Kraków jak Londyn Kuby Rozpruwacza, czyli na tropie seryjnego zabójcy kobiet
Na połowę lutego zaplanowane są dwie premiery - książkowego thrillera „Najdłuższa noc” i sensacyjnego serialu telewizyjnego „Belle Époque”. Fabuła obu tych opowieści rozgrywa się w Krakowie początku XX wieku, ale będziemy też w Szczawnicy, Trieście i na Madagaskarze
Najbardziej znani są ci z ostatnich dziesięcioleci, jak Władysław Mazurkiewicz czy Karol Kot, ale seryjnych morderców w historii Krakowa nie brakowało. Miasto nie może się oczywiście równać z Londynem i jego Kubą Rozpruwaczem, ale pewnie tylko dlatego, że Jack the Ripper, mordujący kobiety w szemranej dzielnicy Whitechapel, został rozsławiony w literaturze i filmach, niczym siedmiogrodzki hrabia Drakula i wiktoriański wilkołak.
Popularność tajemniczych i krwawych historii wynika z prostego powodu zakorzenionego głęboko w ludzkiej naturze. Lubimy się bać. Czerpiemy podświadomie satysfakcję z tego, że sami nie staliśmy się ofiarą, a do tego oczekujemy, że sprawiedliwość zwycięży. Poczytność kryminalnych opowieści wypływa też z osnowy cywilizacji chrześcijańskiej, której podstawowym założeniem jest walka dobra ze złem w doczesnym świecie. Od maleńkości wpaja się nam, że zło w sensie pierwotnym, diabelskim, jest obecne i namacalne. Egzystuje tuż obok nas w różnych wcieleniach. Z takim właśnie modelowym złem zetkną się czytelnicy kryminalnej opowieści „Najdłuższa noc”, autorstwa Marka Bukowskiego i Macieja Dancewicza, na podstawie której TVN nakręcił kostiumowy serial kryminalny pt. „Belle Époque”. Emisja 10-odcinkowego thrillera z Pawłem Małaszyńskim i Magdaleną Cielecką w rolach głównych rozpocznie się w połowie lutego i w tym samym czasie do księgarń trafi „Najdłuższa noc”.
Jestem już po lekturze tej wartkiej opowieści i gdybym miał ją streścić w krótkich żołnierskich słowach, napisałbym tak: rzecz przypomina kryminały Marka Krajewskiego (miłośnicy wrocławskiego gliniarza Eberharda Mocka będą zachwyceni), londyńskie klimaty z Kuby Rozpruwacza (nie wyłączając mgły) i zgrabnie konstruowane przez Dana Browna symboliczne kody i zagadki.
Jak przystało na thriller, początek jest mocny. 14 grudnia 1904 r. o zmroku na ławce na Plantach w okolicach Barbakanu miejski latarnik Wawrzyniec Pilejczyk znajduje zwłoki młodej kobiety. Ciało jest makabrycznie okaleczone. Szczegóły przemilczę, by nie psuć zabawy czytelnikom książki. Trzy miesiące później wychodzi na jaw kolejna podobna zbrodnia. Seryjny morderca grasuje w Krakowie - plotkują krakowianie.
Do akcji wkracza komisarz policji Rudolf Jelinek. Nawiasem mówiąc w Vizovicach na Morawach działa nadal przedwojenna destylarnia śliwowicy Rudolfa Jelinka, a w okolicy pokazuje się podobno Jožin z bažin, czyli bagienne straszydło znane z piosenki Ivana Mládka. Ale nasz Jelinek ma inne korzenie. Okaże się postacią dość groteskową, choć to mój prywatny faworyt wśród wszystkich bohaterów opowieści. Chorobliwie ambitny, urodzony w Konopiště (50 kilometrów od Pragi), dochrapał się kierowniczego stanowiska w c.k. policji, lecz pobyt w Krakowie, na rubieżach habsburskiej monarchii, traktuje jak zesłanie. Fascynuje go popularna na początku XIX w. frenologia (w uproszczeniu: jej zwolennicy twierdzili, że pomiary kształtu czaszki człowieka dają odpowiedź na pytanie, czy jest on złoczyńcą, czy zacnym obywatelem). Marzy o spotkaniu z następcą tronu arcyksięciem Franciszkiem Ferdynandem (właścicielem pałacu w Konopiště), który nie pozwoli, by taki kryminalistyczny talent marnował się w zapyziałym Krakowie i zabierze go do stołecznego Wiednia. Generalnie największym zmartwieniem komisarza Jelinka, prócz odpowiedniego pod- kręcania wypomadowanego wąsa, jest jego pochodzenie. Jako lojalny poddany miłościwego pana Franciszka Józefa I pragnie być austriackim Niemcem, tymczasem los tak go pokarał. Urodził się Czechem.
