Kto się boi decentralizacji? Nie wpisujmy jej w polską wojnę o wszystko
Uważamy, że najlepszym sposobem wzmocnienia naszej wspólnoty narodowej jest strategiczna decentralizacja - przekonują dr hab. Anna Wojciuk i prof. Fryderyk Zoll, dwoje naukowców zaangażowanych w projekt ZdecentralizowanaRP.
Podczas przemówienia dla Klubów Gazety Polskiej w Spale 15 czerwca prezes Jarosław Kaczyński skrytykował propozycje decentralizacji. Jest już kolejnym politykiem obozu rządzącego, który w pomyśle oddania większej sprawczości obywatelom Rzeczypospolitej widzi „likwidację Polski”. Konia z rzędem temu, kto odgadnie, jaki łańcuch przyczynowo-skutkowy miałby do tej likwidacji wieść. Wszak najsilniejsze państwa na świecie - Stany Zjednoczone, Niemcy, Szwecja, Szwajcaria, państwa, które podziwiamy (nawet jeśli nie zawsze lubimy), to te mocno zdecentralizowane. Jak się okazuje, w polskiej wojnie o wszystko, także temat decentralizacji może stać się pretekstem, by wskazać wroga i bezwzględnie się z nim rozprawić. Mniejsza o logikę. Kto by uwierzył, że naród, który jest skonfliktowany wewnętrznie, jest w lepszej sytuacji niż taki, który mądrze decentralizując obszary sporu, jest w stanie znaleźć porozumienie ponad partyjnymi podziałami w sprawach strategicznych dla wszystkich. A chyba właśnie o napędzanie konfliktu tutaj chodzi.
Uważamy, że tak gorący konflikt polityczny, z jakim mamy obecnie do czynienia, nie służy wspólnocie narodowej. Co prawda pojawia się wśród bardziej wyrafinowanych krytyków argument, że to właśnie ważne spory konstytuują wspólnoty, a różnice wizji i samorozumienia de facto nas łączą w dyskusji o wspólnocie. Stanowią paliwo dla emocjonalnego związku. Przykład II Rzeczypospolitej oraz liczne przypadki międzynarodowe wskazują jednak, że nawet jeśli spór faktycznie ma potencjał spoiwa, gdy staje się zbyt brutalny, wspólnotę niszczy, a współobywatela czyni wrogiem. W relacjach międzyludzkich zaczyna się wtedy pojawiać strach, resentyment, chęć zemsty. To wspólnoty nie buduje. Uważamy, że jesteśmy niebezpiecznie blisko wpadnięcia w dynamikę, która na długie lata osłabi naszą wspólnotę narodową.
Powodem naszego niepokoju jest to, że fundamenty identyfikacji obywatela z państwem są dziś podważone. Wielkie grupy ludzi, jakimi są narody, budują współcześnie swoją jedność na trzy podstawowe sposoby. Po pierwsze, w opozycji do dostatecznie potężnego wroga zewnętrznego. Po drugie, jedność jest budowana w oparciu o poszukiwanie „niebezpiecznego innego” wewnątrz wspólnoty. Po trzecie, państwa cywilizowane, które różne strony polskiego konfliktu podają dziś za wzór, łączy to, że wspólnotę budują poprzez stabilne instytucje państwa, z którymi obywatele się identyfikują i poprzez które zyskują oni podmiotowość, poczucie wpływu na wspólnotę oraz tego, że są ważną częścią tej wspólnoty.
Ten trzeci, najpotężniejszy mechanizm budowy współczesnych cywilizowanych wspólnot narodowych, jest dziś w Polsce w kryzysie. Część obywateli w sposób trwały odmawia legitymizacji kluczowym instytucjom. Budowanie państwa przez konflikt wewnę-trzny prowadzi do odmowy instytucjom państwa, obsadzanym w warunkach takiego konfliktu i przy braku minimalnej narodowej zgody, odpowiedniej legitymacji do sprawowania władzy. Następuje dekon-strukcja państwa.
Mamy też do czynienia z lojalnością kupowaną, na przykład poprzez jednorazowy transfer emerytalny. Zyskana w ten sposób lojalność wobec państwa nie jest ani trwała, ani rzeczywista. Ma charakter instrumentalny, tak jak instrumentalnie pomyślane jest świadczenie, które ją zapewnia. Uruchamiając na szeroką skalę takie metody pozyskiwania poparcia obywateli dla swoich planów, Prawo i Sprawiedliwość podejmuje ryzyko, że po pierwsze, wytworzona w ten sposób lojalność wobec państwa szybko wyparuje wraz z wydaną gotówką, a po drugie, rewolta drugiej strony, odmawiającej legitymizacji instytucjom, państwo to rozsadzi.
Gdy tym, co tworzy wspólnotę, jest identyfikacja z centrum, konflikt w centrum przenosi swoje przeciążenia na całą wspólnotę. Zwłaszcza jeśli spór jest toczony w logice: zwycięzca bierze wszystko. Uważamy, że wspólnoty narodowej w zachodnim, cywilizowanym sty-lu, nie da się budować, podważając instytucje państwa. Uważamy, że najlepszym sposobem wzmocnienia naszej wspólnoty narodowej jest strategiczna decentralizacja. Decentralizacja ta musi być przemyślana i tak zaprojektowana, by wspólnotę wzmacniać i być wolną od wszelkich zachęt dezintegracyjnych. Jak to sobie wyobrażamy?
