Ks. Szpak łowił dla Pana Boga nawet satanistów
Dzisiaj i jutro „dzieci Andrzeja Szpaka” pożegnają wyjątkowego salezjanina, który mieszkał w Oświęcimiu, organizatora Pielgrzymki Młodzieży Różnych Dróg. Ksiądz Szpak przygarniał tych wszystkich, którzy nie mieścili się w „tradycyjnym” Kościele: hipisów, artystów, buntowników, narkomanów, wątpiących. Słowem: każdego.
Na Pielgrzymkach Młodzieży Różnych Dróg działy się rzeczy rozmaite. Śluby, chrzciny, nawrócenia, piękne msze, na których hipisi, zamiast pieśni kościelnych, śpiewali Beatlesów (skoro nie potraficie nic religijnego, to śpiewajcie, co znacie i lubicie, Bóg się też ucieszy - mawiał ksiądz Andrzej Szpak). Bywały długie rozmowy, może nawet kłótnie: o Boga, o wartości, o sens życia. Czasem, uczciwie trzeba przyznać, zdarzały się też narkotyki i alkohol. Bo jeśli zabronić młodemu, zbuntowanemu człowiekowi zapalić skręta albo napić się piwa po całym dniu chodzenia, to na żadną pielgrzymkę na Jasną Górę przecież już nie pójdzie.
Niektórzy, dowiedziawszy się, że trasa pielgrzymki księdza Szpaka w tym roku jest wyznaczona gdzieś w okolicach ich wsi, niemal modlili się: żeby tylko ci brudni hipisi nie szli pod moim domem. Bywało, że we wsiach zamykano szkoły, kościoły, a dzieci straszono, żeby nie zbliżały się do tych narkomanów i ich dziwacznego księdza. Albo, jak wspomina Gabriela Mruszczak (jedna z „owieczek” salezjanina, która napisała o nim pracę magisterską i nakręciła dwa dokumenty), ks. Szpaka i jego hipisów witano na rogatkach z widłami. Jednak Szpak (bo tytułowano go zazwyczaj po nazwisku) bardziej niż z opinią poukładanych gospodarzy, liczył się z tym, co dzieje się w sercach „jego dzieci”. Czyli: hipisów, buntowników, uzależnionych, z problemami. Łowił ich i przyciągał do pana Boga.
Te trudne dzieci księdza Szpaka, dzisiaj w dużej mierze już starzejące się, ustabilizowane (wśród nich naukowcy, zakonnicy, ale też skromnie, choć przyzwoicie żyjący pracownicy fizyczni) były z nim w chwilach, gdy umierał. Zwilżały usta i czoło. Trzymały za rękę. Modliły się. Śpiewały. Ksiądz Szpak odszedł w sobotę, otoczony swoimi wychowankami.
Ojciec
Piotr Kura, lat 50, Ślązak (były zakonnik, po dwóch udarach, dzisiaj pracuje w ochronie), czasem zastanawia się, co by stało się z jego życiem, gdyby na początku lat osiemdziesiątych nie spotkał księdza Szpaka.
Miał kilkanaście lat i był w życiu zupełnie pogubiony. Miał za sobą ucieczkę z domu, w którym, jak mówił, brakowało miłości. Nie żeby rodzice robili coś bardzo złego. Ot, typowa śląska rodzina: ciężka praca, rygor, surowe zasady. Dziewczynki przygotowywane do pracy w kuchni i opieki nad domem. Chłopcy - do pójścia na kopalnię albo znalezienia innej przyzwoitej pracy. Zamiast czułości i zrozumienia - ojcowski pas.
W dalszej części tekstu dowiesz się:
- jak wyglądały początki pielgrzymek z ks. Szpakiem i jakie wątpliwości do nich miała milicja?
- kiedy pielgrzymi widziani byli... nago?
- jak wyglądały ostatnie dni życia księdza?
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień