Krzesiny – szkoła, która pomaga a w spełnianiu marzeń
Kiedyś mówiono o niej wiejska szkoła, a o jej dyrektorze Andrzeju Karasiu – wiejski nauczyciel. Po 25 latach Krzesiny stoją wysoko w rankingach, a w 2015 r. były najlepszym liceum w Wielkopolsce.
Krzesiny 25 lat temu to była cicha i spokojna wieś na peryferiach Poznania, z dala od zgiełku miasta. Pomysł tworzenia liceum „w szczerym polu” wydawał się wręcz utopijny.
– Był akurat wyż demograficzny, w liceach brakowało miejsc
– mówi Andrzej Karaś, dyrektor Zespołu Szkół Ogólnokształcących im. Charles de Gaulle’a przy ul. Tarnowskiej. – Pierwotnie planowano, że na Krzesinach powstanie filia X LO. Postanowiono jednak, że będzie to odrębna placówka, ale o charakterze przejściowym i zniknie, gdy pojawi się niż. Była jednak grupa ambitnych ludzi, którzy chcieli obok szkoły podstawowej stworzyć liceum. I ono się utrzymało, rozbudowało, aż doszliśmy do 2015 r., kiedy to nasze liceum było najlepsze w Wielkopolsce.
Warto dodać, że w rankingu „Licea Polskie” szkoła zajmuje 21. pozycję, a w ogólnopolskim rankingu „Perspektyw” – 59.
XVI Liceum Ogólnokształcące zainaugurowało działalność 1 września 1991 r. w budynku SP nr 56. Naukę rozpoczęli uczniowie dwóch klas. Wśród nich był Krzysztof Kaźmierowski, który tak wspomina początki „ogólniaka:
– Dyrektor Karaś zaraża nas wszystkich przyszłą wizją nowoczesnej, super wyposażonej, przyjaznej szkoły z silną pozycją na rynku edukacyjnym Poznania. W czynie społecznym, w wolną sobotę zjawiamy się prawie wszyscy i nosimy cegły, które układamy i szykujemy pod budowę nowego budynku.
Postawili na angielski i koszykówkę
Przez pierwsze lata powoli na wyposażeniu szkoły pojawiają się pomoce naukowe, telewizory, video, pierwsze komputery.
– To było inspirujące móc uczestniczyć w tworzeniu czegoś nowego - przyznaje Ewa Wrześniewska, ucząca na Krzesinach do dziś. – Jak zaczynaliśmy byłam jedyną anglistką, teraz jest nas 16.
Pani Ewa pochodzi z rodziny nauczycielskiej. Gdy dyrektor Karaś zaproponował jej pracę w powstającym liceum, spytała ojca, czy szkoła średnia na Krzesinach ma rację bytu.
– Widzę, że ten dyrektor to ambitny młody człowiek odpowiedział mi tata – opowiada E. Wrześniewska i z uśmiechem przypomina:
– Wtedy byliśmy młodsi o 25 lat. Przyjęłam ofertę, a wizja dyrektora się spełniła. Pracuję z ludźmi, którzy się lubią, są zżyci. Tutaj nikt nie zostanie sam ze swoim problemem.
Maria Skibińska uczyła w liceum języka polskiego. W 1997 r. przeszła na emeryturę.
– Uczniowie czuli się bezpiecznie – twierdzi. – Ze względu na panujący bezstresowy klimat liceum zyskało sobie miano „sanatorium”.
Izabela Kaczmarek, uczyła fizyki. Przypomina, że w tamtym czasie grono pedagogiczne składało się z 10 nauczycieli. – Postawiliśmy na angielski i koszykówkę – mówi dyrektor Karaś. – Z tym koszem to był przypadek. Znalazła się grupa zapaleńców, która przyjeżdżała o godz. 5 i grała aż do pierwszej lekcji. Pani Kaczmarek krzyczała, że chłopcy przychodzą spoceni na matematykę.
