Krok za krokiem, idą śladami historii
- Naszym obowiązkiem jest mówić prawdę, nie budząc nienawiści - podkreśla Sebastian Bartkowski, historyk z Unisławia. - Filmy kończymy mottem poświęconym ofiarom „Dopóki ktoś o nich pamięta - wciąż żyją”.
Historia ks. Pawła Czaplewskiego, unisławskiego wikariusza, który przed wojną poznał Adolfa Hitlera, a po latach, dzięki tej znajomości został zwolniony z obozu koncentracyjnego - może intrygować i zadziwiać. Przed wojną ks. Czaplewski poszukiwał pamiątek z Pomorza. Nie miał pieniędzy na podróże i bywało, że nocował w przytułkach. W Wiedniu poznał Adolfa Hitlera. Mieszkali przez jakiś czas w jednym przytułku. W 1933 roku, kiedy Hitler został kanclerzem, ks. Czaplewski wysłał mu notę gratulacyjną. W czasie wojny ksiądz wraz z inteligentami z Pomorza, trafił do obozu koncentracyjnego. Był na skraju wyczerpania, kiedy poprosił Hitlera o pomoc. Zwolniono go z obozu.
- Całe życie się tego wstydził, całe życie - powtarza Sebastian Bartkowski, nauczyciel i pasjonat historii w unisławskiej szkole. - Był znakomitym znawcą archiwaliów pomorskich, ale to zwolnienie z obozu niektórzy mu wypominali. W Toruniu opowiedział historykom, o tym, co się wydarzyło.
- Trzeba trochę się znać i zaangażować w badanie przeszłości, ażeby wydobyć takie „perełeczki” z historii niewielkich miejscowości, małej ojczyzny - opowiada Sebastian Bartkowski.
Unisławskie Towarzystwo Historyczne powstało w 2004 roku. Założyło je kilkunastu zapaleńców - aktywistów. Chcieli zająć się promocją i badaniem Ziemi Chełmińskiej. Przygotowali pięć numerów Zeszytów Historycznych, fotokomiksy i filmy. Np. historia byłej cukrowni w Unisławiu. Młodzież z historykiem dotarła do mieszkających w Stanach Zjednoczonych potomków właścicieli .
- Chodziło nam o formę podania regionalnych historii - opowiada Sebastian Bartkowski. - Najczęściej w periodykach historycznych powstają artykuły lub książki, które potem czytają tylko nieliczni. Przykre, ale prawdziwe.
Dlatego kręcą filmy, ale o tym za chwilę. Sebastian ukończył historię na UKW w Bydgoszczy. Tam również podjął studia doktoranckie w zakresie historii zakonu krzyżackiego. Tylko, jak sam mówi, Krzyżaków miał już dość, dlatego postanowił zająć się nie tylko średniowieczem.
Ale, ale, w XIV wieku do unisławskiego zamku trafił rycerz Hans von Vedel, ze Świdwina. Tam popadł w długi i nie wiedzieć czemu, Krzyżacy postanowili dać mu w dzierżawę unisławski zamek; tu też narobił długów. - Z dokumentów wynika, że jakiś czas po śmierci tego rycerza kobiety z folwarku domagały się zwrotu pożyczonych pieniędzy! - śmieje się Sebastian.
Trzy lata temu wykonali projekt z polską Fundacją Dzieci i Młodzieży oraz z Polsko - Amerykańską Fundacją Wolności - „Działajmy razem.” Nawiązali kontakt z młodymi z Pluskowęs pod Chełmżą. W czasie wojny na terenie majątku w Bocieniu był podobóz KL Stutthof. W 1944 roku Niemcy przywieźli tam pięć tysięcy młodych Żydówek z gett w Rydze i w Kownie. Później dowieziono jeszcze tysiąc młodych kobiet z getta w Łodzi. Kopały rowy przeciwczołgowe wokół Torunia i Chełmży przed nadciągająca ofensywą Rosjan. - Część mieszkała w oborach, a część w fińskich namiotach - opowiada Sebastian Bartkowski. - Wojnę przeżyło około 2 000 w sumie z 6000. Gdzie leżą cztery tysiące kobiet?! We wsi Grodno podczas ekshumacji w 1972 roku wykopano szczątki 700 kobiet!
