierdzają to wyniki uzyskiwane przez powyższe ekipy. AZS Koszalin po porażce w Krośnie przegrał minimalnie w ostatnich sekundach z brązowym medalistą poprzedniego sezonu, Energą Czarnymi Słupsk, a w ostatniej kolejce na wyjeździe pewnie pokonał Polfarmex Kutno. Asseco po przegranej z Krosnem na własnym parkiecie wygrało w Słupsku z Czarnymi. Kto zatem skwituje, że Koszalin i Gdynia o koszykówce pojęcia nie mają, ten nie bardzo w temacie.
Ze Startem też niejedna drużyna będzie miała pod górkę, bo w potyczce z Krosnem I połowa należała do lublinian i trzeba było zaprezentować nie lada umiejętności, żeby przeciwstawić się tak skutecznie grającemu rywalowi.
- Z jednej strony terminarz mamy korzystny, lecz z drugiej dość ryzykowny. Wyobraźmy sobie sytuację, że mecze te przegralibyśmy. Trudno byłoby się wtedy podnieść i powalczyć z silniejszymi. Pewnie uszłoby z nas powietrze, przyszłoby zniechęcenie. Na szczęście stało się inaczej. Wygraliśmy trzy spotkania z rzędu, i to z przeciwnikami, których powinniśmy ogrywać, chcąc utrzymać się w lidze. Teraz wytaczamy armaty mocniejszym, przed nami starcia z Anwilem Włocławek, Turowem Zgorzelec, Stelmetem Zielona Góra. Batalia z samymi tuzami ligi. Spróbujemy stawić im czoła i zobaczymy co z tego wyjdzie - dodaje Walciszewski.
Krośnianie korzystnie wyglądają zarówno jako zespół, jak i indywidualnie. Potrafią w odpowiednim momencie odwrócić losy meczu, grać swoje, mimo niekorzystnej sytuacji w meczu, przejąć inicjatywę w odpowiednim momencie, odrabiać straty, a następnie dominować. Mają też indywidualności, jak Royce Woolridge, czy Chris Czerapowicz, przebywające na boisku niemal pełne 40 minut.
- Ocen indywidualnych na razie nie wystawiam. Na to przyjdzie czas po sezonie. Najważniejsze, że mamy atmosferę w szatni. Zawodnicy się lubią, współpracują nie tylko w trakcie meczu, ale i poza parkietem. Zobaczymy, jak to będzie w przypadku kryzysu, który pewnie nas wcześniej czy później dopadnie. Teraz są zwycięstwa, więc wszystko się układa. Liczę, że relacji między zawodnikami nie popsują porażki. Wtedy wyjdzie, czy jesteśmy ze sobą na dobre i na złe - twierdzi prezes.
W meczu ze Startem dopisali kibice, wypełniając halę MOSiR-u przy ulicy Bursaki. W końcu Miasto Szkła zagrało w sobotę wieczorem, a dodatkowo poprzednie dwa zwycięstwa zmobilizowały sympatyków do przyjścia na trybuny.
- Mam prośbę do kibiców o wcześniejsze kupowanie biletów. Wejściówki można nabywać cały tydzień od 7 do 15 w siedzibie klubu, w hali przy ulicy Bursaki, a w dniu meczu już od 15. Czasu więc sporo, dlatego nie zwlekajmy do samego końca, czyli na 30, 20 minut przed rozpoczęciem spotkania - apeluje Walciszewski.