Kożuchowski zamek teraz tętni życiem!
Z Urszulą Stochel-Matuszak, dyrektorem Centrum Kultury „Zamek” rozmawiamy o tym, co udało się zrobić dobrego w półtora roku rządów.
Stanowisko dyrektora Zamku obejmowała Pani w dość nieprzyjemnej atmosferze. Padały wówczas posądzenia o powiązania z Platformą Obywatelską, byli tacy, którzy twierdzili, że powierzenie Pani tej funkcji to nic innego, jak spłata partyjnych zobowiązań burmistrza Pawła Jagaska.
Nie ukrywam, że bardzo mnie to bolało, ponieważ nigdy w życiu nie byłam związana z żadną partią. Insynuacje te bardzo mocno we mnie uderzały i było to naprawdę przykre. Mam nadzieję, że teraz jest już oczywiste.
Praca w Kożuchowie nie była dla Pani nowością.
Od ośmiu lat pracowałam tutaj, realizując projekty unijne w ramach Towarzystwa Uniwersytetów Ludowych. Pisałam także prowadzone tutaj projekty, robiąc to chyba nie najgorzej. Zostałam w roku 2013 jedynym w kraju Euroliderem Euroliderów.
Jaki był Pani plan na działalność tej instytucji?
Założenie było takie, aby to wspaniałe miejsce wreszcie obudzić, aby „Zamek” stał się prawdziwym centrum kultury. Stąd też to wszystko, co stało się później. Zmiana rangi instytucji oraz jej działalności. Przychodząc tu w marcu 2015 roku, mieliśmy trzy sekcje zainteresowań. Obecnie mamy 21, nie licząc działań projektowych, które odbywają się niemal we wszystkich salach gminy Kożuchów.
Czy kożuchowianie garną się do „Zamku”?
Ofertę dopasowujemy do oczekiwań mieszkańców. Na przykład sekcja „Mała Baletnica”, która w założeniu miała być piętnastoosobowa, dziś liczy ponad 50 osób i musieliśmy ją podzielić. Staramy się wybiegać naprzeciw zainteresowaniom środowiska, stąd też frekwencja na sekcjach jest w tej chwili taka, że niektórzy muszą chwilę poczekać, aby móc dołączyć do sekcji.
A jak wygląda kwestia odpłatności?
Zajęcia były, są i będą bezpłatne. Próbujemy jednak podobnie jak inne domy kultury wprowadzić symboliczną opłatę. Nie robimy tego w celu zarobkowym, a jedynie po to, aby ludzie czuli się bardziej przywiązani do sekcji. Chcemy uniknąć sytuacji, że my dokonujemy zakupu materiałów na zajęcia sekcji, a potem okazuje się, że frekwencja jest niewystarczająca.
Duża liczba sekcji to zapewne liczne grono instruktorów.
Nasi instruktorzy prowadzą po kilka sekcji zainteresowań. W większości to osoby zatrudnione w innych instytucjach, a do nas przychodzą jedynie spełniać swoje pasje, przy okazji realizując nasze oczekiwania. Zatrudniamy ich na podstawie umowy-zlecenia.
Co udało się zrealizować w czasie tych osiemnastu miesięcy od objęcia posady dyrektora?
Zmieniło się postrzeganie „Zamku”. Ludzie zaczęli do nas przychodzić, bo wiedzą, że jest po co. Robię wszystko, aby zmienić wygląd obiektu wewnątrz. Rozpoczęłam od zmiany ogrzewania, gdyż w okresie zimowym było tak zimno, że nie można było wytrzymać. Przeszliśmy na ogrzewanie elektryczne piecami akumulacyjnymi i teraz nikt już na zajęciach nie marznie. Gmina ma także w planach złożenie projektu, dzięki któremu udałoby się pozyskać środki na gruntowną renowację zamkowych wnętrz. To jednak nie jest takie łatwe, a do tego dość kosztowne. Sądzę, że remont wnętrz pochłonąłby kwotę dziesięciokrotnie większą od tej, która została przeznaczona na część zewnętrzną.
Kożuchów nie należy do bogatych miast, stąd też nakłady na kulturę nie mogą być zbyt duże. Czy jest jakiś inny sposób, w jaki pozyskujecie środki na bieżącą działalność?
Wiem, że za oknem nie mam szybów naftowych, a budżet gminy jest jaki jest. Chcąc umotywować pracowników i sprawić, aby czuli się bardziej docenieni, założyliśmy stowarzyszenie. Dodatkowo napisałam projekt, dzięki któremu doszły zajęcia prowadzone przez naszych pracowników.