Już ktoś zadzwonił do Sebastiana, że znalazł się świadek, który pamięta, jak wrzucano ciała do przydrożnego rowu.
Zimą kobiety zamarzały, były dobijane przez Niemców. Niemowlę jednej z nich zostało wrzucone do pieca, a matkę zastrzelili - tak wspomina jedna ze świadków.
Sebastian Bartkowski opowiada historię amerykańskiego Żyda, który z pamiętnikiem matki i babki odbył podróż do Bocienia. - Oprowadzałem go po rowach i lasach. Na koniec pojechał do Koronowa, bo w tamtejszym więzieniu kobiety doczekały wyzwolenia.
O tym właśnie nakręcili pierwszy film. - Kiedy zajmowałem się Krzyżakami, to historia wydawała się odległa, a tu nagle rzędy cyfr, konkretnych ludzi, którzy zginęli w Bocieniu - opowiada. - Ksiądz z pobliskiej parafii w Dzwierznie pozwolił grzebać Żydówki poza terenem cmentarza. Zrzucano je do rowu. A później pojawiali się Polacy, którzy odkopywali je i kombinerkami wyrywali złote zęby - dodaje Sebastian Bartkowski. - Jednak byli też tacy, którzy pomagali Żydówkom.
Z zachowanych dokumentów w KL Stutthof wynika, że proszono o buty dla więźniarek z Bocienia, bo chodziły boso po śniegu. Kiedy w nocy wyprowadzono grupę na apel, to rano wszystkie leżały zamarznięte.
Rzeźnia, za którą nikt nie odpowiedział.
Film „Eksterminacja ludności polskiej na Pomorzu” nakręcili dla Muzeum Historii Polski w Warszawie w ramach programu „Patriotyzm jutra”. Wybrali pięć postaci, przedstawicieli elity, którzy zginęli na początku wojny. - Praca nad tym filmem pokazała nam, ile jeszcze jest do zrobienia - opowiada Sebastian. I wskazuje kolejną zbrodnię w Karolewie pod Sępólnem, gdzie znaleziono 264 szczątki ludzkie bez czaszek. - Niemcy zabili ich łopatami i odcięli głowy!
Nakręcili „Króliki z Ravensbrück”
o kobietach, na których w obozie esesmani dokonywali eksperymentów pseudomedycznych. - M.in. spotkaliśmy się z dr Wandą Połtawską z Krakowa, przyjaciółką Jana Pawła II. Operacjom poddano 74 Polki. Nacinali im przede wszystkim nogi, zarażali tężcem, zgorzelą gazową, wcierali też najróżniejsze brudy - co miało odzwierciedlać warunki frontowe.
- Pani doktor Joanna Penson, lekarka Lecha Wałęsy, była przetrzymywana w jednym baraku z „królikami”. Wspaniała postać. Bardzo wiele z tych kobiet, po obozowych przejściach, wybrało medycynę - wspomina Sebastian. - Alicja Gawlikowska-Świerczyńska wydała książkę „Czesałam ciepłe króliki”. Tłumaczyła powojenny wybór medycyny przez byłe więźniarki - jedyną przydatną rzeczą w obozie była znajomość medycyny. Wszystkie inne okazywały się w tym piekle niepotrzebne.
Film „Króliki z Ravensbrück” prezentowali m.in. w Warszawie, w krakowskiej Polskiej Akademii Umiejętności, W Muzeum Martyrologii „Pod zegarem” na zamku lubelskim. - Być może sukces filmu polegał na gruntownym zbadaniu tematu. Kiedy zaczynasz badania, okazuje się, ile jeszcze spraw nie zostało sprawdzonych. Często zamiast robić film - zajmuję się badaniami, miesiącami szukam informacji po archiwach - opowiada Sebastian.
Czternaście miesięcy zajęła im praca nad filmem „Makabryczna noc” o niemieckiej zbrodni w Inowrocławiu. W 1939 roku dwóch Niemców - starosta Otto Christian Hirshfeld oraz ziemianin z Palczyna Hans Urlich Jahnz - upiło się, pojechali do więzienia, gdzie zabili co najmniej 56 Polaków!
