Pierwszy raz rozmawiałem z Donaldem Tuskiem jeszcze jako student, kiedy Premier RP przybył na spotkanie zorganizowane w Auditorium Maximum UJ. Był chyba 2008 rok. Pamiętam, że moje pytanie dotyczyło historyków - Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka. Był to okres tuż po wydaniu książki „SB a Lech Wałęsa. Przyczynek do biografii”. Książki, o której jeszcze przed jej wydaniem Tusk mówił: „ludzie, którzy usiłują niszczyć autorytet Polski i życia publicznego w Polsce wewnątrz i za granicą, zostaną z tego bezlitośnie rozliczeni”. Tusk na moje pytanie odpowiedział wymijająco. Ciekawe, co dziś by powiedział, patrząc na to, jak autorytet Wałęsy niszczy on sam.
Ale później rozmawiałem z Donaldem Tuskiem jeszcze wiele razy, już jako dziennikarz. Miałem okazję zadawać mu pytania np. tuż po wybuchu „afery taśmowej”, gdy ABW najechała redakcję tygodnika „Wprost” czy ogólnie - przy okazji regularnie organizowanych konferencji prasowych w KPRM. Co muszę przyznać - na pytania zawsze odpowiadał, choć rzadko szczerze. Potem wyjechał, został szefem Rady Europejskiej. I tu nigdy szczerze nie wytłumaczył, dlaczego postąpił wbrew wcześniejszym obietnicom, że wcale się do Brukseli nie wybiera.
Dziś, po siedmiu latach wrócił. Wrócił wśród wiwatów części opozycji (tej, która czasy Tuska ma za siedem lat tłustych) i wśród huków armat, które na jego widok odpalili zwolennicy prawicy i wszyscy, którzy okres jego rządów wspominają jako lata raczej chude. Nie muszę ukrywać, do której grupy mi bliżej, ale nie zamierzam huczeć. Bardziej interesuje mnie, co naprawdę stoi za planem powrotu b. premiera do Polski. Pewne światło rzucają na naszych łamach publicyści - Marcin Kędryna i Wojciech Czabanowski. I choć mówią rzeczy różne, to te drobniutkie „przyczynki do biografii” Tuska składają się na pewien obraz.
Niezależnie od tego, czy obecna aktywność Tuska wynika z pobudek ambicjonalnych, zmiany układu sił w Europie (nadciągający schyłek kanclerstwa Angeli Merkel, politycznej patronki Tuska) - coś się musiało wydarzyć. Minie trochę czasu aż opadną i konfetti, i kurz medialnego pobojowiska, ale się tego dowiemy. Pewnie nie od samego Tuska, bo choć szczerość ma nawet w tytule swojej książki, to akurat w jego przypadku „szczerze” występuje zawsze w cudzysłowie.