Nie może być inaczej. Dziś, w dzień 80. urodzin Leszka Długosza, życzymy mu wszelkiego dobra. Możemy także zaśpiewać „sto lat”, ale pod jednym warunkiem. Że będzie to co najmniej jeszcze sto.
Siedzę i czytam album, przygotowany z okazji jubileuszu Artysty. Ileż tu opowieści, a Krakowa, poza Bohaterem, najwięcej. W zasadzie to wspólna opowieść o Człowieku i Mieście lub Człowieku w Mieście. Ile smaczków – jak ten, że w 1996, kiedy tuż po odebraniu przez Wisławę Szymborską Nagrody Nobla, Długosz podczas spotkania z laureatką wygrał w „loteryjce” tomik jej wierszy – z autografem. A długo po śmierci noblistki, w 2014 r., znalazł w dokumentach nieotwarty list. W korespondencji z 1992 roku dziękowała mu za piosenkę, którą słyszała w radio.
Podobnych historii jest więcej – od dzieciństwa znaczonego beztroską (pomijając wpadnięcie do studni), przez wyjazd do Krakowa, gdzie Długosz na lata wpadł do Piwnicy (Pod Baranami), aż do dziś. I tak siedzę i czytam wyimki: „Boże – myślę sobie – ktoś z końca świata pędzi, żeby się przejść o tej porze Plantami. A ja tak po prostu wychodzę z psem (…) myślę, jak los mnie wyróżnił, że mogę chodzić po takim wspaniałym teatrum mojego życia” – pisał Długosz. Nas też los wszystkich wyróżnił, że chodzimy po nim razem z Panem. Oby kolejne sto lat, z Pana ulubionym „Dziennikiem” pod pachą.