Krystyna Różańska-Gorgolewska: Bunt potrzebny jest w sztuce tak samo, jak w życiu
Są wśród młodych artystów osoby, które reprezentują różne wrażliwości. Dzięki ich twórczości mamy pełne spektrum tego, czym żyją młodzi artyści i czym żyją w ogóle młodzi ludzie. W Project Room widać, że subtelność młodego artysty, mimo hałaśliwego, brutalnego świata, nie została stłumiona – mówi Krystyna Różańska-Gorgolewska, kuratorka wystaw w ramach programu Project Room w Zamku Ujazdowskim.
Czym jest program Project Room w Centrum Sztuki Współczesnej Zamku Ujazdowskiego?
Z założenia, już od momentu powstania Project Room miał być trampoliną dla młodych twórców, którym bardzo często nie jest łatwo przebić się do hermetycznego świata sztuki współczesnej. To cykl wystaw młodych twórców, którzy do tej pory byli wybierani przez grono ekspertów, kuratorów, dyrektorów instytucji. Od ostatniej edycji Project Room 2021/2022 każdy z artystów, który spełnił wymogi regulaminowe mógł z wolnej stopy, w ramach systemu open call, mógł się ubiegać, zgłosić swoją propozycję wystawy do tego cyklu.
Project Room został zainicjowany w 2012 roku, ma więc już swoją historię i tradycję, ale te istotne zmiany zaszły w ramach właśnie tego ostatniego cyklu, bo od tego momentu postawiliśmy na transparentność, pełną demokratyzację tego konkursu – ponieważ cykl ten jest również konkursem.
W tej chwili kończy się cykl wystaw w ramach Project Roomu 2021/2022 i to publiczność przez głosowanie do 18 sierpnia wybierze laureata, który zdobędzie 20 tysięcy złotych. Ale jednocześnie trwa już nowy otwarty nabór do kolejnej edycji?
Tak jest. Nagroda publiczności to też jest nowość obecnej edycji. Wcześniej jury przyznawało dwie nagrody, ale dla mnie priorytetem było to, aby rzeczywiście otworzyć ten konkurs dla publiczności, zainteresować sztuką młodych ludzi, żeby młodzi twórcy mogli się też skonfrontować z publicznością. Dla tych, którzy nie są zaznajomieni ze światem sztuki współczesnej uchylę rąbek tajemnicy: bardzo często są to zamknięte środowiska, które duszą się we własnym sosie. A sztuka powinna i dobrze żeby była dla wszystkich. Publiczność, potocznie mówiąc, finansuje instytucje sztuki i kultury przez swoje podatki i ma pełne prawo do tego, żeby brać udział również w kształtowaniu tej sztuki, jak i w wyrażaniu swojej opinii, co nam się w niej podoba, a co nie. Powinniśmy o tym pamiętać i nie godzić się na często obecną w sztuce współczesnej hochsztaplerkę, czyli podszywanie się pod dzieło sztuki, które często jest tylko pewnym parasolem do wyrażania jakichś ideologicznych światopoglądów, albo pewnym alibi do tego, żeby bardzo brutalnie przekraczać granice, zupełnie niepotrzebnie.
Jak zatem jest z tą publicznością, jeśli chodzi o wystawy Project Roomu i o głosowanie na wystawę? Jakie jest zainteresowanie?
Zainteresowanie jest ogromne. Frekwencja znacznie przekroczyła statystyki z lat ubiegłych i mam tu na myśli publiczność całkowitą odwiedzającą CSW Zamek Ujazdowski, bo nie mamy wydzielonej publiczności na sam Project Room i osobno na inne wystawy. Ale wiem, że publiczność przychodziła oglądać specjalnie Project Room, a przy okazji oglądała wielkie wystawy w Zamku. Wydaje się, że sprawił to też ów system wolnego naboru i to, że wystawy w ramach ostatniego cyklu były tak zróżnicowane. Wspomnę tylko, że w ramach tego cyklu mieliśmy i malarstwo, i fotografię, instalacje, video art, a nawet performance.