Ale dość tego jelinkowania. Nie ma nic gorszego, jak zdradzić zbyt wiele szczegółów z sensacyjnej fabuły. Skupmy się na Krakowie, obecnie ulubionym celu wypraw wszystkich Polaków, Anglików oraz połowy turystów ze świata. Miasto z początku XX wieku odgrywa w tej opowieści istotną rolę. Trafimy na Planty, Kleparz, Kazimierz, Piasek i na cmentarz Rakowicki. Krakowianie z pewnością odnajdą niejedno znajome miejsce. Ciekawa wydaje się np. kamienica na rogu Karmelickiej i Batorego. W owej charakterystycznej ceglanej budowli rozgrywa się kilka istotnych rozdziałów. A jaka jest prawdziwa historia tego miejsca?
Otóż kamienica „Pod Pająkiem”, inspirowana niderlandzkim renesansem, to dzieło urodzonego pod Tarnowem wielkiego krakowskiego architekta Teodora Talowskiego. Najpłodniejszy okres w jego życiu zakończył się około 1906 r., czyli tuż po okresie, w którym rozgrywa się fabuła Bukowskiego i Dancewicza. Talowski ciężko zachorował i zmarł przedwcześnie 1 maja 1910 r., w wieku 53 lat. Wcześniej zdążył jednak postawić czteropiętrowy budynek ze spatynowanej cegły, w którym sam zamieszkał. Dom nazwano „Pod Pająkiem” od występującego w zdobieniu fasady motywu pajęczyny.
Okrzyknięty „galicyjskim” Gaudim Talowski zostawił po sobie wiele niepowtarzalnych budowli. Wille i dwory jego autorstwa bardziej przypominają średniowieczne warownie niż domy mieszkalne. Pod koniec XIX wieku zlecono mu zaprojektowanie kilku budynków przy ul. Retoryka. Fasady wzbogacił groteskowo przerysowanymi detalami, co dało piorunujący efekt. Na jednej ze ścian umieścił np. żabę grającą na mandolinie (kamienica „Pod Śpiewającą Żabą”). Dziełem Talowskiego jest też tzw. przekop, czyli wiadukt nad ulicą Lubicz przy Dworcu Głównym w Krakowie. Powstanie przekopu ma związek z pobliskim cmentarzem Rakowickim, który odgrywa pewną rolę w opowieści Bukowskiego i Dancewicza. Otóż po doprowadzeniu do Krakowa kolei żelaznej wystąpił niespodziewany konflikt w okolicach dworca, którędy wiodła tradycyjna trasa orszaków pogrzebowych. Wraz z rozwojem kolejnictwa żałobnicy z trumnami zmuszeni byli coraz częściej czekać na zamkniętym przejeździe kolejowym. Aby usunąć tę niedogodność, zbudowano wiadukt (podziurawiona kamienna okładzina to nie ślady po kulach, lecz oryginalny pomysł Talowskiego).
Baśniowa architektura Krakowa czasów Belle Époque, pająki, żaby i smoki na elewacjach kamienic idealnie pasują do klimatu „Najdłuższej nocy”. Nie widziałem żadnego odcinka serialu TVN-u, ale mam nadzieję, że twórcy nie przeoczyli tego architektonicznego atutu. A nawet jeśli, to nic straconego, bo zapewne będzie ciąg dalszy. Książka Bukowskiego i Dancewicza kończy się w taki sposób, że następna część jest nieunikniona. Byle tylko już bez miłosnych rozterek głównego bohatera, rodem z powieści dla pensjonarek.
„Najdłuższa noc”, Marek Bukowski i Maciej Dancewicz, Warszawskie Wydawnictwo Literackie Muza, 2017
15 lutego w księgarniach pojawi się powieść kryminalna „Najdłuższa noc”. Krwawa intryga umiejscowiona została w Krakowie początku XX wieku. Na podstawie książki powstał sensacyjny serial kostiumowy pt. „Belle Époque”, którego emisja rozpocznie się w przyszłym tygodniu w telewizji TVN. Autorami powieści i współscenarzystami są Marek Bukowski (aktor mający na koncie kilkadziesiąt ról filmowych i telewizyjnych) i Maciej Dancewicz (historyk, publicysta, reżyser i scenarzysta filmów dokumentalnych).