Samogon, księżycówka, krzakówka, bimber... różna nazwa powstałego w ukryciu alkoholu. Walka z bimbrownictwem była jednym z priorytetów peerelowskiej milicji i propagandy.
Bimber jest jak zupa pomidorowa - napisał w jednej ze swoich książek Andrzej Pilipiuk - Niby jest tylko czterdzieści przepisów, jak ją zrobić, ale nawet robiona ściśle wedle tej samej receptury, a przez różnych ludzi nie smakuje tak samo. Samogon, księżycówka, krzakówka, bimber... różna nazwa powstałego w ukryciu alkoholu. Walka z bimbrownictwem była jednym z priorytetów peerelowskiej milicji i propagandy.
Długa tradycja samogonu
W XIX w. państwa zaborcze wprowadzały monopol na produkcję spirytualiów. Od tego momentu pędzenie samogonu na ziemiach polskich było nielegalne. Jednak państwowy monopol szybko został złamany, a grupą, która wyspecjalizowała się w produkcji alkoholu byli chłopi.
Właściwa kariera samogonu rozpoczęła się wraz z wybuchem Wielkiej Wojny. Sprzyjały temu niewydolność legalnej produkcji oraz wysokie ceny alkoholu, przekraczające możliwości finansowe sporej części spauperyzowanego społeczeństwa. Szacowano, że w 1919 r. na terenie byłego Królestwa Polskiego funkcjonowało 20 tys. nielegalnych gorzelni, przewyższając tym samym liczbę legalnych przedsiębiorstw. W pierwszej połowie lat trzydziestych każdego roku likwidowano ich 3-5 tys., szczególnie w centralnej Polsce i na Kresach Wschodnich.
W czasie II wojny światowej prywatne gorzelnictwo zyskało na popularności, szczególnie w Generalnym Gubernatorstwie. Produkcja samogonu, który zyskał wtedy miano bimbru, przestała być domeną wsi. Wzrost zapotrzebowania na alkohol spowodował powstanie sprawnych centrów bimbrowniczych, np. w Legionowie i Jabłonnej koło Warszawy. Zarówno produkcja, jak i dystrybucja szybko nabrała mafijnego charakteru angażując ludzi z marginesu, którzy potrafili w czasie okupacyjnych trudności żywnościowych „zorganizować” potrzebny surowiec.
Bimber, ceniony środek płatniczy, wykorzystywany w korumpowaniu Niemców, stał się też swoistym lekarstwem pomagającym przetrwać koszmar okupacji. Dodawał odwagi, a jego wysoka kaloryczność na krótką chwilę zagłuszała głód. Zaczęły pić kobiety, co wcześniej wywoływało zgorszenie, oraz młodzież i dzieci. Wywiad Armii Krajowej alarmował o rozluźnieniu norm obyczajowych i etycznych, a w podziemnej prasie pojawiały się informacje, w których ostrzegano, że naród pijany to naród słaby. Obawiano się, że alkohol zaszkodzi konspiracji i rozbije społeczną solidarność.
Zwalczanie pokątnego gorzelnictwa
Pierwsze lata w powojennej Polsce stworzyły doskonałe warunki rozwoju nielegalnych gorzelni. Słabe państwo, duża ilość konsumentów i istniejące już struktury produkcji i dystrybucji były gotowe do wykorzystania. Ponadto, obecność w Polsce Sowietów i ich skłonność do alkoholu powodowały, że bimber stał się powszechnie używanym środkiem płatniczym lub wymiennym.
Z końcem 1944 r. komuniści wprowadzili dekret, który za produkcję samogonu przewidywał wysokie kary. Skuteczność ścigania jednak była iluzoryczna, gdyż służby państwowe były do tego nieprzygotowane, a funkcjonariusze Milicji Obywatelskiej, nie dość że nie chcieli donosić na swoich sąsiadów, to sami byli oskarżani o nadmierne spożycie bimbru. Co więcej, czasami zdarzało się, że wysyłani do likwidacji bimbrowni odnajdywali ją w gospodarstwie swojego kolegi lub jego najbliższej rodziny. Nie brakowało też skorumpowanych mundurowych, którzy za swoje milczenie kazali płacić bimbrownikom butelkami.
Do 1947 r. bimbrownicy mogli cieszyć się dość dużym komfortem pracy. W 1946 r. Komisja Specjalna do Walki z Nadużyciami i Szkodnictwem Gospodarczym wysłała raptem 93 bimbrowników do obozów pracy, podczas gdy wyrób samogonu wzrastał. Świadczy o tym m.in. fakt, że sprzedaż drożdży osiągnęła poziom przedwojenny, pomimo zmniejszenia się liczby ludności i mniejszego spożycia pieczywa. W 1947 r. zaostrzano restrykcje. Komisja Specjalna, która przejęła funkcje sądzenia w tzw. sprawach bimbrowych, mogła się wspierać uchwalonymi w 1947 r. przepisami prawa karnego skarbowego, precyzującego termin przestępstwa przeciwko monopolom państwowym. Wprowadzono też nagrody pieniężne dla milicjantów za skuteczne likwidowanie punktów gorzelniczych, oczekując lepszych wyników ich pracy. Przede wszystkim jednak bazowano na „obywatelskim doniesieniu”. Wszystkie te elementy spowodowały większą karalność wśród bimbrowników.
Jak zauważono, wzrost produkcji bimbru był ściśle związany z podwyżkami cen alkoholu. Każdorazowe podnoszenie jego ceny (1953, 1957, 1961, 1963, 1969, 1974, 1978, 1980 i corocznie w latach osiemdziesiątych) powodowało wzrost nielegalnego gorzelnictwa. Bimbrowa hossa nastąpiła w 1981 r. i była konsekwencją spadku produkcji, reglamentacji i częściowej prohibicji w okresie stanu wojennego.
W oficjalnych komunikatach wysokie ceny wódki były tłumaczone dbałością o budżet państwa oraz walką z plagą pijaństwa. Temu ostatniemu celowi służyć miało ograniczenie dostępności alkoholu wprowadzając w sprzedaży limit wieku oraz zmniejszenie liczby i skrócenie czasu pracy punktów monopolowych. W rzeczywistości jednak ograniczenia te wpłynęły na rozwój nowych kanałów dystrybucji, najczęściej poprzez tzw. meliny.
Nie pij! Bimber powoduje ślepotę
Reakcją na powszechne spożycie alkoholu w PRL była m.in. oficjalna propaganda. W walkę z nielegalnymi gorzelniami zaangażowane były wszystkie środki masowego przekazu, które - co ciekawe - ustalały ramy akcji antyalkoholowej w trakcie długo trwających i mocno zakrapianych wysokoprocentowymi trunkami zebrań. Powszechnie też komentowano fakt, że w sklepie nie można było kupić wielu produktów, ale wódka była dostępna niemal zawsze.
W realizowanych przez Polską Kronikę Filmową reportażach z akcji przeciwko bimbrownikom, a także na plakatach i w artykułach prasowych ostrzegano przed poważnymi konsekwencjach picia. Dla podkreślenia powagi tych informacji, donoszono o ślepocie i śmierci spowodowanej przez trujący bimber. W program walki z alkoholizmem włączono młodzież i dzieci, organizując w szkołach i przedszkolach akademie, przedstawienia i konkursy plastyczne poświęcone temu tematowi.
Jednocześnie w prywatnych albumach umieszczane były zdjęcia świętujących dygnitarzy partyjnych z kieliszkami w dłoni, a w archiwach cenzurowane były kompromitujące filmy, które dokumentowały alkoholizm funkcjonariuszy MO.
Bimber w lesie bulgocze
Produkcja bimbru była doskonałym interesem. W wiejskich gorzelniach podstawowe surowce pochodziły z własnego gospodarstwa. Specjalizujące się nielegalne wytwórnie produkowały alkohol stosunkowo dobrej jakości, a jego dystrybucja nie powodowała większych problemów dzięki prywatnej sieci handlowej i gastronomicznej.
Dla zabezpieczenia się przed kłopotami, bimbrownie były przenoszone do oddalonych rejonów wsi. Chętnie wybierano lasy i bagna, gdzie dotarcie organów Ochrony Skarbowej i Milicji Obywatelskiej było bardzo utrudnione. Rezygnowano z lokowania tajnych bimbrowni w zabudowaniach gospodarczych, wybierając pola i powojenne bunkry, i przesuwając czas pracy na godziny nocne (stąd nazwa księżycówka). Odizolowania od miejsc zaludnionych wymagał intensywny zapach zdradzający procesy fermentacyjne. Problem ten zmniejszyło wykorzystanie w produkcji cukru. Organizując w lasach bimbrownie wybierano miejsca z dostępem do wody niezbędnej do chłodzenia destylatora.
Gotowy produkt można wówczas z pełnym przekonaniem nazywać krzakówką, bo powstał wśród krzaków. Najbardziej znanym przepisem na samogon jest tzw. receptura grunwaldzka 1410: 1 kg cukru, 4 litry wody, 10 dkg drożdży.
Walka z nielegalnym gorzelnictwem była prowadzona przez cały okres PRL. Podstawę prawną do tego dawała ustawa z kwietnia 1959 r. o zwalczaniu niedozwolonego wyrobu spirytusu, która z niewielkimi zmianami obowiązywała ponad 42 lata, do kwietnia 2001 r.
Cykl powstaje we współpracy z krakowskim oddziałem Instytutu Pamięci Narodowej. Autorzy są historykami, pracownikami IPN.