Odpowiedzią jest mocniejszy udział wspólnot lokalnych we wspólnocie narodowej oraz wspólnych instytucjach państwowych. A także przybliżenie obywatelom decyzji, które ich dotyczą. Celem jest uczynienie lokalności sprawą ogólnopolską, dowartościowanie jej, danie większej przestrzeni i wagi w debacie, która dotyczy całej wspólnoty narodowej. Uważamy, że jedną z przyczyn dzisiejszego kryzysu jest to, że sprawy ważne lokalnie nie są dziś sprawami całej wspólnoty narodowej. Zwróćmy uwagę na przekaz mediów ogólnopolskich - lokalne społeczności i lokalne sprawy są tam dziś eksponowane po pierwsze w kontekście wizyt wysokiej rangi urzędników z Warszawy, którzy coś przywożą i czegoś w zamian oczekują. Po drugie, są eksponowane jako potencjalne zaplecze służące zdobyciu stolicy, albo - odwrotnie - jako potencjalna przeszkoda w zdobywaniu Warszawy. Rzadko kiedy problemy lokalnych społeczności są przedstawiane poza takim instrumentalnym kontekstem.
Wyobraźmy sobie, o ile wię-ksze znaczenie lokalne społeczności miałyby dla całej wspólnoty, gdyby - dysponując pieniędzmi podatników i większymi kompetencjami regulacyjnymi - mogły samodzielnie rozwiązywać problemy codziennego życia rodaków, którymi nie musi zajmować się Warszawa. Oczy innych regionów byłyby zwrócone w kierunku tych, którzy znajdą najefektywniejsze rozwiązania. Którzy skutecznie rozwiążą problem kolejek do specjalistów, za zgodą obywateli tak zbudują zachęty w ramach środków 500+, że, prócz zabezpieczenia bytu materialnego rodzin, uzyskają realny wzrost dzietności, stworzą model edukacji na miarę XXI wieku albo przynajmniej z sensem powiążą szkolnictwo zawodowe ze strategią rozwo-ju regionu. Projekt #ZdecentralizowanaRP, w którego przygotowaniu uczestniczyliśmy, takie rozwiązanie nazywa systemem uczącym się. Proponuje on, by w sprawach, które nie są strategiczne dla całego państwa, poszukiwać skutecznych rozwiązań na poziomie regionalnym i następnie uczyć się od tych, którzy znajdą najskuteczniejsze recepty w tych, często najistotniejszych kwestiach z punktu widzenia codziennego życia obywateli.
Innym sposobem wzmocnienia lokalności byłoby to, aby w ramach wzmocnionych województw samorządowych, a także gmin i powiatów, wybory do władz lokalnych odbywały się nie wszystkie w jednym roku, a na przykład cztery województwa corocznie. To nie tylko uodparnia demokrację na efekty cyklu ekonomicznego, czyli sytuacje, w których partie polityczne płacą karę lub uzyskują niezasłużony bonus wynikający z koniunktury lub dekoniunktury gospodarczej, która od rządzących zależy tylko w minimalnym stopniu. Zwiększa się tym samym rozli-czalność władzy. Ale to też buduje wspólnotę. Bo cała Polska patrzy na te cztery regiony, które akurat przeprowadzają wybory. Cała wspólnota lepiej rozumie problemy i specyfikę poszczególnych województw. Tak już dziś jest w państwach zdecentralizowanych. Siła wspólnoty cementowana jest znajomością współobywateli z innych regionów i poważnym traktowaniem ich problemów. Cała Polska miałaby również istotne zachęty, by interesować się regionami, gdyby głosujący głosem proporcjonalnym do liczby mieszkańców marszałkowie wchodzili w skład Senatu RP, który stałby się izbą samorządową. Zmieniające się sympatie polityczne regionów wpływałyby na dynamikę Senatu RP, a tym samym miały znaczenie dla całej wspólnoty.
W tak scentralizowanym państwie jak Polska, wszystkie oczy zwrócone są ku Warszawie. Ku Warszawie nakierowane są też ambicje. Uważamy, że polską wspólnotę wzmocniłoby, gdyby ludzie, którzy chcą działać dla dobra wspólnego, którym bliskie jest zaangażowanie publiczne, mogli realizować swoje marzenia i ambicje w swoich regionach. A nie musieli przenosić się do Warszawy.
Teza, że wzmocnienie władzy lokalnej i konsekwentna realizacja zasady pomocniczości zagraża spoistości wspólnoty narodowej, nie daje się obronić. Przeniesienie uprawnień na niższy poziom pozwala realizować na poziomie centralnym politykę wzmacniającą wartość narodowej wspólnoty jako takiej. To kolejne wybory, które przebiegają w myśl zasady: zwycięzca bierze wszystko i powiązany z tym triumfalizm jednych i frustracja drugich, prowadzą do rozpadu wspólnoty politycznej. Zdecentralizowanie kraju łącznie z decentralizacją ważnych procesów politycznych stwarza nadzieję na powstrzymanie uruchomionych mechanizmów samozagłady wspólnoty.
Dlatego na projekt decentralizacji należy patrzeć jako na szansę zatrzymania destrukcji wspólnoty narodowej i na rozpoczęcie jej żmudnej odbudowy. Wiara, że państwo w swojej złożoności i różnorodności da się zastąpić nieformalnym ośrodkiem dyspozycji politycznej, prowadzi do faktycznego podkopania państwa i wspólnoty narodowej. A przecież nie o to chodzi krytykom decentralizacji.
Anna Wojciuk jest dr. hab. politologii na Uniwersytecie Warszawskim. Fryderyk Zoll jest profesorem nauk prawnych na Uniwersytecie Jagiellońskim i na Uniwersytecie w Osnabrück. Tekst wyraża prywatne poglądy autorów.