W pierwszym roczniku klasa „a” miała rozszerzony angielski, a „b” niemiecki. W „a” dominowali fani koszykówki, „b” była babską klasą z czterema męskimi „rodzynkami”. Wychowawczynią tej ostatniej została germanistka Maria Szydłowska.
Pani Maria mówi, że dzięki wymianie z Hanowerem uczniowie mogli doskonalić swoje umiejętności językowe. – Klaudia, uczennica mojej klasy złapała bakcyla i ukończyła germanistykę – nie bez dumy zaznacza M. Szydłowska. I dodaje, że były też wycieczki klasowe. Szczególnie zapamiętała tę w Sudety, gdy po długiej wędrówce po górach trafili do muzeum. Mieli tu obejrzeć film, ale krzeseł w sali było za mało. Uczniowie rozłożyli się na wykładzinie.
– Po chwili zapadła taka cisza, że można było usłyszeć brzęczenie muchy – wspomina pani Maria. – Do końca filmu dotrwały dwie uczennice i z konieczności ja. Żal było budzić śpiących...
W 1993 r. , po zakończeniu kariery zawodniczej, pracę w szkole podjęła Iwona Jabłońska. – I w kosza zaczęły też grać dziewczęta – dodaje A. Karaś.
I. Jabłońska podkreśla, że poziom nauczania był bardzo wysoki, jednak koszykarki świetnie godziły naukę ze sportem. – W 1999 r. i 2001 były organizowane miesięczne wyjazdy koszykarskie do USA – przypomina I. Jabłońska. – Poza poznawaniem Florydy, Chicago, Nowego Jorku, koszykarki wygrywały wszystkie turnieje. To budziło podziw Polonii amerykańskiej i podnosiło prestiż szkoły.
Krzesiny to marka
Polonistka Maria Róża Perzowa na rozmowę o pracę przyszła w czerwcu 2000 r. Za sobą miała nie najlepsze doświadczenia. Wrażenie zrobiło na niej wyposażenie szkoły. Trochę bała się początków w zgranym gronie pedagogicznym. Szybko jednak okazało się, że jest normalnie i przyjaźnie.
– Z dnia na dzień zdumiewał mnie styl zarządzania szkołą
– przyznaje M. R. Perzowa. – Odnosiło się wrażenie, że dyrekcja jest zawsze i wszędzie, ale zarazem jakby jej nie było... a drzwi pana dyrektora były najczęściej otwarte. Z czasem zrozumiałam, że podstawową zasadą, która tu obowiązuje, jest natychmiastowe działanie w pełnym spokoju i z rozwagą przy zachowaniu całkowitej dyskrecji.
Postacią absolutnie wyjątkową był dr Władysław Gust, który pracował na Krzesinach w latach 1994-2003, a wcześniej wykładał na Uniwersytecie im. A. Mickiewicza w Poznaniu. – Mój ojciec zdawał u niego maturę – mówi dyrektor Karaś. – Szukałem dobrego polonisty. Dr Gust sprawił, że język polski w naszej szkole osiągnął odpowiedni poziom.
Licealiści pamiętają polonistę, jak stoi przed szkołą, w nieodłącznym berecie, starym płaszczu, pali papierosa i patrzy za uganiającymi się uczniami. Pan profesor posiadał zieloną, małą książeczkę. Na jej pożółkłych kartkach skrupulatnie notował swoje uwagi, spostrzeżenia. Dzięki niej potrafił wymienić każdemu błędy z pierwszego semestru. To były dowody rzeczowe wskazujące, że skoro delikwent popełnia po raz drugi ten sam błąd, to się nie uczy.
E. Wrześniewska podkreśla, że nauczyciele rozmawiają ze sobą, wzajemnie się wspierają, mają kontakt z rodzicami, a dziecko nie jest anonimowe.
– Przyjazna atmosfera sprawia, że praca jest przyjemnością, staje się łatwiejsza
– uważa pani Ewa.
