Kraków. Zabójca z KGB z wyrokiem 25 lat więzienia. Sąd: zabił z zemsty
53-letni Rolandas J. dokonał zabójstwa na Litwie. Odbył 5 lat za kratkami i przyjechał do Polski W Krakowie ciosem noża zabił mężczyznę. Sąd Okręgowy skazał go właśnie na 25 lat więzienia.
Rolandas J. jest wielki jak dąb. Ostrzyżony na jeża, mówi powoli, ważąc słowa. Zły, przenikliwy wzrok. Już na pierwszy rzut oka widać, że to silna osobowość. O takich mężczyznach mówi się, że to samiec alfa, typ przywódcy, który lubi rządzić i nie toleruje sprzeciwu.
W Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich tacy ludzie zostawali przywódcami w partii, a gdy spadali na dno, stawali się liderami subkultur więziennych. Rolandas J. był na dnie, ale jakoś się z niego odbił. Na świat przyszedł w Kownie w 1963 r. Dziś to niepodległa Litwa, która wyzwoliła się dopiero w 1990 r. Wtedy to był ZSRR, który miał się znakomicie i nikt nie dopuszczał, że kiedyś imperium się rozpadnie.
Rolandas w komunistycznej rzeczywistości ukończył szkołę średnią i zatrudnił się jako kierowca. Były lata 80. i karierę można było zrobić na kilka sposobów. Zdecydował się na taki, jaki potem stał się wyborem Władimira Putina. Wstąpił do KGB, czyli wszechpotężnych służb specjalnych. To zawsze była kuźnia kadr. Rolandas przeszedł specjalistyczne szkolenia i był uważany za dobrego żołnierza. Po rozpadzie Związku Radzieckiego pozostał na Litwie.
Wziął ślub, urodziło mu się dwoje dzieci. Po upadku komunizmu trzeba się było jakoś znaleźć nowej rzeczywistości. Rolandasowi nie było łatwo. Związał się z nieciekawym towarzystwem i w 1995 r. został w Kownie skazany za zabójstwo. Wiadomo tyle, że wspólnie z inną osobą z premedytacją zamordował Leonasa V., zadając mu nie mniej niż 13 ciosów rękami i nogami w różne części ciała i dusząc przewodem elastycznym oraz liną. Za ten czyn usłyszał wyrok 10 lat pozbawienia wolności. Za kratkami spędził jednak ledwie 5 lat i już 6 czerwca 2000 r. został przedterminowo zwolniony. Wtedy wyemigrował do Wielkiej Brytanii.
Tam też miał konflikty z prawem i został skazany 6 marca 2013 r. przez Sąd Koronny w Snaresbrook za usiłowanie spowodowania poważnego uszkodzenia ciała policjanta. Wyrok: 20 miesięcy pozbawienia wolności. Rolandas odsiedział z niego 15 miesięcy, po czym został deportowany do Polski. Nad Wisłą znalazł się, bo deklarował, że stąd pojedzie do ojczyzny, na Litwę. Skłamał.
W Warszawie zjawił się w marcu 2014 r. Potem tułał się po kraju, aż wylądował w Krakowie. Przygarnęła go Alina P. Litwin spał na rozkładanym łóżku w jej niewielkiej garsonierze. Co prawda Alina już miała jednego lokatora w swoim mieszkaniu przy ul. Celarowskiej na krakowskiej Olszy, ale jakoś znalazła wolny kąt dla Rolandasa. Utrzymywał się z prac dorywczych i wystarczało mu na życie. Dokładał się do imprez, bo towarzystwo u Aliny P. było rozrywkowe. Wódka się lała strumieniami. Rolandas nie przypadał za partnerem gospodyni Zbigniewem P.
Silny, duży chłop, swoją kobietę traktował brutalnie i podpity potrafił jej przyłożyć za byle co. Na Litwina Zbigniew patrzył spode łba, jakby wyczuwał, że zagraniczny gość też łaskawym okiem rozgląda się za Aliną P. Musiało dojść do konfrontacji dwóch silnych osobowości. Tak się stało 12 lutego 2015 r.
Impreza trwała na całego. Zakąski, wódka, piwo, dwie panie i czterech mężczyzn. W pewnej chwili bez specjalnego powodu Zbigniew P. zaczął Litwina okładać pięściami. Do bicia dołączył się Mariusz P. We dwóch pokazali gościowi, kto tutaj rządzi. Rolandas w milczeniu zniósł zniewagę. Nie chodziło nawet o te siniaki na twarzy, ale ucierpiała jego duma. Poszedł do łazienki umyć twarz z krwi. Kiedy wrócił do kuchni, usłyszał, że Zbigniew P. się z niego śmieje i mówi, że to jeszcze nie koniec. Litwina ogarnęła wściekłość za upokorzenie, nie mógł przeboleć, że „pobili go młodsi”.
