Kryminał z krwawiącą granicą w tle
Do księgarń trafiła właśnie „Góra Synaj”, najnowszy kryminał retro spod pióra Krzysztofa Koziołka. Książka jest prequelem powieści „Furia rodzi się w Sławie”
O „Furii...”, mówiłeś, że jest to najlepsza książka jaką napisałeś. Czy teraz, gdy do księgarń trafiła „Góra Synaj”, w twoim prywatnym rankingu nastąpi detronizacja?
Musze bardzo uważać na to, co będę mówił, bo poczucie własnej wartości od nieskromności dzieli wąska granica. Ale mam to szczęście, że każda moja kolejna książka w moim odczuciu, ale też w oczach czytelników, jest lepsza od poprzedniczki.
To wynika też z recenzji. A mnie ciekawi jak patrzy na to sam autor.
Nie użyłbym słowa detronizacja, bo mógłbym urazić „Furię…”, a ja jestem z niej bardzo zadowolony. Natomiast równie mocno jestem zadowolony z „Góry Synaj”. A może jeszcze bardziej. A jeszcze bardziej jestem zadowolony z książki, która ukaże się jesienią!
Mówiłeś kiedyś, że przy pisaniu kryminału retro najwięcej czasu zajmuje grzebanie w materiałach. W przypadku Sławy miałeś utrudniony dostęp do przedwojennych źródeł. Teraz było łatwiej?
Tak, było łatwiej. Momentami było dużo łatwiej, a momentami... dużo trudniej. Wszak w Głogowie większość starej zabudowy starego miasta nie istnieje. Więc jak udawało mi się znaleźć stare widokówki, to biegałem z kserówkami po Głogowie i szukałem gdzie dany budynek mógł stać. Oczywiście niektóre budynki wciąż stoją, natomiast co do innych trzeba było się namęczyć, by umiejscowić je gdzieś choćby orientacyjnie. Na szczęście kryminał retro to nie jest poradnik geodezyjny. Ale mam taką zasadę, że jak nie trzeba kłamać to staram się pisać prawdę.
To może być swego rodzaju przewodnik po przedwojennym Głogowie.
Myślę, że dla wielu będzie to coś nowego. Wiem z doświadczenia, że ma to wtedy podwójną wagę, gdy oprócz akcji i intrygi dochodzi ten wątek topograficzny. Ale nie ukrywam, że nie jest moim celem napisanie książki, którą się będzie dobrze czytało ludziom, którzy mieszkają w danym mieście. Piszę dla wszystkich.
Coś cię szczególnie uderzyło podczas zbierania materiałów?
Dowiedziałem się, że w Głogowie działała jedna z najbogatszych, największych i najprężniej działających gmin żydowskich w tej części Europy. To było dla mnie duże zaskoczenie, choć to miasto nie jest mi obce.
Druga rzecz, która mnie uderzyła to kwestia tzw. krwawiącej granicy, czyli tarć między Polakami i Niemcami.
Położyłeś duży nacisk na pokazanie tej multikulturowości przedwojennego pogranicza. Taki tygiel aż się prosi o bycie tłem kryminału.
Dokładnie. Chociaż u mnie kolejność była odwrotna. To nie jest tak, że ja sobie wybierałem rok pod intrygę. To intryga sprokurowała czasy, w których to się dzieje. Oczywiście zależy mi na tym, by czasy, w których dzieje się akcja książki, też były ciekawe. To tło społeczne, kulturowe, religijne jest istotne z punktu widzenia mojej pracy. Natomiast w książce to jest tylko tło. W kryminale najważniejsza jest intryga. I to, kto zabił.
Ale bez dobrego tła, najlepsza intryga się nie obroni.
Pamiętam jedną czy dwie recenzje „Furii…”, gdzie zarzucono mi, że jest tam za dużo historii. Jeśli ktoś w kryminale retro nie chce historii, to tak jakby mówił, że cukier jest za bardzo słodki.
Nie pokazujesz w książce czarno-białego świata ze złymi Niemcami i dobrymi Polakami?
Szczerze? Sam nie wiem. Nie chodziło mi o dokonywanie ocen, tylko o przedstawienie rzeczywistości. Na pewno nie próbuję odpowiadać na pytanie dlaczego wybuchła wojna, dlaczego naziści doszli do władzy. Ale te wątki widać. I będzie to widać w kolejnej kontynuacji „Góry Synaj”, która będzie się działa w Grünbergu, czyli Zielonej Górze.
Ja ocenę pozostawiam czytelnikom. Pokazałem po prostu pewien wycinek rzeczywistości, starając się dogłębnie go zbadać. I wpleść w to intrygę kryminalną. Tak więc to tło jest ważne, ale to jest tylko scenografia.
Tak na marginesie, to zawsze ciekawiło mnie czy postacie Antona Habichta i hrabiny von Häften są na kimś wzorowane.
Starałem się nadać im cechy charakteru typowe dla tamtych czasów i korzystałem z biografii różnych osób. Hrabina nie jest postacią całkowicie fikcyjną. Taka kompilacja różnych osób.
Jeśli dobrze liczę, to w tym roku obchodzisz dziesięciolecie swojego pisarstwa. Jakieś refleksje?
Nie jesteś pierwszym, który mi to wytyka. Szmat czasu. A co do refleksji – nie mam czasu na refleksje. Jedna książka się ukazuje, druga jest przygotowywana do druku, a nad trzecią pracuję. Czasami na spotkaniach autorskich ktoś mnie pyta o jakiś szczegół, bo on właśnie tę książkę przeczytał i o niej teraz jest głośniej w mediach. A ja ją pisałem rok wcześniej i jestem akurat w zupełnie innym świecie, roku i mieście.