Wszyscy podkreślają, że są jedną wielką rodziną. Należą do tego grona także ci, którzy uczyli w pierwszych latach liceum, a potem przeszli na emeryturę. – Chętnie do na wracają – mówi dyrektor Karaś. – Przychodzą na Wigilię. Organizuję im wspólne wyjazdy, wakacje.
Ludzie czują się tu dobrze. Świadczy o tym fakt, że kilku absolwentów tutaj pracuje. Jednym z takich nauczycieli jest K. Kaźmierowski (matura 1995 r). – Przez te lata skład grona pedagogicznego się zmienił. Szkoła bardzo się rozwinęła. Tylko atmosfera jest wciąż ta sama. Świetna. No i myślę, że dyrektor z wiekiem troszeczkę złagodniał, choć nadal jest bardzo wymagający – mówi K. Kaźmierowski. – Uczniowie tu przychodzą, bo wiedzą, że mogą zdobyć dobre wykształcenie, choć okupione jest to dużą pracą. Krzesiny to marka.
Mariusz Wiśniewski, zastępca prezydenta Poznania przypomina, że liceum na Krzesinach nie ma tak długich tradycji, jak szkoły śródmiejskie. – Tworzyło swoją historię, renomę, pozycję od zera – dodaje M. Wiśniewski. I zaznacza, że wdraża się tutaj wiele innowacyjnych rozwiązań.
Nie ma, że boli. Trzeba „zakuwać”
Nowy budynek liceum wybudowano w 1998 r. Od 2006 r. uczniowie zespołu szkół korzystają z nowoczesnej hali sportowej. Placówka dysponuje świetną bazą dydaktyczną. Posiada w pełni wyposażone pracownie: informatyczną, biologiczną, chemiczną, fizyczną. W każdej sali są tablice interaktywne, stały dostęp do internetu. W ramach klas patronackich uczniowie i nauczyciele współpracują z Politechniką Poznańską, Uniwersytetem Artystycznym i UAM (Wydziały: Chemii, Biologii, Anglistyki, Filologii Polskiej i Klasycznej, Historyczny).
Uczniowie obowiązkowo uczą się angielskiego. Jako drugi, obowiązkowy język mogą wybrać chiński, francuski, hiszpański, niemiecki, włoski lub rosyjski. Chętni poznają też łacinę. Na tym jednak nie koniec. Od 2011 r. z wykorzystaniem internetu (e-learning) młodzież może uczyć się także fińskiego, holenderskiego, portugalskiego, włoskiego w ramach programu koordynowanego przez Uniwersytet Boloński. Partnerami projektu są uniwersytety: Lapland (Finlandia), Coimbra (Portugalia), Eotvos (Węgry), Katolicki Uniwersytet w Leuven (Belgia), UAM oraz trzy szkoły ponadgimnazjalne z Włoch, Węgier i liceum na Krzesinach.
– Kiedy trzy lata temu zastanawiałam się nad wyborem szkoły, kierowałam się swoimi aspiracjami – wyjaśnia Marianna Karwacka, która w maju zdaje maturę.
– Swoją decyzję oparłam na statystykach, rankingach, opiniach starszych kolegów, a także rodziców. Moją uwagę przyciągnęła bogata oferta językowa liceum na Krzesinach, w tym wysoki poziom nauczania języka angielskiego.
Potwierdzają to wyniki matur z 2016 r. Z poziomu podstawowego języka angielskiego średnia na Krzesinach wyniosła 97,1 proc. (województwo 70,85 proc.; kraj 77 proc.), a na poziomie rozszerzonym – 90,57 proc. (województwo 53,51 proc., kraj 61 proc.).
Nie ma, że boli, ale na Krzesinach trzeba „zakuwać”. Efekty jednak są. Wśród licealistów nie brakuje laureatów i finalistów olimpiad przedmiotowych, stypendystów prezesa Rady Ministrów, laureatów nagród prezydenta Poznania.