Co później dzieje się z tymi młodymi artystami? Wygrana – 20 tysięcy złotych – nie jest chyba sumą, która pozwoliłaby im na rozwinięcie skrzydeł?
Zacznę od pokazania drugiej strony – bardzo często artyści mają jakąś swoją wizję wystawy; wiedzą, w jaki sposób chcieliby zaprezentować swoją twórczość. Bywa, że dziełem sztuki jest dla nich cała wystawa – tak jest na przykład w przypadku Pawła Łubkowskiego, który pokazał duża instalację. Ale bywa, że artyści nie mają nawet możliwości zaprezentowania się w godnych warunkach, z odpowiednim zapleczem technicznym, przygotowaniem tej wystawy. Zastanawiamy się nad tym, co dalej, a często dla tych artystów największą radością jest to, że oni w ogóle dostali się do Project Roomu, do profesjonalnej instytucji, która pokazuje i uczy, jak się współpracuje z tego rodzaju instytucją, co dla wielu artystów też jest ważne. Mają piękną, przystosowaną pod ich wymagania i zalecenia przestrzeń i często już to jest dla nich nagrodą. Maria Elena Bonet, artystka, która posługuje się starymi, XIX-wiecznymi technikami fotograficznymi, a którą często możemy zobaczyć poza granicami Polski, bo opiekuje się nią jedna galeria we Francji, druga w Hiszpanii, mówiła mi, że dopiero tutaj, w Project Roomie, z odpowiednim budżetem na swoją wystawę i zapleczem technicznym, mogła zrealizować ją w takiej formie, o jakiej zawsze marzyła. Faktycznie, artyści wybrani do tego cyklu, mogą też rozkwitnąć; mogą w pełni pokazać, o co im w ich sztuce chodzi. Wspomniana Maria Elena Bonet zamieniła niejako Project Room w płynąca, wartką rzekę. Mieliśmy tam pięknie wymalowaną podłogę na błyszczący, odbijający światło granatowy kolor. To są ekspozycje, które wymagają wielu nakładów finansowych i technologicznych. Zatem młodzi artyści są naprawdę szczęśliwi, że w takich warunkach mogą zaprezentować swoje prace. Oczywiście, 20 tysięcy złotych, na co pani zwróciła uwagę, nie jest kwotą, która otwiera im później drzwi, czy dzięki której mogą funkcjonować. Liczy się to, że mogą zaistnieć w jednej z trzech najważniejszych instytucji sztuki współczesnej w Polsce. Ale też po zakończeniu wystawy Macieja Raucha, który był pierwszy w cyklu Project Room 2021/2022, kolejna, bardzo dobrze zrealizowana wystawa, odbyła się w Świnoujściu.
Zwróciłam uwagę na wystawy wymienionych przez panią artystów: Bonet, Łubkowskiego i Raucha, ale również i na inne, nie mniej ciekawe. Jest w nich ogromna różnorodność, bo jest malarstwo, fotografia, video art, performance, Czy na ich podstawie można powiedzieć, co dziś interesuje młodych artystów?
To ważne pytanie, a odpowiedź na nie jest pozytywna, w tym sensie, że dla sztuki współczesnej ważna i potrzebna. Krótko mówiąc, mogłabym powiedzieć, że interesują się wszystkim, co nas otacza. Wydaje się to bardzo lapidarne, ale rzeczywiście daje nadzieję w tym naszym sprofilowanym świecie, obracającym się często wokół jakichś ideologii czy światopoglądów. Są wśród młodych artystów osoby, które reprezentują różne wrażliwości. Dzięki ich twórczości mamy pełne spektrum tego, czym żyją młodzi artyści i czym żyją w ogóle młodzi ludzie. Pozytywne jest to, że oni nie zamykają się na jeden dominujący nurt. Ponieważ obserwując świat sztuki współczesnej takie wrażenie można by odnieść, że artyści są monotematyczni, że obracają się w sferze kwestii kulturowych, tożsamościowych, związanych z różnymi ekologizmami, feminizmami. W Project Room widać, że subtelność młodego artysty, mimo hałaśliwego, brutalnego świata, nie została stłumiona. Dla uzupełnienia dodam, że w famach cyklu mieliśmy też artystyczny kolektyw Młodzi Zdolni Seksowni, którego artyści operują tradycyjnym warsztatem malarskim. Każdy z nich – a to jeszcze studenci – porusza się w innych obszarach sztuki. Z kolei autorką ostatniej wystawy była Antonina Konopelska, już uznana artystka, absolwentka Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie, Uniwersytetu Warszawskiego, po doktoracie, która zajmuje się sprawami społecznymi. Stworzyła portret wszystkich tożsamości swojej głównej bohaterki, przez medium wideo i medium fotografii, ale też na granicy scenografii.
