Krokodyl zdechł? Co to to nie!
Temperatura wody w krokodylim terrarium w restauracji w Gorzowie jest regulowana automatycznie. Była usterka. Temperatura spadła do 16 stopni, a wtedy krokodyl...
Krokodyl z Auto Portu nagle zniknął. Był w tej restauracji od początku jej istnienia, czyli od półtora roku. Sieć restauracji Auto Port reklamuje się od lat właśnie tym, że można w nich obejrzeć krokodyle. Jeden jest w restauracji w Renicach koło Myśliborza, drugi - odkąd sieć otworzyła lokal w Gorzowie przy ul. Wyszyńskiego - trafił tam. Ale nagle zniknął.
Po mieście rozeszła się informacja, że krokodyl zdechł. Dlaczego? Może był przetrzymywany w złych warunkach? I czy w ogóle był tu legalnie? - słychać było pytania. Grupa działaczy z lokalnych prozwierzęcych organizacji: Animals i Fundacja Przyjaciele Czterech Łap postanowiła przyjrzeć się sprawie. W piśmie do Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska w Gorzowie zapytała m.in. o pochodzenie krokodyla i o to, czy właściciel spełnił „wymogi formalne”.
Leży nieruchomo
Aby mieć egzotyczne i niebezpieczne zwierzę, trzeba mieć zgodę od RDOŚ. A aby ją mieć, trzeba spełnić kilka wymogów, na przykład udowodnić inspektorowi weterynarii, że zwierzę żyje w dobrych warunkach. Właściciel krokodyla zgody nie miał. - Jeżeli właściciel przetrzymywał tu krokodyla, a nie wystąpił do nas o zgodę, oznacza to, że doszło do złamania prawa - mówi Stanisław Bąkowski, naczelnik wydziału ochrony przyrody i obszarów Natura 2000 w RDOŚ.
Regionalna dyrekcja skierowała już do policji pismo, w którym prosi o zajęcie się tą sprawą. - Sprawdzimy, czy w ogóle doszło do naruszenia prawa - mówi Grzegorz Jaroszewicz z biura prasowego lubuskiej policji.
Policja już wcześniej zajmowała się krokodylem, tyle że w Myśliboorzu. Było to w 2006 r. Właściciel restauracji Auto Port próbował wtedy zarejestrować swoje krokodyle w tamtejszym starostwie powiatowym. Starostwo nie zgodziło się, bo nie otrzymało wiarygodnych dokumentów dotyczących pochodzenia zwierząt. Skierowało sprawę na policję, a ta umorzyła postępowanie.
Większość klientów odebrała zwierzęta z wylęgarni. Ale po krokodyle nikt się nie zgłosił
Mężczyznę jednak oskarżono o znęcanie się nad zwierzęciem. Sąd w Myśliborzu powołał biegłych z wrocławskiego zoo. Właściciel został uniewinniony. - W aktach napisano, że krokodyl żył w schludnym pomieszczeniu, w którym przeprowadzano kosztowne inwestycje, otaczano go opieką i troską, dążono do ciągłej poprawy warunków - mówi prezes sądu w Myśliborzu Paweł Rampała.
Jan Bogusławski, właściciel sieci Auto Port, na pytanie „GL”, czy krokodyl zdechł, odpowiada: - Niedawno faktycznie tak wyglądał, bo po prostu zahibernował się. To zwierzę zmiennocieplne. Temperaturę czy odpowiednie oświetlenie w jego terrarium reguluje automat. Ze trzy tygodnie temu była usterka, temperatura wody spadła do 16 stopni, krokodyl wpadł w stan hibernacji. Leży wtedy nieruchomo i wygląda jak martwy. Przetransportowaliśmy go do Renic na czas naprawy automatu. Niedługo wróci do Gorzowa - opowiada Jan Bogusławski. A skąd tak właściwie wzięły się u niego dwa krokodyle?
Opowieść o krokodylu
- Wiele lat temu ojciec miał wylęgarnię - wspomina J. Bogusławski. - Miał zwykłe zwierzęta, ale też... zlecenia od cyrków, które przywoziły różne cuda, żmije, krokodyle. Do dziś pamiętam z dzieciństwa, jak klatka ze żmijami otworzyła się w domu. Ale przyszły ciężkie czasy, recesja, ojciec musiał zamknąć wylęgarnię. Większość klientów odebrała swoje zwierzęta, a trzy krokodyle zostały. Ci, co przywieźli jaja, odcięli się, nie było kontaktu.
Ogrody zoologiczne ich nie chciały, na giełdzie ktoś wziął jednego. Pozostałe dwa ojciec chciał uśpić, ale z rodzeństwem nie pozwoliliśmy na to, szkoda nam ich było. Tyle że utrzymanie takich krokodyli jest drogie. Trzeba zapewnić odpowiednie warunki, oświetlenie, a nawet odpowiednie ph wody, a do jedzenia dawać tylko zwierzęta z flakami.
Więc gdy w latach 80. otwierałem interes, wykombinowałem, że krokodyle będą w firmie. I są do dziś. Kiedyś przyciągały ludzi. Dziś ludzie jeżdżą do egzotycznych krajów, krokodyl na nikim nie robi wrażenia. Szczerze mówiąc, chętnie bym się ich pozbył, bo jestem co jakiś czas o coś oskarżany. Ale nikt ich nie chce.