Krzysztof Cugowski: Długie włosy działały na komunistów jak płachta na byka
Krzysztof Cugowski rozpoczyna solową karierę, wydając podwójny album „50/70”. Z tej okazji opowiada nam jak to było być idolem rockowym za czasów Peerelu i co kupił sobie za pierwsze sensowne tantiemy w wolnej Polsce.
FLESZ - Sadzonki zamów online i pomóż ogrodnikom
[video]9552[/video]
- Skąd pomysł na album „50/70”?
- Obchodzę w tym roku dwa jubileusze – pięćdziesięciolecie kariery i siedemdziesiąte urodziny. To one stały się pretekstem do stworzenia takiego wydawnictwa. Co prawda wolałbym, żeby było „15/30”, ale nie chce tak być. (śmiech) Płytę koncertową nagraliśmy rok temu i czekaliśmy na dokończenie studyjnej, bo to zawsze dłużej trwa. Większa część tego drugiego materiału powstała w Krakowie – choćby wszystkie moje wokale. Zagrali na niej też dwaj muzycy spod Wawelu – Jacek Królik i Robert Kubiszyn.
- Wybór piosenek na płytę studyjną jest dosyć nieoczywisty. Czym się pan kierował dokonując selekcji?
- Przede wszystkim wybierałem to, co lubię i to, co sprawiało mi największą przyjemność podczas śpiewania. Nie było właściwie innego kryterium. Oczywiście ze względu na ograniczenie czasowe płyty jest to tylko część utworów, które chciałbym, żeby się na niej znalazły. Przede wszystkim jest tu pierwsza piosenka, jaką nagrałem w życiu – „Blues George’a Maxwella”, który zarejestrowałem z Budką Suflera w marcu 1970 roku. Bardzo się bałem tego utworu, bo jest on już dosyć archaiczny i nie wiedziałem, jak się do niego zabrać. Ale udało się i teraz jest moim ulubionym z całej płyty.
W dalszej części naszego artykułu dowiesz się nieznanych szczegółów z życia twórczego artysty.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień