Kreatywny i kontrowersyjny: Marian Marek Przybylski wiedział, na czym polega chemia oraz filozofia "Głosu Wielkopolskiego"

Czytaj dalej
Bogna Kisiel

Kreatywny i kontrowersyjny: Marian Marek Przybylski wiedział, na czym polega chemia oraz filozofia "Głosu Wielkopolskiego"

Bogna Kisiel

Był wulkanem pomysłów, które chciał realizować tu i teraz, natychmiast. Miał wizję, pasję i zacięcie menadżerskie, które pozwalały mu skutecznie wcielać w życie kolejne projekty. Charyzmatyczny, kreatywny, kontrowersyjny - Marian Marek Przybylski na trwale zapisał się w historii polskich mediów. Wspominając go, należy pisać też o „Głosie Wielkopolskim”, bo to on rozpoczął budowę marki tego tytułu, który stał się rozpoznawalny w całym kraju.

- Nie chodzi tylko o samo wydawanie dziennika, ale także o to, by „Głos” kreował i współtworzył wydarzenia i brał udział w organizowaniu życia publicznego. Nie tylko w roli obserwatora, ale i uczestnika. To jest właśnie swoista chemia i filozofia „Głosu” - napisał Marek Przybylski w felietonie z okazji 60-lecia „Głosu” 16 lutego 2005 r. Kilka miesięcy później, w czerwcu przestał pełnić funkcję prezesa Oficyny Wydawniczej Wielkopolski, opuścił budynek przy Grunwaldzkiej 19 w Poznaniu, chociaż pewnie mentalnie nigdy nie rozstał się z tym adresem i „Głosem”.

Marek Przybylski z „Głosem” był związany od 1970 r., wtedy dostał etat w dziale ekonomiczno-rolnym, którego później został kierownikiem. W 1990 r. zespół wybrał go na redaktora naczelnego „Głosu Wielkopolskiego”. Później został także prezesem Oficyny Wydawniczej Głos Wielkopolski, która wydawała „Głos Wielkopolski”, a po przystąpieniu do grupy Polskapresse (spółka zmieniła nazwę na Oficynę Wydawniczą Wielkopolski) także „Gazetę Poznańską”.

- Znałem Marka Przybylskiego pół wieku. Był wielkim orędownikiem budowania prestiżu mediów i zawodu dziennikarza. Przeprowadził „Głos Wielkopolski” z PRL-u w nowe czasy wolnej prasy, co było trudne dla współpracowników i dla niego osobiście. Przekonał mnie do tego żeby zaangażować się w prywatyzację „Głosu”. Wspólnie inwestowaliśmy w lokalne media

- mówi Piotr Voelkel.

Gdy Przybylski został redaktorem naczelnym i prezesem Oficyny, w redakcji rozpoczęła się rewolucja. Zmiany dotyczyły nie tylko spraw redakcyjnych, zarządczych czy technicznych, ale także wystroju pomieszczeń. - Do aranżacji wnętrz zaangażował architekta, kupował obrazy, powstała galeria - mówi Barbara Grzegorzewska, była dziennikarka.

Na Grunwaldzkiej powiało wielkim światem, zrobiło się elegancko. Jak sam przyznawał, szukał wraz z zespołem oryginalnych pomysłów, aby „Głos” się wyróżniał i by pokazać, że także poza Warszawą można realizować znaczące projekty.

Era menadżera

Wielu zarzucało Przybylskiemu próżność, pyszałkowatość. To prawda, nie grzeszył skromnością, gdy mówił: - „Głos” zawsze wyprzedzał o kilka lat pomysły marketingowe, bez których dzisiaj nie mogą się obyć wydawcy dzienników i tygodników.

Nie były to jednak puste słowa bez pokrycia. - Markę budowałem poprzez podejmowanie unikatowych projektów, których nikt wcześniej nie robił w Polsce - zaznaczał Przybylski. I wymieniał: Srebrną Piłkę, ustanowienie Nagrody Pracy Organicznej, Złotą Setkę (sto najlepszych firm Wielkopolski), Wielkopolski Burmistrz Wójt Roku. „Głos” jako pierwszy w kraju oferował swoim czytelnikom opłatek wigilijny, kolorowy program telewizyjny, tygodnik sobotni „Świat Rodzinny” czy tanią książkę sprzedawaną z gazetą.

Trzeba przypomnieć, że ówcześnie pojęcia promocja, marketing niewielu osobom cokolwiek mówiły. Ludzie stali w kolejkach, by kupić gazetę. Nie było internetu, telefonów komórkowych, mediów społecznościowych. On jednak wiedział, że czasy się zmieniają, że potrzeba nowoczesnych narzędzi, by sprostać nadchodzącym wyzwaniom.

- Marek chodził zazwyczaj własnymi ścieżkami, miał charakter lidera. Cechy te przejawiał już jako kierownik działu ekonomiczno-rolnego - wspomina Wojciech Nentwig, były zastępca redaktora naczelnego „Głosu Wielkopolskiego”, obecnie dyrektor Filharmonii Poznańskiej. - Był wyrazistą osobowością. „Głos” był nie tylko jego pasją, ale i życiem, żył nim 24 godziny na dobę.

Te przymioty sprawiły, że bez problemów odnalazł się w nowej rzeczywistości po 1989 roku, po zmianie ustroju. - Stał się menedżerem, szybko zrozumiał prawa rynku i zdał sobie sprawę z wagi promocji - mówi Nentwig.

- Miał wiele pomysłów, czasami zaskakujących, a nawet szokujących. Zdarzało się, że nieco je temperowaliśmy. Gdy coś wymyślił, to chciał, aby najlepiej następnego dnia było to już urzeczywistniane. Był niecierpliwy, ale w tym pozytywnym tego słowa znaczeniu, co nas - współpracowników - mobilizowało.

Nentwig przypomina, że regularnymi autorami „Głosu” byli w tym czasie np.: Ryszard Kapuściński, Stefan Bratkowski, Anna Wolff-Powęska, Stefan Stuligrosz, Michał Komar, Zdzisław Sierpiński, Jan Tadeusz Stanisławski, Bronisław Komorowski. Gazeta miała też korespondentów zagranicznych w Berlinie i Rzymie. - Z Tokio pisywał dla nas profesor Rufin Makarewicz, który przebywał tam na kilkuletnim stypendium - dodaje Nentwig. - Gdy doszło do zamachu na World Trade Centrum, mieliśmy własną relację bezpośrednio z Nowego Jorku i komentarze z wielu miejsc świata.

„Głos” był wówczas inicjatorem mnóstwa akcji prospołecznych, projektów promujących gazetę, a wśród nich były „Głos Towarzyski” czy „Obiady w Głosie”, które stały się prestiżowym wydarzeniem w kraju. - W ocenie niektórych była to pretensjonalna inicjatywa - mówi Piotr Talaga, były dziennikarz „Głosu”. - A przecież do stołu zasiadali najważniejsi ludzie kultury, polityki, sportu i to nie tylko z kraju. Ranga tych wydarzeń była ponadregionalna, dziennikarze przeprowadzali ekskluzywne wywiady.

„Głos” obiadem podejmował prezydenta Lecha Wałęsę, premier Hannę Suchocką, premierów Brandenburgii, przewodniczącą Bundestagu, Krzysztofa Skubiszewskiego, ministra spraw zagranicznych, Krzysztofa Pendereckiego, Andrzej Wajdę czy przyszłych prezydentów - Lecha Kaczyńskiego i Bronisława Komorowskiego. Jubileuszowe koncerty „Głosu” uświetniali tacy artyści, jak Gilberd Becaud, Chick Corea, Nigel Kennedy.

- „Głos” był wtedy jednym z największych dzienników regionalnych w Polsce, którego jednorazowe nakłady sięgały do 300 tysięcy egzemplarzy, gazetą poczytną i opiniotwórczą, rozpoznawalną w kraju, można ją było kupić także w Warszawie

- wspomina Nentwig. - Gościliśmy w redakcji wybitne postaci życia publicznego, między innymi Bułata Okudżawę, Güntera Grassa, Stephane’a Grappellego czy Yehudi Menuhina. Po raz pierwszy progi redakcji przy ul. Grunwaldzkiej przekroczył też metropolita poznański - wtedy arcybiskup Jerzy Stroba.

