Śmieszna sprawa, że tak mało osób potrafi poprawnie zaśpiewać cały hymn - mówi Krzysztof Szubzda, satyryk
Ministerstwo Spraw Wewnętrznych wydało poradnik „Hymn Polski”, czyli jak śpiewać z szacunkiem i bez błędów. Właściwie do kogo skierowana jest ta broszura?
W założeniu skierowana jest do wszystkich. Minister Błaszczak pisze, że powinniśmy śpiewać hymn tak głośno, żeby słyszał nas cały świat. Ja też czuję się adresatem tej broszury. Możemy się śmiać, ale kilka pożytecznych wniosków wyciągnąłem po jej przeczytaniu. Dowiedziałem się, że śpiewa się „kiedy”, a nie „póki my żyjemy”.
To chyba dobrze, że śpiewamy, a nie milczymy zastanawiając się nad każdą literką w tekście?
Pewnie tak. Jednak hymn jest na tyle ważny, że powinniśmy się skupić również na tym, o czym śpiewamy. To jest trochę śmieszna sprawa, że tak mało osób potrafi poprawnie zaśpiewać cały hymn. Wczoraj zrobiłem eksperyment na paru osobach i muszę przyznać, że mało kto potrafił wyrecytować hymn od początku do końca.
Mimo to wszyscy głośno śpiewamy. A jakie najczęściej błędy popełniamy?
Powiem szczerze, do wczoraj śpiewałem „póki my żyjemy”. Bardzo polubiłem zwrotkę z Basią. Sam jestem ojcem, właśnie Basi. Tudzież nie mówię do niej zapłakany. Tutaj również często pojawia się błąd. Prawidłowo powinno być „już tam ojciec do swej Basi mówi zapłakany”, a nie „mówił ojciec do swej Basi cały zapłakany”. Jest również słynna zwrotka o Czarnieckim, zwanym Czarneckim. Co ciekawe, sam autor błędnie zapisał nazwisko hetmana.
Na szczęście ministerstwo wykryło błędy.
I poprawiło. Słyszałem też, że niektórzy rzucają się przez morze albo wracają przez nie. Tymczasem poprawnie jest „wrócim się przez morze”.
Broszura ma czterdzieści stron. Jest bogato ilustrowana. Znajdziemy w niej biografię Józefa Wybickiego, nuty na fortepian i inne instrumenty. Wyjaśniona jest każda zwrotka. Czy jest powód, żeby tak się spinać?
Chyba na tym polega cały ten urok, że trzeba wykonać te wszystkie rytuały. Ja też źle się w nich czuję. Czasami jak jestem proszony o zaintonowanie hymnu, to jest to jedna z trudniejszych rzeczy, które muszę w swojej pracy zrobić. Czuję się bardzo nieswojo, kiedy muszę się wyprostować, stanąć na baczność i zaśpiewać „jeszcze Polska nie zginęła”. Czasami mam ochotę rozbić tą zbyt nadętą atmosferę.
Czy są ludzie, którym chciałby Pan wysłać tą broszurę ?
Słyszałem o pewnym eksperymencie, w którym przepytano połowę posłów. Niektórzy mieli problem z wyrecytowaniem drugiej zwrotki, a co dopiero czwartej. Bardzo spodobały mi się fanaberyjne wersje naszego hymnu na przykład z PRL-u. Śpiewali o tym, że nie ma mięsa nie ma jajek, z głodu zjemy dzieło Lenina. Oczywiście wszystko do rymu.
Oprócz tej wersji możemy znaleźć również inne. Po warmińsku, śląsku, kaszubsku. Nie powinniśmy mieć jednego hymnu?
Skoro już dbamy tak o szczegóły, to powinniśmy ograniczyć się do jednego. Jednak ludzkie pragnienia są silniejsze i może niebawem pojawi się nasza podlaska wersja. Ze wszystkimi symbolami mamy wąską specyfikację. Kolory flagi narodowej są opisane tak fizycznym językiem, że konkretnego czerwonego nie można zastąpić jakimś innym, biały na fladze też jest tylko jeden. Tak samo czym innym jest Mazurek Dąbrowskiego, a czym innym Pieśń Legionów Polskich.