Krajobraz po biało-zielonej porażce
Prezesa Adama Mandziarę, trenera Piotra Nowaka i piłkarzy Lechii zgubił minimalizm. Klub stracił przynajmniej 2,7 miliona złotych, a piłkarze premie za zdobycie medalu mistrzostw Polski
Lechia zakończyła sezon na czwartym miejscu, nie zdobyła medalu, nie zagra w europejskich pucharach. Dziś słowa prezesa Adama Mandziary, że się nie udało i sezon nie zakończył się porażką, to zaklinanie rzeczywistości. Zresztą można odnieść wrażenie, że w Lechii specjalnie się tym nie przejęli. Piłkarze udali się na zgrupowania reprezentacji, bądź wcześniej zaplanowane urlopy, a trener Piotr Nowak poleciał do rodziny do USA.
To można zrozumieć, bo przerwa jest krótka. Prezes Mandziara też jednak nie wpadł na to, aby spotkać się z mediami, wyjaśnić co się stało i co zrobić, aby takiej wpadki w przyszłym sezonie uniknąć. Dlaczego? Bo przecież nic wielkiego się nie stało, życie toczy się dalej, a czwarte miejsce - w jego odczuciu - należy traktować jako sukces.
- To dla nas sezon stracony - powiedział Ariel Borysiuk, pomocnik biało-zielonych, po meczu w Warszawie.
Z piłkarzem łatwiej się zgodzić. Miniony sezon to, niestety, porażka piłkarzy w biało-zielonych strojach. W tym składzie personalnym, z budżetem wynoszącym około 40 milionów złotych, celem nie powinna być walka o miejsce w piątce, ale obowiązkiem było zakończenie sezonu na podium.
Przerażają słowa Adama Mandziary, że w kolejnym sezonie drużyna ma znowu grać o miejsce w pierwszej piątce. Kolejne podejście minimalistyczne, które nie będzie mogło mieć szczęśliwego finału.
Piłkarze przed rozgrywkami deklarowali jeden za drugim, że chcą zdobyć mistrzostwo Polski. I to było właściwe podejście, choć nie zawsze było widać to na boisku. Przyczyn porażki na zakończenie sezonu można szukać w różnych aspektach. Zaczynając od góry, czyli zapowiedzi prezesa Mandziary, że celem zespołu jest miejsce w czołowej piątce Lotto Ekstraklasy. Tymczasem drużyna w takim składzie personalnym powinna mieć postawiony jasny cel - walka o mistrzostwo Polski!
Gra o piąte miejsce, to tak naprawdę gra o nic. Równie dobrze można powalczyć o miejsce szóste albo ósme. To czwarty sezon z rzędu, który biało-zieloni kończą na czwartym bądź piąty miejscu, a kto nie robi postępów, ten stoi w miejscu. To był pierwszy, płynący od prezesa, przykład minimalizmu. Piłkarze to podchwycili i zakończyli sezon na czwartym miejscu, realizując założenia Mandziary, pozbawione ambicji, dążenia do najlepszych i pokazania się w europejskich pucharach. Dziś Lechia tego może zazdrościć Arce Gdynia, sąsiadowi zza miedzy. Przerażają słowa Adama Mandziary, że w kolejnym sezonie drużyna ma znowu grać o miejsce w pierwszej piątce. Kolejne podejście minimalistyczne, które nie będzie mogło mieć szczęśliwego finału.
Często bywało tak, że Lechia po strzeleniu gola zadowalała się tym i czekała na koniec meczu, a potem kończyło się to stratą punktów.
Niestety, ten minimalizm trafił także do trenera Nowaka. Szkoleniowiec przyjechał do Polski na początku 2016 roku i Lechia zachwycała ofensywną, odważną grą. W minionym sezonie biało-zieloni grali już inaczej, mniej otwarcie, w sposób bardziej wyrachowany, ale też i skuteczny. To jednak dotyczyło głównie meczów u siebie, bo na wyjazdach z drużyną działo się coś złego i skuteczności brakowało. Często bywało tak, że Lechia po strzeleniu gola zadowalała się tym i czekała na koniec meczu, a potem kończyło się to stratą punktów. I to zarzut zarówno do szkoleniowca, jak i samych piłkarzy. Nikt już dziś nie pamięta, że po dziesięciu kolejkach biało-zieloni wyprzedzali Legię o 12 punktów!
W ostatnim meczu sezonu Lechia bardziej liczyła na Jagiellonię i Lecha niż na siebie. Zrobiła dużo, żeby zremisować w Warszawie, ale nie podjęła ryzyka, aby wygrać. Przy zwycięstwie nad Legią nie musiałaby się na nikogo oglądać, a miałaby w najgorszym razie wicemistrzostwo. Zajmując czwarte miejsce piłkarzom przeszła koło nosa premia od miliona złotych do trzech, w zależności od zajętego miejsca. Gdyby Lechia znalazła się chociaż na najniższym stopniu podium, to z PZPN i Ekstraklasy otrzymałaby premię o 2,7 miliona złotych wyższą niż za czwartą pozycję.