Fanatyczny kibic Lecha

Dla dziennikarzy redakcja była drugim domem, kwitło w niej życie towarzyskie, dziennikarze mogli się rozwijać, realizując swoje zawodowe pasje, utożsamiali się z tytułem. Praca nad wydaniem kończyła się późno w nocy. - Pamiętam, że na początku lat 90., po pierwszej w nocy zadzwonił do mnie Wiesiek Łuczak, mówiąc że piłkarze Lecha zostali właśnie mistrzami Polski (wprawdzie nie nastąpiło to na boisku, lecz po posiedzeniu stosownego gremium PZPN) - opowiada Nentwig. - Zatrzymaliśmy maszynę drukarską i daliśmy tę informację na pierwszą stronę.

Tak się wtedy pracowało, czytelnik miał pewność, że dostaje najświeższe informacje.

Ponadto warto też mieć na uwadze, że Marek Przybylski był zagorzałym kibicem i znawcą piłki nożnej.

- Tata był fanatycznym kibicem Lecha, skarbnicą wiedzy o piłce nożnej, znał składy drużyn z drugiego końca świata. Poza piłką był ogromnym fanem motoryzacji, tę pasję od zawsze dzieliliśmy wspólnie

- mówi Piotr Przybylski.

Dziennikarz sportowy Marek Lubawiński poznał Przybylskiego 40 lat temu. - W 1996 roku zatrudnił mnie w „Głosie”, gdzie pracowałem do końca swojej przygody dziennikarskiej - mówi Lubawiński. - Marek był barwnym człowiekiem, dla niektórych kontrowersyjnym. Miał bardzo wiele pomysłów. To on wymyślił Srebrną Piłkę Głosu Wielkopolskiego (ponad 2 kilogramy srebra), najbardziej prestiżową nagrodę w regionie.

Przybylski wszędzie chwalił się, że ma wspaniały zespół, znakomitych dziennikarzy. - I miał gest, potrafił docenić ludzi - dodaje Lubawiński. - Gdy Piotr Reiss strzelił trzy gole Legii, to zaprosił go do redakcji i wręczył równowartość dwóch tysięcy marek niemieckich.

Sam Lubawiński też został doceniony za dbałość o wizerunek swojej gazety. - Podczas mistrzostw kajakarskich na Malcie byłem spikerem. Zauważyłem, że reklama „Głosu” jest zarośnięta sitowiem. Poprosiłem organizatorów o ścięcie zielska. Świętej pamięci Klemens Mikuła powiedział o tym Markowi i dostałem nagrodę - wspomina Lubawiński.

- Marka zapamiętałam jako człowieka, który cieszył się sukcesami swoich pracowników, potrafił je docenić i chwalił się nimi - potwierdza Anna Plenzler, była dziennikarska „Głosu”.

Był maszynistą pociągu „Głos”

Przybylski szefował Oficynie przez 16 lat - był to czas wielu wyzwań, wytężonej pracy. Efekt? Wysoka pozycja „Głosu”, który już w 2001 r. stał się numerem jeden wśród dzienników regionalnych w Polsce (nakład, czytelnictwo, obroty reklamowe). Ale był to też okres zmagania się ze śmiertelną chorobą. Mówił o niej otwarcie w rozmowie z Anną Kot: - Równocześnie walczyłem z z nowotworem; pięć operacji w Polsce i dwie za granicą, w tym ostatnia wielogodzinna, ratująca życie w roku 2004.

W marcu 2003 r. na stanowisko redaktor naczelnej powołał Helenę Czechowską. - Był twórcą potęgi „Głosu”, który stał się wiodącym dziennikiem w Polsce, pod jego kierownictwem przeżył czasy świetności. Miał wizję, ambicje, zgromadził wokół siebie olbrzymi zespół ludzi, którzy realizowali te plany - wspomina Czechowska. - Był człowiekiem niezwykłej kultury, inspirującym szefem, dającym dużą samodzielność.