– W czasie, gdy nasi rówieśnicy w innych szkołach musieli podjąć decyzją dotyczącą swojej przyszłości, czyli wybrać rozszerzenia, my nie odczuwaliśmy tej presji
– twierdzi Jan Śmiełowski, uczeń klasy maturalnej. – W pierwszej klasie liceum nikt nie wymagał od nas wyboru specjalizacji, ale zapewniano nam wszechstronny rozwój. Mieliśmy czas na podróże, wycieczki, wymiany ze szkołami partnerskimi we Francji, Belgii, Niemczech, Włoszech i Rosji.
Lewy fanpage
Myli się jednak ten, kto myśli, że w tym liceum poza nauką nie istnieje życie. Szachy, tenis, koszykówka, siatkówka, koło teatralne, informatyczne, robotyki, plastyczne – to tylko niektóre propozycje ze szkolnej oferty. I oczywiście jest też czas na spotkania po szkole, zabawę czy prowadzenie strony na Facebooku „Krzesiny to nie szkoła, Krzesiny to styl życia”, z której wiele można dowiedzieć się o Krzesińskim Mordorze.
– To taki „lewy” fanpage założony przez jednego ucznia
– wyjaśnia Mariusz Kuć, nauczyciel.
Krzesiny stworzyły swój własny świat, bo kto słyszał w innych szkołach o „czarnym tygodniu”, podczas którego można poprawiać oceny? Kto uczył się angielskich słówek, grając w karty? Czy często zdarzały się lekcje na ławkach w blasku słońca, wydania gazetki szkolnej z kuponem na „nieprzygotowanie do lekcji”, trzynasty dzień miesiąca, kiedy można być bezkarnie nieprzygotowanym do lekcji czy pierniczki pieczone przez wychowawczynię? A może ktoś miał dyrektora, który przebrał się za Neptuna na chrzest beanów? Na Krzesinach inwencji twórczej, humoru i dystansu do siebie nie brakuje ani uczniom, ani nauczycielom.
E. Wrześniewska twierdzi, że nie widzi diametralnej różnicy między pierwszymi rocznikami licealistów, a obecnymi. – Są tacy, którzy angażują się w życie szkoły i tacy, którzy skupiają się tylko na nauce – mówi pani Ewa, której znaczące spojrzenie pamiętają wszystkie pokolenia licealistów, nerwowo wertujących notatki, gdy nauczycielka pochylała się nad dziennikiem, przesuwając długopisem po liście nazwisk.
– Pani profesor była wymagająca, ale uczciwa. To dzięki jej uporowi i wytrzymałości jestem dzisiaj zatrudniony w Oxfordzie – przypomina Krzysztof Kmieciak, maturzysta z 1996 r.
„Wrzesia”, jak ją nazywają uczniowie, czyli Ewa Wrześniewska potwierdza: – W szkole nie zawsze to doceniają. Dopiero po latach, gdy spotykam się z absolwentami, mówią „Dobrze, że pani cisnęła, to nam się przydało”.
Nauczyli nas, jak się nie poddawać
Przez te 25 lat mury krzesińskiego liceum opuściło 1621 absolwentów. – Wracają, żeby się pochwalić, na jakie studia się dostali, że zdali pierwszą sesję. Część studiuje za granicą, ale szkołę zawsze odwiedzają – twierdzi dyrektor Karaś. – Kiedyś taka pięcioosobowa grupa z pierwszego rocznika przyjechała z Irlandii na święta do Poznania. Wparowali tutaj w sylwestra. Szykowałem się akurat do domu. Rozsiedli się i wspominaliśmy dawne czasy do godziny 18.
Skąd wzięły się tak silne związki? – To szkoła, która nie ogranicza, a wspiera, która pomaga, a nie przeszkadza w spełnianiu marzeń – mówi Anna Mądrzak (matura 2011).
– To nauczyciele wpoili w nas podstawowe zasady – jak żyć, wierzyć w siebie, nie poddawać się. Przekonali nas, że warto marzyć i dążyć do realizacji swoich planów
– tłumaczy Agnieszka Gajewska (matura 1998).