Chyba najbardziej dotyka to, że ci młodzi artyści nie podają gotowych odpowiedzi, ale przez swoje wystawy stawiają najważniejsze pytania: o wolność, o ograniczenia dzisiejszego świata, o nasze korzenie, o bagaż, z jakim wchodzą w dorosłe życie.
Zgadzam się, każda z tych wystaw jest otwarta na interpretacje. To, co w sztuce współczesnej może być niebezpieczne, to z góry postawione pewne tezy i do tych tez konstruowany jest jakiś artefakt, czy budowana jest wystawa, czy „pod tezę” dobierany jest artysta. Ma się wtedy wrażenie, że sztuka jest używana jako narzędzie, że jest wykorzystywana do tego, żeby o pewnych treściach mówić, ale mówić o tych z góry postawionych tezach, uważanych za jedynie słuszne. Nasze wystawy prowokują do pytań. Przykładem może być wystawa Malwiny Migacz, artystki, która jest Polką z Gdańska, ale tworzy w Danii. Jej doświadczenia ciągłej konfrontacji, polskiej tożsamości, patriotyzmu, nostalgii za Polską z byciem w innej rzeczywistości są widoczne w jej twórczości. To zmaganie się ze wspomnieniami, ze starymi fotografiami, z wideo-pracami zestawione jest ze światem, w którym przebywa – niby jest to ten sam krąg kulturowy, europejski, ale ta sentymentalna tęsknota wybrzmiewa na płótnach – pościeli jej babci, którą to pościel jej babcia przysłała do Danii.
Wspomniała Pani, że program Project Room realizowany jest w Centrum Sztuki Współczesnej od 10 lat. Zatem co się w tej młodej sztuce przez te ostatnie 10 lat wydarzyło? Jakie nastąpiły zmiany? Czy można mówić o buncie artystów, czy raczej wygrywa subiektywizm, indywidualizm?
Stawiałabym chyba na ten subiektywizm i indywidualizm, dlatego, że z tego subiektywnego, ale uczciwego patrzenia na rzeczywistość wynika później ta naturalna, ale szczera potrzeba buntu. On potrzebny jest w sztuce tak samo, jak w życiu. Gorzej, jeśli młodym twórcom podtykane są elementy rzekomego buntu, w których mają się realizować, gdzie walczy się z czymś, czego tak naprawdę nie ma, albo walczy się o coś, co nie jest problemem, ale wmawia się artystom, że realizując to, będą w mainstreamie sztuki współczesnej. A to w ogóle nie o to chodzi. Indywidualna wrażliwość artysty powinna być wyczulona na różne sfery, nie tylko na sztandarowe hasła wolnościowe, albo te, które za wolnościowe się podają, a w istocie są wynikiem mocno ferowanego światopoglądu. Ważna jest indywidualna wolność, niezależność w myśleniu. To widać w malarstwie Allena Macka, członka grupy Młodzi Zdolni Seksowni, który kontestuje to, że jesteśmy zdominowani przez kulturę masową, że młodzi ludzie są właściwie pozbawiani swojej tożsamości przez media społecznościowe, że się temu poddają; że sfera, która miała być wielkim obszarem wolności doprowadza do ich zniewolenia. Może ci młodzi artyści nie mają jeszcze ogromnego bagażu doświadczeń i bardzo dobrze, że nie są zmanierowani, sformatowani przez życie. Ale mają intuicję. Dlatego trzeba pomóc im wyrazić się, dać szansę na to, żeby podążali za tymi szczerymi, naturalnymi intuicjami, żeby nie dali się wtłoczyć w te koleiny, które często w sztuce współczesnej są lukratywne. One są już wytyczone, już wiadomo, że jeśli ktoś pójdzie tą trasą, to uda mu się wpisać w kanon sztuki współczesnej, że tak się robi sztukę współczesną. A chodzi właśnie o to, aby przekraczać granice sztuki, by mówić o nowych problemach, a nie powielać utartych stereotypów obowiązujących mód.
