Koszykówka. Gorzowianki są w ekstraklasie, ale grały szkolny basket
- W takim właśnie stylu traci się cenne zwycięstwa takie jak to w Polkowicach... Przegrywamy z Lublinem u siebie 66:77. Reszta pozostaje bez komentarza - napisał na oficjalnej stronie na Facebooku klub kibica akademiczek, po niedzielnym starciu gorzowianek z Pszczółką Polskim Cukrem AZS-em UMCS.
Rozczarowanie, rozżalenie, rozgoryczenie - rzeczowniki określające stan, w jakim są fani InvestInTheWest AZS AJP Gorzów po 18. serii Energi Basket Ligi Kobiet można by mnożyć. Z jednej strony porażka z ósmą drużyną rozgrywek EBLK ujmy nie przynosi, tym bardziej, że na Lubelszczyźnie koszykarki Dariusza Maciejewskiego nie wygrały z zawodniczkami Wojciecha Szawarskiego. Z drugiej, chwały także nie, zwłaszcza jeśli w tym roku pokonywało się zespoły plasujące się na wyższych miejscach w tabeli, też od siebie.
Niezadowolenia nie ukrywał również sam Maciejewski. - Gratulacje dla zespołu z Lublina, bo wygrał bardzo ważny mecz i to pewnie, kontrolując końcówkę. Sami zbliżaliśmy się do niego, ale bez takiego rytmu, który mamy zazwyczaj. Nie da się tak wygrać. Zebraliśmy się po tej przerwie na reprezentację Polski i wszystko musimy budować na nowo od pewnego poziomu. Naszą mentalność, zespołowość. To było widać, że nie mieliśmy timingu, dobrej organizacji grania, które nas cechuje. Graliśmy fragmentami taki szkolny basket, który mi się nie podoba - powiedział wprost poirytowany trener AZS AJP.
Szkoleniowiec zwrócił uwagę przede wszystkim na szybką liczbę fauli podkoszowych. - I Carolyn Swords, i Magdalena Szajtauer, czyli nasze podpory w defensywie, szybko złapały przewinienia. Carolyn w pierwszej połowie tak naprawdę nie było widać [amerykańska środkowa nie zdobyła ani jednego punktu, cztery razy niecelnie rzucając do kosza - dop. red.]. W przerwie przeprowadziłem z nią lekką rozmowę i zaczęła lepiej funkcjonować, ale było już jednak za późno [ostatecznie Swords zdobyła 14 pkt. - dop red.]. Magda trzymała nam obronę, ale zdarzyło się jej kilka szkolnych fauli, których nie powinno być, gdyż była nam potrzebna. Szukałem przez cały mecz optymalnego ustawienia na końcówkę i nie wiedziałem, na kogo postawić. Żadna z zawodniczek nie dawała mi pewności i sytuacja wymknęła się spod kontroli. Porażka we własnej hali na pewno nas boli - nie krył Maciejewski.
Kapitan AZS-u AJP Paulina Misiek również bez ogródek przyznała, że to była przegrana na własne życzenie. - I tak naprawdę za cztery punkty. Myślę, że w drugiej połowie podejmowałyśmy złe decyzje. Nie wykorzystywałyśmy w trzeciej kwarcie tego, że zespół z Lublina miał pięć fauli. Zamiast grać pod kosz, to forsowałyśmy rzuty z dystansu. Miałyśmy bardzo dużą liczbę strat. Nie byłyśmy zespołem takim, jakim jesteśmy zazwyczaj i to niestety skończyło się to bolesną porażką - mówiła dziennikarzom niepocieszona skrzydłowa.
Co całkowicie zrozumiałe, odmienne nastroje panowały u lublinianek. - Był to dla nas bardzo ważny mecz, bowiem chcieliśmy utrzymać przewagę z pierwszej rundy. Chcieliśmy to tutaj potwierdzić. Zdawaliśmy sobie sprawę, że będzie trudno, bo w Gorzowie nie wygrywa się zbyt często. W naszym przypadku to było chyba pierwszy raz. Chciałem pogratulować swoim dziewczynom, gdyż zagrały naprawdę dobre spotkanie. Może nie wyglądało to za ładnie, ale było skuteczne. Realizowały to, co sobie założyliśmy przed meczem. Grały zespołowo, a ostatnio było różnie z tym. Uczulałem je, żeby grać w obronie i w ataku bardziej zespołowo. Ograniczyliśmy też liczbę strat. Dziesięć to dla nas dobry wynik. Zaangażowanie, wola walki - dzięki temu wygraliśmy spotkanie - podsumował opiekun pszczółek.
Na konferencji wtórowała mu Dorota Mistygacz.
- Bardzo się cieszę z tego zwycięstwa. To był kluczowy mecz, bowiem mamy podobne miejsce w tabeli. W twierdzy Gorzów gra się najtrudniej ze wszystkich sal w Polsce, dlatego jest to bezcenna wygrana - uśmiechnęła się skrzydłowa.
Następna kolejka w środę, ale w niej nasze pauzują. Zagrają dopiero w sobotę w Sosnowcu z Zagłębiem. Liczymy na wygraną!