Anna Plenzler, była dziennikarka „Głosu”, która pracowała z Przybylskim ponad 20 lat, twierdzi, że dzisiaj kojarzy go przede wszystkim z fantastycznymi sukcesami „Głosu” lat 90. - Marek, wraz ze swoimi zastępcami - Andrzejem Piechockim i Wojtkiem Nentwigiem - kierując wspólnie przez lata „Głosem”, sprawili, że regionalna gazeta była gazetą otwartą na świat, gazetą o szerokich horyzontach, w której mogli odnaleźć się wszyscy - mówi Plenzler.

Talaga przyznaje, że choć nie miał bezpośrednich częstych kontaktów z Przybylskim, to ten dał mu szansę, stawiając przed nim zadanie utworzenia tygodnika „Życie Konina”. - Jego zasługą była budowa sieci tygodników lokalnych - mówi Talaga.

Przybylski postawił także na Marka Rodwalda, obecnie prezesa oddziału w Poznaniu Polska Press Grupa (wydawca „Głosu”), zatrudniając go w Oficynie zaraz po studiach. Rodwald, student Uniwersytetu Ekonomicznego pisał pracę magisterską o rynku mediowym. Stwierdził, że bez rozmowy na ten temat z Przybylskim praca będzie niepełna. Długo zabiegał o spotkanie, w końcu udało się. - Spotkaliśmy się jeszcze kilka razy, dałem mu w prezencie swoją pracę magisterską. Po jej obronie zaprosił mnie i powiedział, że kogoś takiego, jak ja, widziałby w firmie - wspomina Rodwald.

Talaga zwraca uwagę, że za sprawą Przybylskiego mogła wykazać się także młodzież i wskazuje na zespół „Dziewczyny i Chłopaka”. - Na początku lat 90. szeroko otworzył dla młodych ludzi drzwi do zawodu dziennikarskiego, tworząc ten dodatek - potwierdza dziennikarz Piotr Kurek.

Wszyscy zgodnie podkreślają, że pod kierownictwem Przybylskiego „Głos” dynamicznie się rozwijał, był inicjatorem wielu przedsięwzięć, które wyróżniały go w kraju.

- Miałam szczęście w takiej redakcji pracować, a lata 90. i pierwsze lata dwutysięczne, kiedy Marek kierował redakcją, były najwspanialszym okresem mojej dziennikarskiej pracy. Wtedy świat naprawdę stał przed nami otworem - uważa Plenzler. I dodaje, że ówczesny „Głos” był gazetą, która pisała o codziennych sprawach Wielkopolan, ale w której rozmowy i dyskusje toczono też z noblistami, najwybitniejszymi ludźmi kultury polskiej i światowej, z najważniejszymi politykami w kraju.

- Można było go lubić, lub nie, ale trzeba było się z nim liczyć, bo był wpływową osobą - twierdzi Talaga. - Stał się ikoną niegdysiejszej potęgi prasy regionalnej.

Nentwig przyznaje, że dla zespołu dziennikarskiego był to niezwykły czas. - Ta wielka przygoda, którą w latach 90. i na początku obecnego stulecia przeżyliśmy, na trwale w nas pozostała - podkreśla Nentwig.

- To właśnie Marek Przybylski otworzył nam drzwi do pociągu, którego był maszynistą, obdarzył nas zaufaniem, dał nam wolną rękę i swobodę. Mogliśmy spełniać swoje dziennikarskie pomysły, oczekiwania i marzenia.

Człowiek renesansu

Po zmianach własnościowych Przybylski rozstał się z Oficyną, wspólnie z Piotrem Voelkelem założył Instytut Edukacji Europejskiej, był inicjatorem powołania Wyższej Szkoły Nauk Humanistycznej i Dziennikarstwa. Nadal inwestował też w branżę medialną, był udziałowcem Wielkopolskiej Telewizji Kablowej, współwłaścicielem Radia Kiss FM.

- Z myślą o rozwoju dziennikarstwa założyliśmy Wyższą Szkołę Nauk Humanistycznych i Dziennikarstwa, dziś Collegium da Vinci. Wspólnie w 2008 zdecydowaliśmy się przyjąć trudną rolę założyciela SWPS - mówi Voelkel. I podkreśla: - Marek wierzył w zbawienną dla rozwoju społeczeństwa rolę edukacji, był lojalnym i uczciwym partnerem. Kochał wolność.

Dr inż. Krzysztof Nowakowski poznał Przybylskiego, gdy został rektorem Wyższej Szkoły Nauk Humanistycznych i Dziennikarstwa (obecnie Collegium da Vinci). - Moja kandydatura nie była dla niego oczywistym wyborem. Inżynier informatyk rektorem uczelni dla dziennikarzy i humanistów? Nie brzmiało to dobrze. Na szczęście już po pierwszej naszej rozmowie poczułem, że mam jego wsparcie - mówi dr Nowakowski. - Wraz z upływem lat, poznawaliśmy się coraz lepiej i odkrywaliśmy wspólne zainteresowania. Był prawdziwym człowiekiem renesansu. Zaczynaliśmy rozmowę od motoryzacji, przechodziliśmy przez historię, ciekawostki ze świata nauki i polityki, kończąc dyskusją o sporcie. Lubił być na bieżąco, dużo czytał.

Rektor podkreśla zaangażowanie Przybylskiego w sprawy uczelni. - Chwalił się tym, że w skali kraju wprowadzaliśmy unikatowe kierunki studiów takie, jak jego ulubiony Mediaworking - opowiada dr Nowakowski. - Dowodem na to były corocznie fundowane przez niego stypendia dla studentów tego kierunku. Bardzo interesował go nowoczesny wymiar dziennikarstwa, szczególnie w aspekcie mediów społecznościowych. Wspierał młodych utalentowanych studentów, ale też z ciekawością poznawał nowy oblicze mediów i dziennikarstwa.

Marian Marek Przybylski zmarł 5 lutego 2021 r. Jak mówi syn zmarłego, Piotr Przybylski, ojciec był poznaniakiem z krwi i kości, kochał Poznań i Wielkopolskę. - Był bardzo dumny ze swojego syna. Razem dzielili wiele pasji - wspomina dr Nowakowski. - Był bardzo troskliwy i empatyczny. Dbał o swoich najbliższych. Kiedy jego partnerka Agnieszka wydała swoją książkę, na spotkaniu autorskim widać było, że jest bardziej przejęty niż ona. Z dumą prezentował wszystkim dookoła wspaniałe recenzje tej publikacji. Pracownicy doceniali, że pamięta ich imiona i znajduje czas, żeby dowiedzieć się, co u nich słychać, a przede wszystkim jest ciekawy, co mają do powiedzenia.

Marek Przybylski urodził się w maju 1946 r. w Poznaniu. Na Akademii Rolniczej (obecnie Uniwersytet Przyrodniczy) ukończył technologię rolno-spożywczą, natomiast na Uniwersytecie im. A. Mickiewicza - dziennikarstwo oraz filozofię. Jego pasja dziennikarska zrodziła się już w czasach studenckich, działał w Klubie Dziennikarzy Studenckich, w którym prowadził ze studentami zajęcia z dziennikarstwa. Był również aktywnym działaczem Klubu Studenckiego „Od Nowa”. Pisał książki, wiersze, był wszechstronnie uzdolniony. - Dla mnie był nie tylko ojcem, ale wielkim przyjacielem - mówi Piotr Przybylski.

-------------------------
Zainteresował Cię ten artykuł? Szukasz więcej tego typu treści? Chcesz przeczytać więcej artykułów z najnowszego wydania Głosu Wielkopolskiego Plus?

Wejdź na: Najnowsze materiały w serwisie Głos Wielkopolski Plus

Znajdziesz w nim artykuły z Poznania i Wielkopolski, a także Polski i świata oraz teksty magazynowe.

Przeczytasz również wywiady z ludźmi polityki, kultury i sportu, felietony oraz reportaże.

Pozostało jeszcze 0% treści.

Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.

Zaloguj się, by czytać artykuł w całości
  • Prenumerata cyfrowa

    Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.

    już od
    3,69
    /dzień
Bogna Kisiel

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.