Jak ocenić, w którą stronę podąża dziś młoda sztuka? Jaka jest jej kondycja w naszym kraju?
Nowa forma, która została zainicjowana w Project Roomie w cyklu 2021/2022 zaowocowała tym, że mieliśmy 217 zgłoszeń. To też dało nam spory przegląd tego, co się dzieje wśród młodych twórców. Tylko, że byli to twórcy, którzy zdecydowali się podjąć wysiłek, przedstawić swoje CV, swój pomysł na wystawę, swoją twórczość. Ale taki był też cel i zamiar, abyśmy mieli pewną orientację dotyczącą tego, co się w sztuce współczesnej, co wśród młodych artystów się dzieje. Rzeczywiście, jest to sztuka bardzo różna. Widać, ze ci młodzi artyści, wbrew wielokrotnie ogłaszanej śmierci malarstwa czy tradycyjnych mediów artystycznych, oni dalej chcą się w tych tradycyjnych mediach artystycznych wyrażać. Są też tacy, którzy bardzo mocno eksperymentują, skupiając się na własnym przekazie. Ale, uważam, sztuka to sfera, która wymaga pewnej formy i sama tylko chęć przekazania jakiejś treści nie wystarczy. Faktycznie forma powinna być w jakimś sensie komunikatywna, oczywiście metaforyczna i otwarta. Ale też dla samej sztuki, dla tego, by ona się nie zestarzała, ważne jest to, by ona operowała pewną formą. Podejmując się bycia kuratorem poprzedniego i obecnego cyklu Project Room, postawiłam sobie takie zadanie, by też obserwować młodych twórców i młodych artystów na wszelkich przeglądach, na wystawach końcoworocznych w uczelniach artystycznych. Ogromne wystawy, które są prezentowane publiczności, otwarte wystawy w Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie czy w Uniwersytecie Artystycznym w Poznaniu, to są takie miejsca, gdzie możemy zobaczyć pełen przegląd wszystkich pracowni, wszystkich młodych twórców, studentów tych uczelni. To, co mnie bardzo zaskoczyło na plus, to jednak przywiązanie młodych ludzi i chęć wyrażania siebie w mediach takich jak malarstwo, grafika, rysunek, rzeźba. Widać, że ci twórcy chcą się kształcić, chcą budować swój warsztat, chcą się doskonalić w formie, jak rozumiem, po to, żeby móc potem pełniej wyrazić to, co ich nurtuje; budować sobie pełne spektrum narzędzi artystycznych, z których będą w przyszłości mogli korzystać jako twórcy i artyści. To wydaje mi się niezwykle istotne, żeby nie poprzestawać tylko na potrzebie wyrażania siebie, ale mieć również to, co jest dla artysty niezbędne – mieć artystyczny warsztat. Nie ma tu znaczenia, czy ten warsztat to będzie performance, umiejętne operowanie tym warsztatem, czy to będzie rzeźba, czy wideo art. W każdej z dziedzin sztuki, w każdym z mediów artystycznych dobrze jest poznać zasady warsztatowe, czyli coś, co daje nam te narzędzia do późniejszego, pełnego, rzeczywiście twórczego wyrażania swojej wrażliwości, swoich przemyśleń, swoich potrzeb artystycznych.