Wówczas Rolandas wziął do ręki nóż leżący na kuchennym blacie. Podszedł do leżącego na plecach Zbigniewa P. i z bardzo dużą siłą zadał mu cios w klatkę piersiową. Potem usiadł na fotelu, odetchnął. Po jakimś czasie obudził podchmielonego Bronisława C. i opowiedział mu, co się stało. Ten nie uwierzył i znowu zasnął. Rolandas dwukrotnie wychodził na klatkę schodową i pukał do mieszkania zajmowanego przez Beatę L., która też była na popijawie, ale wyszła wcześniej. Nie otworzyła mu drzwi.
Wrócił do mieszkania, obudził również śpiącą już Alinę P. i opisał, co się stało. Wstała po 3 nad ranem i zobaczyła leżącego Zbigniewa P. z nożem położonym na piersi. -Już go nie obudzisz - powiedział Litwin. Kobieta wezwała pogotowie, a Rolandas policję. - Zabiłem człowieka, przyjeżdżajcie - rzucił do słuchawki. Potem kilka razy przyznał się do winy. - Byłem w KGB szkolony, jak skutecznie zabijać - nie krył przed prokuratorem.
Na rozprawie przed krakowskim sądem opowiadał, że już nie pamiętał, czy chciał zabić, czy zamachnął się prawą, czy lewą ręką. Za zabójstwo w recydywie podczas procesu zaproponował dla siebie karę... trzech lat więzienia. Po konsultacji z adwokatem zgodził się na wyższy wymiar kary - 10 lat - ale prokurator Ewa Sacha, autorka aktu oskarżenia, nie była skłonna przystać na taki wniosek.- To musi być co najmniej 15 lat więzienia - powiedziała. Ostatecznie strony nie doszły do porozumienia.
W mowie końcowej prokurator Sacha zażądała dla oskarżonego 25 lat pozbawienia wolności. Podkreślała, że za zbrodnię odpowiada w warunkach recydywy i chciał zabić pokrzywdzonego z błahego powodu. Tylko dlatego, że został wcześniej poturbowany. Co więcej, groził też śmiercią drugiemu z agresorów, ale tego zamiaru nie zadążył zrealizować. Ewa Sacha zauważyła, że oskarżony nie ma poczucia winy, niczego nie żałuje. Obarcza winą raczej tych, którzy go poturbowali.
- A on zabił, bo poczuł wściekłość i dalej ją czuje. Zrobił to, bo jest w nim instynkt zabójcy - nie kryła w mowie końcowej. Przypomniała, że Rolandas groził na sali sądowej swojemu obrońcy, także współwięźniom. Dlatego poprosił sąd o umieszczenie go w izolatce na terenie zakładu karnego. Tak też się stało.
Obrońca Litwina Patryk Kopka akcentował, że jego klient został sprowokowany. Potem przyznał się do winy i wyraził skruchę. - Nie planował tej zbrodni, wziął to, co miał pod ręką, i zadał tylko jeden cios - przekonywał obrońca. Zauważył, że jego klient był szkolony w KGB jak zabijać i właściwie stał się ofiarą tego szkolenia. Działał w sposób bezwarunkowy, dokładnie tak, jak go wcześniej wyuczono.
- Z uwagi na wiek kara 25 lat więzienia to dla niego faktycznie oznacza dożywocie - zauważył Patryk Kopka. Rolandasa J. nie było na ogłoszeniu wyroku. Prosił, by go nie doprowadzać do sądu. Wyrok dla Litwina Sąd podzielił argumenty prokuratorki i wymierzył oskarżonemu 25 lat więzienia. Sędzia Justyna Dresler-Sewerska zauważyła, że Litwin tamtego wieczoru chciał zabić i wcale nie działał z zamiarem nagłym.
Po incydencie, gdy został pobity, nastąpiła przecież dłuższa chwila, podczas której uczestnicy libacji zachowywali się spokojnie. Dopiero gdy Rolandas J. usłyszał, że „to jeszcze nie koniec bicia”, postanowił zareagować, działał z zemsty. Nożem (długość ostrza 27 cm) zadał jeden, ale bardzo silny cios. Wiedział, jak to zrobić skutecznie. W takim właśnie celu był kiedyś szkolony.
- Nóż przebił żebro i uszkodził serce. Śmiertelna rana miała głębokość 12 cm - przypomniała sędzia. Zauważyła, że oskarżony dalej prezentuje postawę pełną buty. W tym kontekście jego przyznanie się do winy nie jest takie ważne.
- Rolandas J. działał instynktownie i jest jak maszyna do zabijania - uznała sędzia Dresler-Sewersja. Dodała, że to człowiek niebezpieczny, przed którym trzeba chronić społeczeństwo.Z opinii biegłych wynika, że Litwin ma zaburzenia osobowości i że jego resocjalizacja może nie przynieść skutku. Groźne skłonności Rolandasa mogą się tylko pogłębić. Wyrok w jego sprawie nie jest prawomocny.