Krakowski Oddział IPN i „Dziennik Polski” przypominają. Sto lat praw wyborczych kobiet
28 listopada 1918. Naczelnik Państwa Józef Piłsudski podpisuje dekret o ordynacji do Sejmu Ustawodawczego zawiera on punkt przyznający prawa wyborcze kobietom.
Wielka Wojna, a zwłaszcza jej ostatnie kilkanaście miesięcy, była okresem wzmożonej aktywności ruchu kobiecego na ziemiach polskich. Stało się tak nieprzypadkowo, ponieważ powszechnie stawiano sobie wówczas pytanie o kształt przyszłej państwowości polskiej. W takiej atmosferze działaczki lewicowo-niepodległościowego, opowiadającego się po stronie Piłsudskiego odłamu Ligi Kobiet Pogotowia Wojennego wystąpiły z inicjatywą zorganizowania Zjazdu Kobiet Polskich. Zjazd odbył się w dniach 8-9 września 1917 r. w Warszawie. Obradom, w których uczestniczyło około tysiąca delegatek, przewodniczyła Justyna Budzińska-Tylicka, lekarka-społecznik i wieloletnia działaczka Polskiej Partii Socjalistycznej. Zebrane kobiety sformułowały wówczas uchwałę, w której domagały się przyznania im opartych na demokratycznych podstawach, równych z mężczyznami praw politycznych oraz czynnego i biernego prawa wyborczego.
Bez różnicy płci
Pokłosiem Zjazdu było powołanie Centralnego Komitetu Politycznego Równouprawnienia Kobiet Polskich. Jego przedstawicielki uzyskały poparcie swoich postulatów przez Tymczasowy Rząd Ludowy Republiki Polskiej w Lublinie, a już 11 listopada 1918 r. dwuosobowa dele-gacja Komitetu (Justyna Budzińska-Tylicka i Maria Chmieleńska) udała się do Józefa Piłsudskiego. Spotkanie u dawnego brygadiera przebiegło w atmosferze zrozumienia dla postulatów kobiecych. Znalazły one oddźwięk w podpisanym 28 listopada przez naczelnika państwa dekrecie o ordynacji wyborczej do Sejmu Ustawodawczego.
Artykuł 1 dekretu stanowił: „Wyborcą do Sejmu jest każdy obywatel państwa bez różnicy płci, który do dnia ogłoszenia wyborów ukończył 21 lat”. Prawo to nie przysługiwało jedynie wojskowym wszystkich stopni. Dzień wcześniej Piłsudski kontrasygnował dekret przyznający kobietom prawo udziału w zgromadzeniach gminnych. Co warte podkreślenia, przyznanie prawa głosu kobietom było zgodne z oczekiwaniami przeważającej części polskich elit politycznych.
Przyjęte wówczas rozwiązania prawne były ewenementem. W większości państw europejskich i w Stanach Zjednoczonych kobiety nie miały jeszcze praw wyborczych, a w takich krajach jak Włochy czy Francja musiały na nie czekać aż do zakończenia II wojny światowej. Ponadto wprowadzane stopniowo w poszczególnych państwach równouprawnienie w prawie do głosowania nie zawsze szło w parze z możliwością kandydowania.
Pierwsza kampania z udziałem kobiet
Kampania wyborcza do Sejmu Ustawodawczego ruszyła oficjalnie po ukazaniu się dekretów naczelnika, choć organizacje kobiece już wcześniej rozpoczęły przygotowania. Chodziło nie tyle o rozreklamowanie kandydatek, co o rozpropagowanie idei wyborów. Kobiety stały się zresztą od razu ważnym wyborcą, bowiem w wielu regionach wciąż kształtującej się Polski stanowiły wyraźną większość uprawnionych do głosowania (np. w Krakowie 57,6 proc.). Był to z jednej strony wynik wojny, z drugiej ordynacji wyborczej, która pozbawiała głosu wojskowych, a liczba zmobilizowanych mężczyzn wciąż pozostawała znacząca. Wydaje się, że w tej kampanii bardziej niż w późniejszych odwoływano się bezpośrednio do elektoratu kobiecego. Czyniły tak wszystkie ugrupowania polityczne, kusząc kobiety całym wachlarzem haseł, zgodnych oczywiście z linią ideową poszczególnych partii. Co ważne, kierowano je nie tylko do elit, ale do ogółu kobiet, choćby do licznej w większych miastach, a tym samym stanowiącej realną siłę wyborczą, żeńskiej służby domowej.
Frekwencja wyborcza wśród kobiet
W niedzielę 26 stycznia 1919 r. wyborcy i wyborczynie (jak głosiły nagłówki gazet) zamieszkali w Galicji Zachodniej i na większości ziem Królestwa Polskiego wzięli udział w głosowaniu. Z czasem reprezentanci kolejnych regionów, nad którymi Państwo Polskie przejmowało administrację dołączali do grona posłów, bądź to w wyniku wyborów uzupełniających, bądź politycznych uzgodnień. Na obszarach objętych głosowaniem frekwencja była bardzo wysoka. W większości miejsc przekroczyła 70 proc., w okręgu konińskim była rekordowa i osiągnęła 94,4 proc. Kobiety masowo przystąpiły do głosowania. Frekwencja była nieznacznie tylko niższa od frekwencji mężczyzn. Różnica była niewielka zwłaszcza wśród ludności chrześcijańskiej, w przypadku której udział w wyborach wzięło średnio około 3 proc. mniej uprawnionych do głosowania kobiet niż uprawnionych do głosowania mężczyzn. W odniesieniu do ludności żydowskiej różnica ta wynosiła około 10 proc., co, przy uwzględnieniu tradycyjnie postrzeganej roli kobiety, było zupełnie niezłym wynikiem. Na tym tle szczególnie dobrze wypadały mieszkanki Krakowa, bez względu na narodowość i wyznanie. Ich frekwencja w wyborach okazała się o 7,3 proc. wyższa niż mężczyzn!
Pierwsze posełkinie
W jednej z ulotek przedwyborczych skierowanych do kobiet napisano: „do sejmu ustawodawczego kobiety również mają prawo głosować, mają też prawo tam wejść jako posełkinie, trzeba tylko, żeby je wybrano”. Ugrupowania i bloki wyborcze zabiegając o głosy żeńskiego elektoratu umieszczały na swoich listach nazwiska kobiet. Najczęściej jednak nie były to miejsca dające szansę na uzyskanie mandatu. W jednoizbowym Sejmie Ustawodawczym, który pod koniec kadencji liczył łącznie 442 posłów, zasiadało osiem kobiet - Gabriela Balicka (Związek Sejmowy Ludowo-Narodowy), Jadwiga Dziubińska i Irena Kosmowska (Polskie Stronnictwo Ludowe „Wyzwolenie”), Maria Moczydłowska (Narodowe Zjednoczenie Ludowe), Zofia Moraczewska (Związek Polskich Posłów Socjalistów), Zofia Sokolnicka (Narodowa Demokracja), Franciszka Wilczkowiakowa (Narodowy Związek Robotniczy) oraz Anna Anastazja Piasecka (Narodowe Stronnictwo Robotnicze, Polskie Stronnictwo Ludowe „Piast”). Obecność kobiet w ławach poselskich była sytuacją na tyle nową, że otwierając obrady sejmowe Tymczasowy Naczelnik Państwa Józef Piłsudski zwracał się wyłącznie do „panów posłów”, a podsumował je słowami: „Życząc Panom powodzenia w ich trudnej i odpowiedzialnej pracy, ogłaszam pierwszy sejm wolnej i zjednoczonej Rzeczpospolitej Polskiej za otwarty”.
W kolejnych kadencjach stan reprezentacji kobiecej był równie skromny, nie przekraczający liczby kilkunastu posłanek i senatorek. Najdłużej w ławach poselskich zasiadała wybierana do czterech kolejnych sejmów Gabriela Balicka. Co jednak warte podkreślenia, posłanki i senatorki mocno angażowały się w prace parlamentu, wykazywały dużą aktywność i niejednokrotnie przewyższały swych kolegów liczbą wystąpień podczas posiedzeń obu izb. W sejmie działały w komisjach Oświaty, Ochrony Pracy, Zdrowia, ale także Konstytucyjnej i Spraw Zagranicznych.
Równe prawa, nierówne możliwości
Rok 1918 r. przyniósł kobietom możliwość udziału w pracach parlamentu, samorządów i innych instytucji życia publicznego dostępnych do tego czasu wyłącznie dla mężczyzn. Kobiety pojawiały się w nich jednak niezbyt licznie. Nie było ich na eksponowanych, dających realną władzę stanowiskach. Mimo że Polska przyznała kobietom pełnię praw politycznych, w innych dziedzinach pozostawały one niekiedy obywatelkami drugiej kategorii. Osiągnięcie rzeczywistego równo-uprawnienia wymagało przełamania stereotypów myślenia. Dwudziestolecie międzywojenne okazało się czasem przezwyciężania barier i oswajania się społeczeństwa z nową sytuacją, a nie czasem znaczącego uczestnictwa kobiet w życiu politycznym. Niemniej fundamenty zostały położone.
Cykl powstaje we współpracy z krakowskim oddziałem Instytutu Pamięci Narodowej. Autorzy są historykami, pracownikami IPN.