Nowy świat, nowi ludzie, nowa rzeczywistość. Nie polska, nie niemiecka, ale tutejsza. Rzeczywistość taka, w której zapominamy o granicach i stanowimy jedną wspólnotę... Tak ideę Słubfurtu tłumaczy Michael Kurzwelly.
Guten dzień, jistem nowoamerikaner... Takie słowa powitania można usłyszeć w Słubfurcie. Rebus do rozwiązania? Nic podobnego. Od jakiegoś czasu młodzież polska i niemiecka coraz częściej używa, a w zasadzie bawi się językiem słubfurckim. Jest to język, gdzie w jednym zdaniu sąsiadują słowa polskie i niemieckie. I nie do końca wygląda to wszystko karkołomnie, gdyż w tym szaleństwie tkwi metoda.
Nowa Ameryka już tutaj kiedyś była. Fryderyk II Wielki ściągał osadników, którzy wybierali się za chlebem za ocean
- Kiedyś zorganizowaliśmy dla młodzieży wycieczkę. Niemiecka młodzież bała się używać języka polskiego i na odwrót, młodzież polska miała problemy z językiem niemieckim. Wtedy wpadliśmy na pomysł, żeby zastępować słowa ze swojego rodzimego języka słowami sąsiada zza Odry - tłumaczy Michael Kurzwelly, artysta z Frankfurtu, twórca Słubfurtu. - Nagle ci młodzi ludzie zaczęli się bawić słowami. Zauważyliśmy, że to jest świetny sposób na naukę języka.
Tak więc język ten, przez zabawę i humor, stał się często wykorzystywany zwłaszcza przez młodzież pogranicza. Ale dla wielu młodych ludzi to nie tylko zabawa.
- Myślę, że język słubfurcki, zwany także nowoamerykańskim, ułatwia w znacznym stopniu tworzenie wspólnej tożsamości. Języki w dużym stopniu wpływają na sposób postrzegania świata i na sposób, w jaki odnosimy się do siebie i do innych. Tworzenie wspólnego języka to tworzenie wspólnego świata i wspólnego społeczeństwa - mówi „GL” Jonatan, dwudziestosiedmioletni mieszkaniec Frankfurtu.
Mieszkańcy Słubfurtu dziś witają się słowami „Guten dzień”. „Impreza”, która w języku niemieckim brzmi „veranstaltung”, w języku słubfurtu występuje jako „imprestaltung”. Polski „wniosek”, a niemiecki „Antrag” zastępuje słowo „wniostrang”, „wystawa” w języku niemieckim to „Ausstellung”, natomiast po połączeniu słów brzmi już „Ausstawa”.
- Takich przykładów jest mnóstwo, i jest to naprawdę dobry sposób na naukę języka przyjaciela zza Odry - mówi Kurzwelly.
Słubfurt i Nowa Amerika
Zaraz, zaraz, a skąd Nowa Amerika (pisownia oryginału)? Kiedy 17 lat temu Michael Kurzwelly zaproponował przerzucanie pomostów między Niemcami i Polakami, wydawało się to nierealne. Różne kraje, tradycje, języki... Jednak jego determinacja sprawiła, że w 2000 roku Słubfurt został wpisany do rejestru miast europejskich. Jest to połączenie dwóch dzielnic, części składowych Słub i Furtu, które dzieli Odra. To było pierwsze wpisane do rejestru miasto, które leży po obu stronach granicy. Ma swój herb, parlament ( każdy, kto przyjdzie na obrady, jest radnym), monety i - jak się okazuje - nawet swój język. Idąc za ciosem, w 2010 roku Kurzwelly stał się współtwórcą Nowej Ameriki.
- Zadzwonił do mnie Andrzej Łazowski ze Szczecina i zaproponował, żeby to, co robi Słubfurt, rozszerzyć na całą przestrzeń pogranicza. Zaprosiliśmy wtedy 16 osób z całego pogranicza i założyliśmy Nową Amerikę. Nowy świat, nowi ludzie, nowa rzeczywistość. Nie polska, nie niemiecka, ale tutejsza. Rzeczywistość taka, w której zapominamy o granicach i stanowimy jedną wspólnotę. Rzeczywistość, w której nieważne, czy jestem po stronie polskiej, czy niemiec-kiej. Jestem u siebie... - mówi artysta. - I tak ma się czuć każdy, kto tu mieszka. Nieważne, skąd przybył: czy z Ukrainy, czy ze wschodu. Mieszka tutaj i jest tym samym mieszkańcem Nowej Ameriki. Już wydaliśmy sporo dowodów osobistych Nowoamerykanina uchodźcom, którzy osiedlili się we Frankfurcie.
Wbrew pozorom nie wszyscy na działalność Michaela patrzą pozytywnie.
- Są ludzie i organizacje, które potępiają to, co myślę i co robię. Nie lubią nas. Jedna z organizacji w Słubicach wymyśliła naklejki, na których jest przekreślone godło Słubfurtu. Ostatnio miałem też anonimowy telefon z Frankfurtu. Ktoś nagrał się na sekretarkę. Mówił, że w tamtych czasach - nie określając, jakie to czasy - by mnie zastrzelono za zdradę ojczyzny. Mam również wielu przeciwników po drugiej stronie granicy, którzy twierdzą, że nie mam prawa mieszać się w sprawy polskie, że jestem Niemcem. Ja odpowiadam, że nie jestem Niemcem, tylko Nowoamerykaninem. Denerwują się wtedy strasznie... - dodaje artysta.
Zielona Berg, czyli Zielona Góra
Dlaczego Nowa Amerika? W dolnym biegu Warty, między Słońskiem a Ko-strzynem, przez wieki ciągnęły się nie-dostępne bagniska. W XVIII wieku Fryderyk Wielki osuszył i osiedlił tam rolników, którzy zamierzali wyemigrować w poszukiwaniu lepszej przyszłości. Oznajmił im wtedy, że nie muszą szukać szczęścia za oceanem, że tutaj jest ich Nowa Amerika. Siedliska, które powstały, otrzymały nazwy amerykańskich stanów lub egzotycznych krain. I tak była Floryda, Jamajka, Sumatra... Nazwy te obowiązywały do końca II wojny światowej. Zmieniło się, kiedy przyszła komisja do spraw nazewnictwa i na ziemiach odzyskanych wszystkie nazwy zmieniła na polskie. Dziś została tylko jedna wioska z tamtejszą nazwą: Malta.
- My, analogicznie do tej komisji, utworzyliśmy własną komisję do spraw nazewnictwa dla Nowej Ameriki i pozmienialiśmy wszystkie miana po stronie polskiej i niemieckiej na nazwy, które właśnie łączą słowa obu państw. Dokładnie jak język Słubfurtu, czyli Zielona Góra to Zielona Berk, bo berg to góra. Niemiecki Fuerstenwalde to Hrabiawalde, bo Fuerst to po polsku hrabia - kończy Kurzwelly. I dodaje w języku Nowoamerykanina: Dankuję füza zapladung (dziękuję za zaproszenie...).