- Ten region świata to po prostu niesamowite kolory i przenikające się kultury. Każdy, kto szuka takich wrażeń, powinien koniecznie odwiedzić Malezję i Singapur - mówi Jarosław Wnorowski.
Zielonogórska kawiarnia „Czarna Kafka” rozpoczęła cykl podróżniczy pod hasłem ,,Podróże wszelkie za pieniądze niewielkie”. O swoich doświadczeniach opowiedział Jarosław Wnorowski, sekretarz Lubuskiego Stowarzyszenia Przewodników Polskich, który odwiedził Malezję i Singapur.
- Taki wyjazd sprezentowałem sobie na 40. urodziny – rozpoczął spotkanie Jarosław Wnorowski. Na wstępie opowiedział o poważnym problemie, z którym mogą mieć do czynienia turyści po przylocie.
- Za posiadanie narkotyków w Malezji jest stosowana kara śmierci, zwykle przez powieszenie - tłumaczył podróżnik. - Jeśli kara za pierwszym razem się nie powiedzie, stosuje się ją do skutku. Dlatego nie warto brać żadnych rzeczy na lotnisku od obcych ludzi, nie warto też dawać swoich walizek do przeniesienia, bo może zdarzyć się tak, że ktoś coś nam podrzuci. A wtedy nie ma już dla ratunku...
Kuala Lumpur to połączenie trzech dominujących religii – buddyzmu, hinduizmu i islamu. Do świątyni hinduskiej można wejść tylko boso. - Trzeba wziąć ze sobą najgorsze buty. Nie wiadomo, czy po powrocie je jeszcze zastaniemy - tłumaczy Wnorowski. - Często jest tak, że dostaje się obuwie kogoś innego.
Do głównych atrakcji miasta należy zaliczyć m.in. Chinatown czy Oldmarket, gdzie można kupić wyroby malajskie i chińskie. Jest tam słynna wieża telewizyjna Menara oraz dwie wieże Petronas Tower połączone mostem.
- Tylko 30 osób, co pół godziny, może udać się na most - tłumaczy pan Jarosław. - O mały włos, a nie dostałbym się na niego. Jednak pan, który wpuszczał ludzi, dowiedział się, że jestem z Polski. Skojarzył nasz kraj z piłka nożną. I tym sposobem dostałem nawet plakietkę dla VIP-ów i szybciej wjechałem na górę. Na koniec otrzymał ode mnie polskiego pieniążka, ponieważ zbierał monety. I nie była to forma przekupstwa.
Jarosław Wnorowski przybliżył gościom azjatycki świat... od kuchni. I to dosłownie. - Tam jest najlepsze jedzenie uliczne na świecie – wspominał. Mieszkańcy jedzą wieprzowinę, ciasta ryżowe, używają bardzo dużo przypraw. Podają też solankę, w której zanurza się jajko kacze. Zwyczaj jest tam taki, że mięso podaje się z kością. Im więcej kości przy mięsie, tym większy szacunek dla klienta. Na każdym kroku są piękne uliczne herbaciarnie. W restauracjach nie używa się noża. Obsługa podaje tylko łyżkę i widelec, a wiele potraw je się rękoma...
Sama nazwa Singapur oznacza ,,Miasto lwa” i dużo posągów i motywów jest jemu poświęconych. - Jest to Merlion, czyli pół lew, pół ryba- mówi pan Jarosław. Jedną z atrakcji regionu jest wyspa Sentosa, która słynie z parku linowego czy wieży obserwacyjnej Tiger Sky Tower. Między potężnymi drapaczami chmur jest wiele pomników i tablic. I są tam nawet polskie akcenty! – Natknąłem się tam na tablicę upamiętniającą Józefa Korzeniowskiego, autora m.in. „Lorda Jima”. Pisarz przebywał w Singapurze przez kilka lat, a wiele informacji o tym miejscu opisał właśnie w swojej kultowej powieści.
- Ten region świata to po prostu niesamowite kolory, smaki i przenikające się kultury. Każdy, kto szuka takich wrażeń, powinien koniecznie odwiedzić Malezję i Singapur. Wrażenia pozostaną do końca życia.