Nie ma w zasadzie tygodnia, by do naszej redakcji nie docierały sygnały o bestialskim traktowaniu zwierząt. Tylko w ubiegłych dniach mogli Państwo przeczytać o dramatycznej historii z Korzennej, gdzie w scenerii niczym z horroru trwał proceder produkcji smalcu z psów.
Jak ustalili nasi dziennikarze, wiedza o tym była tajemnicą poliszynela, wiedzieli wszyscy, od lat. Kilka dni wcześniej opisaliśmy historię zabiedzonego psa z Limanowej, który był w takim stanie, że jego sfilcowana sierść nie tylko utrudniała poruszanie, ale stanowiła niemałą część (niewielkiej z wychudzenia) wagi.
Takie sygnały płyną zresztą z całej Polski. Wciąż nie brak wśród nas ludzi, którzy są przekonani, że zwierzę to rzecz, że nie należy się jej szacunek, że można zrobić z nim dosłownie wszystko. Tyczy się to zarówno zwierząt domowych, jaki i hodowlanych. Znana jest historia byłego senatora PiS (usuniętego zresztą wcześniej z partii za skandaliczne zachowanie), który przywiązał psa do samochodu i ciągnął po drodze. Sam znam dramat z Małopolski, skąd w dramatycznych warunkach transportowano do Włoch konie na rzeź. Zwierzęta pakowano na przyczepy, niejednokrotnie raniąc im nogi i wieziono wiele godzin, nie dostarczając nawet odpowiedniej ilości wody.
Jestem realistą – wiem, że całość przemysłu mięsnego jest niezbędna nie tylko dla zachowania bezpieczeństwa żywieniowego kraju, ale stanowi nasze dziedzictwo kulturowe. Choć sam nie jem mięsa, nie rzucam się na ludzi, którzy pałaszują kebab lub stek. Ale gdy widzę znieczulice i sadyzm, jak te opisywana przez naszych dziennikarzy, coś się we mnie gotuje. To od nas samych zależy, czy sceny jakie straszą z okładek gazet wciąż będą niemalże codziennością. Pamiętajmy, że miarą człowieczeństwa jest (również) nasz stosunek do zwierząt. Jeśli więc widzicie Państwo podobne sceny, nie bójcie się zaalarmować, także „Gazety Krakowskiej”.