Krebane za granicą. Oj, było to przeżycie!
Dziś dzieci tych, którzy tworzyli przed 35 laty zespół „Krebane” z niedowierzaniem słuchają o tym, jak to kiedyś bywało.
Takie np. wyjazdy za granicę. Dziś fraszka, kiedyś problem. Paszporty były wydawane tylko na konkretny wyjazd i po powrocie należał je zwrócić urzędowi.
Pierwszy wstrząs był na granicy. Najczęściej czekało się w długich kolejkach, często w szczerym polu bez dostępu do urządzeń sanitarnych. Potem emocje związane z kontrolą służb celnych. A po przejechaniu granicy wszyscy z zaciekawieniem spoglądali na „nowy świat”. Zachwyt budziły piękne zabudowania z dachami przykrytymi czerwoną dachówką, luksusowo wyposażone parkingi lub stacje paliw. Przy nich ogromne sklepy z bogactwem różnych towarów. Gdy były ze szkła, trudno było znaleźć rozsuwane drzwi...
Wręcz humorystyczne było korzystanie z urządzeń sanitarnych. Podczas jednego z wyjazdów dziewczęta stwierdziły, że jest co prawda kurek spustowy na wodę, ale nie ma żadnego pokrętła...
Ale kiedy 12 lipca w 1990 roku Krebane wracali z Anglii, już granic żadnych nie było. Do Swindon w Anglii wyjeżdżali 20 czerwca 1990 r. i na granicy między NRD i RFN była jeszcze skrupulatna kontrola wojskowa i celna z oglądaniem podwozia autobusu za pomocą ruchomych luster, natomiast w drodze powrotnej ze zdziwieniem zobaczyli, że nie ma już żadnych granic!
Był to wyjazd ze wszech miar pouczający. Dziwiły piękne domki jednorodzinne z niewielkimi ogrodami, nikt nie znał mikrofalówek, nie widział w Polsce bankomatu...
Zespół wykonał w sali widowiskowej Swindon dwa koncerty, jeden dla miejscowej Polonii, a drugi dla biznesmenów angielskich z Rotary Club. Oprócz tego koncertował w innych ośrodkach polonijnych. W niedzielę obsługiwał mszę świętą, która zapadła chyba najbardziej w pamięć. Na zakończenie mszy Kasia Czarnowska zaśpiewała pieśń „Polskie kwiaty”. Nie dało się jej dokończyć, ponieważ cały kościół ogarnął ogólny szloch.
Krebane podróżowali „Autosanem”, który budził zainteresowanie. Prawdziwą „sensację” - na parkingu przed pałacem królewskim w Windsorze. Wyglądał przy luksusowych autobusach jak mikrus.