Krew, pot, łzy i głód adrenaliny, czyli ultrabieg Hero Run 2016 w Ogrodniczkach (zdjęcia)

Czytaj dalej
Fot. Wojciech Wojtkielewicz
Anna Kopeć akopec@poranny.pl

Krew, pot, łzy i głód adrenaliny, czyli ultrabieg Hero Run 2016 w Ogrodniczkach (zdjęcia)

Anna Kopeć akopec@poranny.pl

Przeprawa przez pajęczyny z liny i między gąsienicami amfibii, bieg z oponami i przez zasieki - takie ekstremalne zawody w Ogrodniczkach ukończyło 415 śmiałków

Bieg po pagórkowatym ubitym żwirze, innym razem w błocie przez krzaki, grzęzawiska i sadzawki - to już nie lada wyczyn. Na tym jednak nie koniec. Do tego strome ściany, okopy wojskowe, zasieki, trawersy, pajęczyny linowe, kontenery z lodem, zjazd po stoku do sadzawki, ciężkie opony, dragi i piłki do przeniesienia, wymyślne konstrukcje zbudowane z desek i drabinek - to tylko niektóre z przeszkód-niespodzianek, które trzeba było pokonać w 30-stopniowym upale. Tak wyglądała 7-kilometrowa trasa ekstremalnego biegu Hero Run, który w sobotę odbył się po raz pierwszy na Podlasiu. W dawnej żwirowni w Ogrodniczkach zmierzyło się z nią prawie pół tysiąca biegaczy. To ciekawa dyscyplina sportowa dla miłośników mocnych wrażeń. Co skłoniło ich do startu w tych nietypowych zawodach?

- Chęć przeżycia przygody - odpowiada krótko Jacek Duszyński z Choroszczy, który po raz pierwszy zdecydował się na udział w takim biegu. - Sam bieg nie robi na mnie większego wrażenia. Mam niezłą kondycję, bo trenuję przez cały rok. Biegiem lub rowerem pokonuję znacznie dłuższe trasy. To, co może mnie zaskoczyć, to przeszkody.

- Chcę sprawdzić się w innej dyscyplinie niż biegi i jazda rowerem - dodaje jego znajomy Karol Kozłowski z Białegostoku, który również wziął udział w ultrabiegu.

Zobacz też: Więźniowie z Zakładu Karnego w Białymstoku budują przeszkody na Hero Run (wideo)

To, co najbardziej pociągające w ekstremalnych biegach, to możliwość przesuwania granic własnych możliwości. Kiedy organizm ma już dość, umysł się mobilizuje i dopinguje do walki. Co ciekawe, wyzwanie to podejmują nie tylko mężczyźni. W dawnej żwirowni w Ogrodniczkach pojawiło się także sporo kobiet.

- Wiele osób uważa, że to test na wytrzymałość czy wydolność swojego organizmu. Dla mnie ten bieg to przede wszystkim sprawdzian psychiczny. Daje mi możliwość pokonania własnych granic nie tylko fizycznych, ale też mentalnych - przyznaje Karolina Prochowicz z Białegostoku.

Do tych zawodów przygotowywała się przez kilka miesięcy z grupą CrossFit Białystok. Trenowali wspólnie m.in. na plaży miejskiej na Dojlidach. W biegu Hero Run wystartowało kilkudziesięciu zawodników.

- Dotąd skupiałam się na pracy, dziecku, domu odsuwając swoje potrzeby na dalszy plan. Mam 32 lata i dopiero pół roku temu zaczęłam robić coś dla siebie. Teraz sport to mój pomysł na siebie. To nie tylko trenowanie ciała, ale sposób na życie: poświęcony temu czas, odpowiedni ludzie i klimat - wyznaje Karolina Prochowicz.

Trasa i zasadzki, które organizatorzy przygotowywali w myśl zasady „im trudniej, tym lepiej!” laikom wydawała się nie do pokonania. Wśród konkurencji był m.in. bieg z dużymi drewnianymi belkami, które należało przecisnąć przez niewielkie otwory w ścianie tak, by nie dotknęły ziemi, zjazd wprost do sadzawki po stromym zboczu oblewanym zimną wodą, bieg po palikach, bieg z góry i pod górę z ciężkimi oponami, wspinanie się po linie, przedzieranie się przez rowy wypełnione wodą, czy przeciskanie się między gąsienicami pod wojskową amfibią. Niektóre odcinki trasy trzeba było pokonać wpław, inne po pachy w błocie lub wspinając się po stromych wzniesieniach żwirowni. Zdarzało się, że ktoś zgubił buta lub rozerwał koszulkę. Zawodników gorąco dopingowali kibice, którzy tłumnie stawili się na trasie.

Na takie ekstremalne zawody zdecydowali się tylko odważni, którzy w przygotowania i treningi zainwestowali sporo czasu, chęci i energii. Opłaciło się. Po ukończeniu tego morderczego biegu na twarzach zawodników, mimo ogromnego zmęczenia i wyczerpania promieniały triumfalne uśmiechy.

- Niesamowita satysfakcja, mnóstwo pozytywnych emocji i przede wszystkim doskonała wspólna zabawa - mówił po przebiegnięciu siedmiu kilometrów Andrzej Dubowski z Białegostoku. - Sporym wyzwaniem były podbiegi. Miejscami wydawały się niemożliwe do pokonania. Niektóre przeszkody można było pokonać z pomocą innych. Właśnie współpraca z innymi zawodnikami czyni ten bieg unikatowym.

- To, co mnie pchnęło do startu, to głód adrenaliny - mówił po ukończonych zawodach Mateusz Malinowski z Białegostoku. - To była bardzo dobra decyzja. To nie tylko okazja do sprawdzenia swoich możliwości fizycznych, ale przede wszystkim świetna zabawa zespołowa.

Na metę zawodnicy przybiegali zlani potem, czasem krwią i łzami. Płakali ze szczęścia, że dokonali czegoś nietypowego i zupełnie odjechanego. Pierwszą edycję biegu z przeszkodami w Ogrodniczkach ukończyło 415 śmiałków.

Co ciekawe trasę biegu Hero Run przygotowali więźniowie Zakładu Karnego w Białymstoku, a także żołnierze z 18. Białostockiego Pułku Rozpoznawczego. Ci pierwsi budowali wysokie ściany, kopali głębokie doły, rozciągali liny i ustawiali różne zasieki, które miały utrudnić zawodnikom pokonanie biegu. Mundurowi wytyczali trasy i sprawdzali czy przeszkody są bezpieczne. Wszystkie niespodzianki zostały przygotowane profesjonalnie, nie było tu żadnej prowizorki.

Klasyczne biegi uliczne odchodzą do lamusa?

Biegi ekstremalne to nowa dyscyplina sportowa, w której uczestnicy oprócz wyznaczonego dystansu pokonują swoje słabości. Tu leje się pot, krew i łzy. Siniaki, odrapane kolana i dłonie nikogo nie dziwią, ani tym bardziej nie zniechęcają. Ekstremalne biegi to szybko rosnąca kategoria imprez sportowych. Pomysł na takie wydarzenia przyszedł ze Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii, gdzie bieganie przeszkodowe cieszy się największą popularnością. Szacuje się, że tylko w ubiegłym roku w biegach ekstremalnych w Polsce wzięło udział ponad 40 tysięcy osób. Do najpopularniejszych należą Hunt Run, który został rozegrany pod koniec czerwca w Bałtowie w województwie świętokrzyskim czy Runmageddon, który cyklicznie odbywa się na warszawskim Torze Służewiec. Jednym z najtrudniejszych wyścigów tego typu jest Tough Guy rozgrywany na farmie w Perton w hrabstwie Staffordshire w Anglii. Tu uczestnicy na 15-kilometrowej trasie muszą zmierzyć się m.in. z lodowatą wodą, zwisającymi kablami pod wysokim napięciem, ścianami ognia i drutami kolczastymi. Co roku mniej więcej jedna trzecia zawodników nie dobiega do mety.

Anna Kopeć akopec@poranny.pl

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.