Sebastian przez rok badał dokumenty w najróżniejszych archiwach. Dzięki pomocy IPN w Gdańsku udało się dotrzeć do niemieckich dokumentów personalnych sprawców zbrodni.
Przy kręceniu filmów zatrudniają m.in. Stowarzyszenie Rekonstrukcji Historycznych Norland z Bydgoszczy. - Są tak profesjonalni, że co do miesiąca muszę im podać czas, w którym rozgrywały się wydarzenia, aby mogli sobie wymienić naszywki na mundurach - zachwala Sebastian. - Do Inowrocławia przygotowali mundury policji pomocniczej.
Wypożyczają też mundury dla młodzieży z poznańskiej firmy Hero Collection.
- Teraz popularyzuję wprowadzenie do narracji historycznej terminu: zbrodnia pomorska
Od września do grudnia 1939 roku Niemcy zamordowali na Pomorzu co najmniej 45 tysięcy Polaków! Sama elita: księża, nauczyciele, społecznicy, prawnicy. Zamordowani zostali przez Niemców, którzy tu mieszkali - podkreśla Sebastian Bartkowski. - Oni pozakładali opaski z napisem Selbstschutz i mordowali polskich sąsiadów. Bardzo często dochodziło do samosądów, Niemcy odgrywali się na Polakach za cokolwiek. Wystarczyło, że dwóch Niemców oskarżyło Polaka, że ten występował przeciw niemczyźnie i to był powód do rozstrzelania. Bez sądu, aktu oskarżenia.
Sebastian przygotowuje z młodzieżą następny film, tym razem o mordzie na Polakach w Płutowie pod Chełmnem. Na pomniku napisano, że zginęło 220 Polaków. Zaginął protokół ekshumacyjny. Przetrwały notatki PCK, kogo rozpoznano podczas ekshumacji, ale pojawiły się tam także nazwiska osób żyjących. - Jak to wyjaśnić, jak policzyć i ustalić ofiary? - zastanawia się historyk z Unisławia.
Odnalazł córkę ludzi, którzy zostali zamordowani w Płutowie. W Brukach Unisławskich Niemcy przyszli po ojca i matkę. Zostawili trójkę dziewczynek w gospodarstwie.
Najstarsza, kilkunastoletnia nocami chodziła do rodziców zatrzymanych w Płutowie. Ojca zamordowali, a matkę - podobno - podkreśla Sebastian Bartkowski - wypuścili i jakiś Niemiec - sąsiad zobaczył ją wracającą do domu, zastrzelił. Do dziś nie wiedzą, gdzie matka została pochowana. A szef Selbstschutzu na całe Pomorze uciekł do Argentyny i kupił sobie wolność.
By zebrać pieniędzy na kręcenie filmów, Unisławskie Towarzystwo Historyczne startuje w konkursach np. organizowanych przez Muzeum Historii Polski (o Karolewie i toruńskiej „Szmalcówce”). - Ogrom pracy, tym bardziej że nie zajmuję się tym zawodowo, a po pracy w szkole - tłumaczy Sebastian. - Mam na głowie całą logistykę. Piszę scenariusze, moją pasją jest filmowanie. Od zawsze byłem zapalonym filmowcem, a brat specjalizuje się w montażu materiałów.
- Skala zbrodni może budzić nienawiść - przestrzega Sebastian.
Naszym obowiązkiem jest mówienie prawdy bez budzenia nienawiści. Każdy film kończymy też stwierdzeniem, że dopóki ktoś o tych ludziach pamięta wciąż żyją.
Dlaczego wybrali filmy? - Bo siła rażenia filmu jest dużo większa - podkreśla Sebastian. - Historycy piszą książki naukowe czytane przez recenzentów i kilku zapaleńców, a film znajdzie wielu odbiorców.
Kilkoro byłych uczniów - „zarażonych” pasją przez Sebastiana Bartkowskiego studiuje historię.
- Trochę się martwię, że zmarnowałem im życie - uśmiecha się, ale już z pasją opowiada o kolejnych projektach.