Ks. Radek Rakowski: Nie krytykuję osób LGBT, bo codziennie widzę ich twarze. To nie są obywatele drugiej kategorii
- Trudno mówić o mniejszości jako o zorganizowanej grupie rozsiewającej wszędzie zło. W moim przekonaniu trwa walka polityczna i słowa wypowiadane przez polityków bardzo instrumentalnie traktują grupę LGBT, bo który z nich zrobił dla nich cokolwiek dobrego? To nie są obywatele drugiej kategorii - tłumaczy w rozmowie z „Głosem" ks. Radek Rakowski, duszpasterz akademicki, katecheta i wikariusz z parafii pw. św. Stanisława Kostki w Poznaniu.
Od kilku dni politycy Zjednoczonej Prawicy oraz prezydent Andrzej Duda powtarzają, że LGBT to ideologia, a nie ludzie. Zgadza się ksiądz z tymi słowami?
Ks. Radek Rakowski: Jesteśmy w tej chwili w czasie kampanii wyborczej, która niestety przejawia się walką różnych obozów politycznych i wypowiedziami nastawionymi na szybki zysk, a nie zmianę rzeczywistości, czy pomoc ludziom znajdującym się w potrzebie. Jedni politycy mówią o ideologii, inni o ludziach, którzy należą do mniejszości. Będąc jednak częścią Kościoła, muszę iść tą drugą drogą, skupiając się na ludziach. Nawet prymas Wyszyński w czasach komunizmu nie próbował w swoich słowach i czynach personalnie atakować przedstawicieli ówczesnej władzy. Chciał im raczej pokazać prawdę, że Bóg ich kocha, że kocha każdego człowieka i doprowadzić ich do dobra. Podobny przykład dawał nam Jan Paweł II, który potrafił rozmawiać z generałem Jaruzelskim bez stosowania mowy nienawiści i języka, który, by go wykluczał. Jako chrześcijanie powinniśmy iść właśnie tą drogą.
Skoro ksiądz wspomniał o komunistach, ruch mniejszości seksualnych przez polityków prawicy często porównywany jest do bolszewizmu.
Stosowanie takich porównań jest zupełnie nieuprawnione. Trudno mówić o mniejszości jako o zorganizowanej grupie rozsiewającej wszędzie zło. W moim przekonaniu trwa walka polityczna i słowa wypowiadane przez polityków bardzo instrumentalnie traktują grupę LGBT, bo który z nich zrobił dla nich cokolwiek dobrego? To nie są obywatele drugiej kategorii. My chrześcijanie nie możemy się bać, nawet przegrać, ale musimy reagować na krzywdę. Jeśli przykładowo mielibyśmy dziś do czynienia z gnębieniem socjalistów, czy komunistów, to zawsze powinniśmy stawać po stronie słabszych, nawet jeśli kiedyś zwalczali oni chrześcijaństwo. Jeśli dziś osoby homoseksualne czują się poniżane, musimy reagować dokładnie w ten sam sposób. Wykluczanie kogokolwiek ze społeczeństwa demokratycznego jest zresztą bardzo niebezpieczne. Każdy kij ma dwa końca, bo dziś my możemy wykluczać jedną grupę, ale jutro to my możemy zająć jej miejsce.
Jak często w swojej pracy ma ksiądz do czynienia z osobami homoseksualnymi i biseksualnymi?
W szkole, w której uczę religii niemal w każdej klasie uczy się osoba homoseksualna, podobnie jest w duszpasterstwie, które prowadzę. Dlatego jeśli miałbym się dziś krytycznie wypowiadać o mniejszościach seksualnych, wizerunek każdego z nich stawałby mi przed oczyma. To samo czuję, kiedy ktoś poprosi mnie o ocenę zapłodnienia metodą in vitro. Czy miałbym wieszać psy na rodzicach dzieci poczętych w ten sposób, które chrzczę?
Wielu hierarchów na środowisko LGBT reaguje podobnie jak politycy. Wystarczy przytoczyć tu słowa o "tęczowej zarazie", które w ubiegłym roku wypowiedział abp Marek Jędraszewski. Czy tak trudno w Kościele znaleźć konsensus w tej sprawie, który polegałby na odnoszeniu się do mniejszości z szacunkiem?
Nie podzielam opinii duchownych, którzy sądzą, że grupa aktywistów jest w stanie zagrozić Kościołowi, który jest przecież potężną instytucją. Jako księża powinniśmy się raczej skupić na sumiennym wychowywaniu młodzieży, przykładaniu się do edukacji, szerzeniu Ewangelii. Zamiast pracować, stawiamy się w pozycji przegranego, tylko dlatego, że ktoś inaczej postrzega kwestie związane z wiarą czy rodziną. Osobiście nie czuję się zagrożony, nawet jeśli wdaję się w dyskusję z działaczami LGBT. Jezus rozmawiał z grzesznikami, jadał z nimi, przychodził do ich domów. To nie są moi wrogowie.
Skąd w polskim Kościele i wśród wiernych bierze się ten syndrom oblężonej twierdzy?
Często używamy starego języka, mówimy o tych samych sprawach zupełnie inaczej i się nie rozumiemy ze społeczeństwem. Wychodzi brak edukacji i nieznajomość Biblii. Jeśli czytalibyśmy Pismo Święte, mielibyśmy wiedzę o miłosierdziu, czy postępowaniu Chrystusa. Dziś zamiast tego niestety zbyt skupiamy się na sprawnym funkcjonowaniu samej instytucji, na tym, by było prosto, łatwo i przyjemnie. Jeśli taką przesłanką miałby kierować się w swoim życiu Jezus, na pewno nie umarłby na krzyżu i nie głosił by nauk, które w tamtych czasach szły pod prąd.
To w końcu jest miejsce w Kościele dla mniejszości seksualnych czy go nie ma?
W Kościele znajdzie się miejsce dla każdego, to jednak nie oznacza, że nie będziemy nazywać złych rzeczy po imieniu. Jako katolicy nie możemy popierać rozwiązłości seksualnej, czy pornografii, niezależnie jednak od tego, czy dotyczą osób hetero czy homoseksualnych. Moim zadaniem jako księdza jest to, by być początkiem zgody i pokoju w tym świecie, a nie kłótni, która do niczego nie prowadzi. Młodzi ludzi, z którymi pracuję nie czują się atakowani przez "ideologię LGBT", czuja za to potrzebę znalezienia pokoju w tym świecie. Róbmy więc swoje, a wtedy na pewno będziemy mieć więcej młodych ludzi w kościele, także tych homoseksualnych.
---------------------------
Zainteresował Cię ten artykuł? Szukasz więcej tego typu treści? Chcesz przeczytać więcej artykułów z najnowszego wydania Głosu Wielkopolskiego Plus?
Wejdź na: Najnowsze materiały w serwisie Głos Wielkopolski Plus
Znajdziesz w nim artykuły z Poznania i Wielkopolski, a także Polski i świata oraz teksty magazynowe.
Przeczytasz również wywiady z ludźmi polityki, kultury i sportu, felietony oraz reportaże.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień