Krzysztof Globisz i jego najważniejsza rola, której się podjął poza sceną
Udar odebrał mu to, co - mogłoby się wydawać - dla aktora najcenniejsze: mowę. Ale teraz z trudem wypowiadanymi na scenie, pojedynczymi słowami - a częściej milczeniem - przekazuje niesłychanie wiele. Wszystko.
Kilka dni temu, Warszawa, nagrania „Pana Jowialskiego” dla Teatru Telewizji. Znów są na scenie razem, jak przez te wszystkie lata, od stanu wojennego i później, przez całe życie: on i Anna Dymna. Siostra i brat, jak lubią się określać. Nie tacy połączeni więzami krwi, ale więzami duszy, to chyba nawet cenniejsze.
Dymna gra jedną z głównych ról, pani Jowialskiej. Globisz - epizodyczną rolę lokaja. Powoli, ze skupieniem malującym się na twarzy, z precyzją, wypowiada słowa swojego bohatera. Może właśnie przez ten wysiłek efekt był, jak mówi Dymna, piorunujący. - Zdałam sobie sprawę, jak my lekceważymy słowo. A każde wypowiedziane przez Krzyśka ma nieprawdopodobną wagę i wartość. Żaden zdrowy aktor nie zagrałby tego tak dobrze. Po prostu Krzysztof jest wielkim artystą. Potrzebujemy go, również teraz, kiedy ma problemy z mówieniem. Jego walka o sprawność i stosunek do choroby pozwalają odkrywać, ile siły, cierpliwości i niezłomności w nas drzemie - opowiada aktorka.
Krzysztof Globisz jest ostatnio bardzo aktywny: występuje w kilku sztukach, działa na rzecz profilaktyki neurologicznej, wkrótce zacznie grać w serialu TVP „Leśniczówka” (człowieka po udarze, który wyprowadza się ze swoją córką, graną przez Jolantę Fraszyńską, poza miasto). No i oczywiście, rehabilituje się, a to ciężka, ciężka praca. Jednak jak patrzy się na niego i żonę, mówi Dymna, wyglądają na najszczęśliwszych.
Wieloryb na brzegu morza
Gdyby Globisz nie był Globiszem, czyli siłaczem o gołębim sercu, to słoneczne popołudnie w lipcu 2014 roku byłoby końcem. Końcem: pracy, marzeń, planów, tych chwil ulotnego szczęścia i powodów, które trzeba znaleźć, by codziennie wstać z łóżka.
Krakowski aktor akurat przebywa w Warszawie, czyta „Martwe dusze” Gogola dla Polskiego Radia. Potem, w hotelu, doznaje udaru mózgu. Przeżywa, ale ma niedowład części ciała. I afazję. Czyli, tłumacząc w skrócie: niemożność normalnego wypowiadania się.
Najpierw nie mówi w ogóle. Później, z trudem, tylko pojedyncze słowa: tak, nie, ja, Aga (to o żonie). Dzisiaj z wysiłkiem malującym się na twarzy potrafi już zbudować zdanie. Szuka słów, robi przerwy, nie zawsze mu wychodzi. Tak, jakby robił dwa kroki do przodu, żeby zaraz cofnąć się o jeden.
Ale walczy.
Na scenę Globisz wraca po raz pierwszy z początkiem 2016 roku. Gra epizodyczną rolę, na wózku, w „Podopiecznych” Pawła Miśkiewicza. Aktor stojący przy nim pomaga wypowiadać mu tekst. Mniej więcej w tym czasie dostaje angaż do napisanej specjalnie dla niego sztuki „Wieloryb The Globe” w reżyserii Evy Vysovej. To rzecz o wielkim, bezsilnym ssaku, wyrzuconym na brzeg morza, który nie potrafi komunikować się z innymi.
Z dalszej części artykułu dowiesz się:
- o Globiszu mówi się "wieloryb"
- czego bali się twórcy sztuki
- kogo upokorzył Globisz
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień